Poparte przez Rosjan poprawki do konstytucji to ponad 9 tys. słów, które zwiększają jej objętość o ponad 40 proc. Trudno zatem mówić, że cokolwiek ważnego zachowało się z tej pierwotnej, liberalnej ustawy zasadniczej z 1993 r. Zanim w ostatnim tygodniu czerwca zmiany zaakceptowało oficjalnie 78 proc. głosujących przy 65-proc. frekwencji, już wcześniej stały się one obowiązującym prawem, bo zgodziły się na nie Duma i sąd najwyższy. Ale to nie oznacza, że głosowanie powszechne było tylko spektaklem.
„Referendum” odbyło się już po oficjalnym zakończeniu pandemii, choć Rosja wciąż notuje dziennie ponad 6 tys. nowych przypadków, a w liczbach bezwzględnych wyprzedza ją już tylko Ameryka i Brazylia. Jak napisała w „The Moscow Times” analityczka związana z fundacją Carnegie Tatiana Stanowaja, obostrzenia musiały jednak ulec polityce, aby mogła się odbyć „psychologiczna zaprawa” – czyli opóźnione obchody Dnia Zwycięstwa – i odpowiednio nastroić Rosjan, a potem można było przeprowadzić samo głosowanie.
Wśród tych 9 tys. słów każdy znajdzie coś dla siebie: od praw zwierząt po
reorganizację państwowego urzędu meteorologicznego. Ale w zasadzie liczy się tylko jedno zdanie – to, które resetuje licznik prezydenckich kadencji. Oznacza, że rządzący Rosją od dwóch dekad Władimir Putin będzie mógł pozostać na stanowisku (o ile wygra wybory, oczywiście) nawet do roku 2036 – czyli że po zakończeniu obecnej kadencji w 2024 r. będzie mógł walczyć o dwie kolejne, po sześć lat każda.
Co istotne, ta najważniejsza zmiana w zasadzie nie zaistniała w kampanii przed głosowaniem. Kampanii, co trzeba podkreślić, zrobionej z niespotykanym rozmachem. Władze wciągnęły do niej wielu celebrytów i ludzi niezwiązanych na co dzień z polityką.