Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

„Terroryści”. Antifa znów na celowniku Trumpa

Trwają protesty po zabójstwie George’a Floyda. Trwają protesty po zabójstwie George’a Floyda. Phil Roeder / Flickr CC by 2.0
Prezydent USA po raz kolejny zapowiada wpisanie Antify na listę organizacji terrorystycznych. Wini ją o podsycanie protestów po śmierci George’a Floyda.

Im dłużej trwają protesty po zabójstwie George’a Floyda, tym większe napięcie w rządzie federalnym. Nie uspokoiło społecznych nastrojów postawienie zarzutu morderstwa Derekowi Chauvinowi, wydalonemu już ze służby w Minneapolis, który kolanem dociskał szyję Floyda i doprowadził do jego śmierci. Pozostali funkcjonariusze uczestniczący w brutalnym zatrzymaniu nie zostali postawieni w stan oskarżenia, a tylko wyrzuceni z pracy. Dla demonstrantów to znak, że z Chauvina władze usiłują zrobić kozła ofiarnego, a sprawę uznać za jednorazowy akt przemocy, a nie przejaw systemowej opresji.

Wstęp do wojny kulturowej w USA

Problemu w szerokiej perspektywie nie widzi też Donald Trump. Jego wpisy na Twitterze to otwarte zaproszenie do wojny kulturowej. Protestujących nazwał przestępcami, zarzucał im plądrowanie miast, a stosowaną wobec nich przemoc policji uznał za zasadną, do tego świadczącą o sile państwa. Dał do zrozumienia, że pod jego rządami białych i czarnych obowiązują różne porządki prawne.

W wyniku protestów wprowadzono godzinę policyjną w aglomeracji Minneapolis-Saint Paul i dziesiątkach innych miast w całym kraju. Niewtajemniczeni ze słów Trumpa mogliby wywnioskować, że gniew układa się wzdłuż podziałów rasowych. Nic bardziej mylnego – protestują biali, przedstawiciele mniejszości rasowych i etnicznych. Domagają się sprawiedliwości po śmierci Floyda i trwałych zmian systemowych.

Czytaj też: Reżyser Spike Lee o rasizmie w USA

Antifa znów na celowniku Trumpa

Protesty wybuchały spontanicznie lub skupiały się wokół grup wspierających czarnoskórych obywateli. Prawie wszędzie byli obecni przedstawiciele ACLU – American Civil Liberties Union, pozarządowej organizacji chroniącej prawa człowieka, bardzo krytycznej wobec Trumpa: w sądach, mediach i na ulicach. Marsze z ostatniego tygodnia to w skali kraju luźny konglomerat setek mniejszych i większych organizacji, ale też tysięcy ochotników, niezrzeszonych pod żadnym adresem instytucjonalnym. Ponieważ nie stanowią jednolitej masy, ciężko uderzyć w nich wszystkich naraz. Trump wybrał za cel jeden ruch społeczny i uczynił z niego symbol bezprawia i anarchii. Nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz padło na Antifę.

W niedzielę 31 maja prezydent ogłosił na Twitterze, że jego rząd „uznaje ANTIFĘ za organizację terrorystyczną”. Na razie nie ma to żadnych prawnych konsekwencji, bo nie podjął w tym kierunku formalnych kroków. I nie wiadomo, czy podejmie. Konstytucjonaliści zgadzają się, że nie ma takiej prerogatywy.

Kraj prowadzi listę organizacji uznawanych za terrorystyczne, ale mogą na nią trafić tylko grupy zagraniczne. Nie bez powodu zajmuje się tym departament stanu, czyli służba dyplomatyczna USA. Są na liście m.in. kolumbijska partyzantka FARC, al-Kaida czy maoistyczny Świetlisty Szlak. Grupy są monitorowane, blokuje się ich operacje finansowe w Stanach, a każdy obywatel, który zechce z nimi współpracować, może usłyszeć zarzut zdrady stanu pod groźbą pozbawienia wolności.

Czytaj też: Niespełnione marzenie Martina Luthera Kinga

Republikanie w ostatnich dziesięcioleciach postulowali utworzenie krajowej listy terrorystów. Ale żadna taka nie funkcjonuje. Trump nie może więc wpisać Antify do rejestru terrorystów, bo taki rejestr nie istnieje. Nie wiadomo nawet, kogo prezydent chce pociągnąć do odpowiedzialności. To bowiem ruch niezinstytucjonalizowany – nie ma osobowości prawnej, lidera, siedziby, zarządu, struktur. To bardziej ruch społeczny, skupiony wokół wspólnoty wartości. Choćby dlatego deklaracja Trumpa ma wątpliwe podstawy. Skoro nie da się zweryfikować członkostwa w Antifie, to jak uznać, że jej zwolennicy to już terroryści, a nie zwykli obywatele o poglądach, których władza nie podziela?

Trump chce, kruczek się znajdzie

ACLU w mediach społecznościowych podkreśla, że Trump narusza pierwszą poprawkę do konstytucji, regulującą kompetencje rządu w kwestiach wolności słowa i głoszenia poglądów politycznych. W podobnym tonie wypowiadają się byli urzędnicy, m.in. cytowana przez „New York Timesa” Mary B. McCord, dawna szefowa departamentu bezpieczeństwa wewnętrznego. Nie mówiąc o tysiącach uczestników weekendowych protestów, którzy w słowach Trumpa widzą próbę zastraszania.

Potwierdzałaby to wypowiedź prokuratora generalnego USA Williama Barra, znanego z wynajdywania kruczków prawnych dla uzasadniania różnych pomysłów prezydenta. Barr chce współpracować z FBI i władzami stanowymi, by identyfikować demonstrantów z Antify i innych grup. Uważa ich za terrorystów i tak też mają ich traktować służby mundurowe czy sądy.

Wygląda na to, że komunikat Trumpa pozostanie wpisem na Twitterze bez mocy prawnej. Antify na listę terrorystów prezydent nie wpisze, ale otworzy furtkę do inwigilacji osób z nią związanych. Już raz próbował – w lecie 2019 r., wsparty chórem konserwatywnych polityków, stwierdził, że Antifa zagraża amerykańskiej demokracji. Porównał ją do gangów narkotykowych i bliskowschodnich grup terrorystycznych. Jego zdaniem to właśnie antyfaszystowska lewica destabilizuje kraj, więc trzeba ją usunąć. Oczywiście w jedyny możliwy sposób, czyli z pomocą policji i poprzez inwigilację.

Czytaj też: Najniebezpieczniejsi kryminaliści na wolności

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną