Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

UE szykuje pieniądze dla Polski. Ale ważna będzie „praworządność”

Szefowa KE Ursula von der Leyen prezentuje plan pomocy i projekt nowego budżetu UE. Szefowa KE Ursula von der Leyen prezentuje plan pomocy i projekt nowego budżetu UE. Johanna Grenon / Forum
Polska ma być w czołówce krajów korzystających z funduszu odbudowy. Ale Unię czekają jeszcze bardzo trudne rokowania w sprawie ostatecznego kształtu tej pomocy.

Komisja Europejska przedstawiła dziś nowy pakiet finansowy, który składa się ze zrewidowanego projektu budżetu na lata 2021–27 oraz – to gwóźdź programu – z funduszu odbudowy do walki z koronakryzysem. I to tak, aby nie było wielkich różnic między krajami i regionami, bo podkopałoby to polityczną i społeczną spójność wspólnoty.

Choć pandemia dotychczas dotknęła najmocniej kraje Południa, to fundusz („Recovery Instrument”) jest całkiem hojny także dla Polski. Podział pieniędzy jest związany m.in. ze skalą uderzenia w PKB, ale mierzonego nie tylko przez głębokość recesji w tym roku (Polska ma najpłytszą recesję), lecz przez porównanie do przedkryzysowych prognoz wzrostu.

Czytaj też: „Lato nie będzie normalne”. Bruksela chce ratować wakacje

Komisja Europejska inwestuje w „zielone”

Fundusz ma opiewać na 750 mld euro (pół biliona w dotacjach plus 250 mld euro w tanich pożyczkach), które Komisja Europejska pożyczy na rynkach finansowych pod gwarancje krajów Unii. Wedle wstępnych wyliczeń największym beneficjentem dotacji będą Włochy (81,8 mld euro), Hiszpania (77,3 mld euro), Francja (38,8 mld euro) i Polska (37,7 mld euro). Potem Niemcy (28,8 mld euro), Grecja (22,5 mld euro) oraz Portugalia (15,5 mld euro). Polska „działka” to łącznie 63,8 mld euro po dodaniu prawa do tanich kredytów.

Pieniądze z funduszu mają być wydawane w ramach programów przedstawianych przez kraje do zatwierdzenia przez Komisją Europejską (za zgodą większości członków). Programy mają być powiązane z dorocznymi rekomendacjami KE. Tegoroczny projekt dla Polski zaleca kierowanie inwestycji w kierunku polityki ekologicznej i cyfrowej, „poprawę klimatu inwestycyjnego, w szczególności przez ochronę niezależności sądów”, „udoskonalanie form pracy w zmniejszonym wymiarze czasu”, a także „lepsze ukierunkowanie świadczeń społecznych”.

To oznacza, że opracowane przez rządy „plany odbudowy” będą musiały być bardzo „zielone”, a z funduszu zwiększony zostanie Fundusz Sprawiedliwej Transformacji z planowanych 7,5 mld euro do aż 40 mld euro. To pieniądze na pokrycie kosztów społecznych m.in. na Górnym Śląsku, które trzeba będzie ponieść, dochodząc do neutralności klimatycznej w 2050 r.

Czytaj też: Północ–Południe. Koronakryzys zaczyna dzielić Unię

Łyżka dziegciu dla Warszawy

Dla rządu PiS jest też gorsza wiadomość. Skoro projekt budżetu oraz fundusz odbudowy to teraz jeden pakiet, to są objęte zasadą „pieniądze za praworządność” zaproponowaną przez KE w 2018 r. Co więcej, w razie łamania zasad praworządności zawieszanie lub redukowanie wypłat dokonywałoby się na wniosek Komisji, do uchylenia którego Polska musiałaby zebrać głosy co najmniej 15 z 27 krajów reprezentujących 65 proc. ludności Unii. To bardzo trudne.

Komisja chce, by fundusz obył się bez żadnych dodatkowych składek. Unijne obligacje miałyby być spłacane przez budżet UE (dopiero po 2027 r. i aż do 2058) wyłącznie z dodatkowych źródeł: wpływów ze sprzedaży zezwoleń na emisję, „opłaty węglowej” nakładanej na towary importowane spoza Unii, opodatkowania działalności korporacji międzynarodowych oraz podatku cyfrowego.

Gdyby kraje zgodziły się na te wszystkie nowe źródła, starczyłoby z naddatkiem na spłatę. Ale np. Polska nie zgadza się na finansowanie z certyfikatów CO2.

Decyzje muszą być sfinalizowane do 2024 r. Jeśli się nie uda, pozostanie cięcie wydatków w innych działach budżetu po 2027 r. lub – nawet w tym wariancie Polska nie zostałaby „płatnikiem netto” – podwyższenie składek od krajów Unii.

Czytaj też: Świat u progu recesji. Jak źle będzie? Spójrzmy na literki

Klub oszczędnych trzyma się za kieszeń

Komisja Europejska nie wprowadziła większych zmian do „starego” projektu budżetu na lata 2021–27 w kształcie z lutowego szczytu (podwyższyła całą pulę z 1094 do 1110 mld euro), który przewidywał dla Polski ok. 66 mld euro z polityki spójności oraz ok. 27,6 mld euro z polityki rolnej (odpowiednio o 21 proc. i 8 proc. mniej, niż przypada Polsce w kończącej się siedmiolatce 2014–20).

Propozycja 500 mld euro dotacji jest spójna z porozumieniem Angeli Merkel i Emmanuela Macrona z zeszłego tygodnia. Ale „klub oszczędnych” (Holandia, Austria, Szwecja, Dania) do wczoraj powtarzał, że jest przeciwny dotacjom dla poszczególnych krajów z funduszu odbudowy, choć Skandynawowie zaczęli sygnalizować gotowość do pewnych ustępstw.

Do kompromisu bardzo wyboista droga. Cały pakiet musi być jednomyślnie zatwierdzony na szczycie UE najpóźniej w lipcu, a potem przez Parlament Europejski.

Czytaj też: Kryzysowy pakt Merkel z Macronem. Co na to reszta UE?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną