Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Pogłoski o śmierci wirusa są mocno przesadzone

W niektórych krajach, np. w Bangladeszu (na zdjęciu Dhaka), trudno zachować dystans społeczny. W niektórych krajach, np. w Bangladeszu (na zdjęciu Dhaka), trudno zachować dystans społeczny. Suvra Kanti Das/Zuma Press / Forum
Pandemia wciąż przybiera na sile. Wiele krajów nie mówi nawet o drugiej fali, bo nie skończyła się pierwsza. A przedłużający się lockdown lada moment może doprowadzić do różnych kryzysów społecznych.

15 lipca w pandemicznym kalendarium to jedna z czarniejszych dat dla Ameryki Łacińskiej. Tego dnia Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ogłosiła, że suma ofiar śmiertelnych koronawirusa w tym regionie przekroczyła tę w USA i Kanadzie i ustępuje już tylko Europie. Stała się ona drugim najmocniej poszkodowanym przez wirusa obszarem na świecie. Niewykluczone, że niedługo kraje Ameryki Łacińskiej obejmą prymat w tej tragicznej klasyfikacji.

Czytaj też: Drugi lockdown. Koronawirus latem wciąż groźny

Ponad 2 mln zakażeń w Brazylii

Od marca choroba zabrała 145 tys. istnień. Ponad połowa – 76 668 – to ofiary z Brazylii. W największym kraju regionu odnotowano ponad 2 mln przypadków infekcji, to aż dwie trzecie wszystkich latynoamerykańskich pacjentów. Zajmuje pod tym względem drugie miejsce, ustępując USA. Sąsiedzi Brazylii nie radzą sobie o wiele lepiej. Nikomu poza Paragwajem i Urugwajem nie udało się spłaszczyć krzywej zachorowań – w większości miejsc wciąż rosną, zwłaszcza w Kolumbii i Argentynie. W dziesiątce państw z największą liczbą chorych są Chile, Meksyk i Peru.

Ten ostatni kraj znalazł się w sytuacji katastrofalnej. Przy ponad 340 tys. zakażeń i trwającym już czwarty miesiąc stanie wyjątkowym system opieki zdrowotnej jest niewydolny, a lada moment taki scenariusz może czekać gospodarkę. Do końca roku, głównie z powodu koronawirusa, skurczy się ona według projekcji Międzynarodowego Funduszu Walutowego o 13,9 proc. Recesja czeka zresztą cały region, który zmniejszy się łącznie o 9,4 proc. Już widać pierwsze skutki: ogromny wzrost bezrobocia i nową falę przestępczości. A to z kolei przełoży się na inny problem strukturalny – czyli głód. World Food Project szacuje, że do końca roku liczba osób cierpiących na stałe niedożywienie wyniesie w Ameryce Łacińskiej 16 mln, cztery razy więcej niż w 2019 r. Jeśli dodać do tego ogromny problem migracyjny, wywołany falami osób przemieszczających się głównie z Wenezueli i krajów karaibskich, widać jak na dłoni, że koronawirus to tutaj już kryzys humanitarny, ogarniający dziesiątki milionów osób.

Czytaj też: Bolsonaro w maseczki nie wierzył, przed wirusem nie uciekł

Trump wciąż zaklina rzeczywistość

Nie lepiej jest na północy. Stany Zjednoczone zaczynają przypominać parodię samych siebie. Gdy kraj niemal codziennie bije rekordy zachorowań, Donald Trump nieustannie zaklina rzeczywistość, jakby pandemia nigdy nie wybuchła. Regularnie wygłasza komentarze i wydaje decyzje stojące w opozycji do stanowiska środowisk naukowych, CDC – rządowej agendy epidemicznej – a nawet własnej administracji. Wciąż uważa, że sytuacja jest opanowana na tyle, żeby wznowić od jesieni działalność szkół, otworzyć bary i restauracje, zakończyć przymusową izolację i przede wszystkim kontynuować przerwaną przez Covid-19 kampanię wyborczą.

I choć rzeczywistość nie chce się dopasować do jego wizji, Trumpa to nie zniechęca. Próbuje rzeczywistość zmienić, a w najgorszym razie ukryć. Idąc śladami innego populistycznego radykała, prezydenta Brazylii Jaira Bolsonaro, zaczyna manipulować danymi na temat wirusa, zakazując szpitalom dzielenia się informacjami z CDC. W propagandzie sukcesu wspiera go wiceprezydent Mike Pence, który ponad miesiąc temu pisał w felietonie na łamach „Wall Street Journal”, że Ameryka „wygrała walkę z koronawirusem”.

W tej ideologicznej krucjacie prezydencka administracja ma jednego wyraźnego przeciwnika. Jest nim dr Antony Fauci, szef Narodowego Instytutu Alergii i Chorób Zakaźnych, jedna z jaśniejszych postaci amerykańskiej pandemii. Fauci mówił niedawno, że „pandemia w USA dopiero się zaczyna”. Słowa te mocno kontrastują z narracją Białego Domu, więc republikanie starają się eksperta zdyskredytować. Cytowane przez media wypowiedzi określają mianem histerii i szukają haków. Anonimowy rozmówca z Partii Republikańskiej powiedział niedawno portalowi „Politico”, że przeciw naukowcowi rozpoczęto proces tzw. opposition research, czyli kolekcjonowania również prywatnych informacji w celu znalezienia kompromitujących faktów. A wszystko to w kraju, w którym na Covid-19 zachorowało już ponad 3,5 mln osób, a zmarło 138 tys.

W Indiach ponad milion zakażeń

O ile o kryzysowej sytuacji w USA i Ameryce Łacińskiej napisano i powiedziano już sporo, o tyle wciąż nienaświetlone, a pogarszające się są sytuacje w dwóch innych ogniskach: Indiach i RPA. Geograficzne rozłożenie nowych przypadków najlepiej pokazuje dana z 15 lipca, kiedy na całym świecie zarejestrowano 230 tys. nowych przypadków koronawirusa. Aż dwie trzecie pochodziły tylko z czterech krajów: USA, Indii, RPA i Brazylii.

Indie w rankingu zachorowań awansowały na trzecie miejsce, z całkowitym wynikiem przekraczającym milion osób. Dziennie notuje się ponad 30 tys. nowych pozytywnych wyników testów, głównie w dużych miastach. Dane są niemal na pewno zaniżone, bo indyjska służba zdrowia zwyczajnie nie ma zasobów, żeby przebadać odpowiednio dużą część populacji. Pandemia przybiera na sile, odkąd w ubiegłym miesiącu premier Narendra Modi ogłosił ogólnokrajowe odmrożenie. Zrobił to z pobudek ekonomicznych – gospodarka nie wytrzymałaby dalszej izolacji, a po trzech miesiącach bardzo rygorystycznego lockdownu pracę straciło ponad 100 mln osób. Już przed pandemią Indie zmagały się z perspektywą recesji, a teraz, przy skurczeniu się gospodarki o 9,5 proc., perspektywa ta stała się rzeczywistością. Podobnie jak w Ameryce Południowej błyskawicznie przełoży się to na kryzys humanitarny – badacze z MIT szacują, że pod względem konsekwencji społecznych do końca roku to Indie będą krajem najmocniej poturbowanym przez wirusa.

RPA przegrywa walkę z Covid-19 głównie z powodu ogromnych nierówności społecznych. Ogniska choroby wybuchają przede wszystkim w biedniejszych dzielnicach, zamieszkałych głównie przez czarnoskórych obywateli. Służba zdrowia często nie istnieje w ogóle, a nawet w bogatszych regionach dominuje w niej chaos instytucjonalny i braki zaopatrzeniowe. Sytuacja wymyka się spod kontroli do tego stopnia, że nie wiadomo nawet dokładnie, ile osób codziennie dopisywanych jest do listy chorych. Szpitalom zdarza się zgubić wyniki testów.

Czytaj też: Najdziwniejsze wakacje w historii

Koronawirus na południu Europy

Koronawirus, choć na razie punktowo, wraca też do Europy. Znaczące wzrosty zachorowań zaobserwowano już w Hiszpanii i Portugalii, coraz większe niebezpieczeństwo drugiej fali widać we Włoszech. Tylko w piątek 17 lipca zachorowały tam 233 osoby, zmarło 11. Wszystko to dzieje się równolegle do gospodarczego odmrażania i sezonu urlopowego. Mimo strachu na południe Europy zaczynają zjeżdżać turyści z całego kontynentu. Zarówno oni, jak i wszyscy inni, niezależnie od miejsca zamieszkania, będą musieli przywyknąć do tego, że koronawirus zostanie z nami na długo.

Czytaj też: Czy tragedii w Hiszpanii można było zapobiec

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną