Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

„Nie chcemy umierać”. Turczynki przeciw przemocy

Protest przeciwko wypowiedzeniu konwencji antyprzemocowej. Stambuł, 5 sierpnia 2020 r. Protest przeciwko wypowiedzeniu konwencji antyprzemocowej. Stambuł, 5 sierpnia 2020 r. Murad Sezer / Reuters / Forum
Zagadka: kraj na sześć liter, którego obywatelki protestują przeciw planom wypowiedzenia konwencji stambulskiej? Tym razem nie chodzi o Polskę.

27-letnia Pinar Gültekin umierała w bólu. Starszy o pięć lat Cemal Metin zabił ją, bo – twierdzi – groziła, że powie o ich romansie jego żonie, i zażądała pieniędzy. Wersji Gültekin nigdy nie poznamy, 21 lipca policja znalazła beczkę z jej spalonymi zwłokami w lesie na prowincji. W Stambule, Ankarze, Izmirze i Antalyi kobiety skrzyknęły się na protesty i nocne czuwania. „Jesteśmy tu, Pinar”, „Nie chcemy umierać”, „Konwencja stambulska utrzymuje nas przy życiu” – skandowały. Na pogrzebie ojciec Gültekin nie krył emocji: „Wzywam całą Turcję: dość! Czy mamy zatrudnić strażnika, który szedłby krok w krok za każdą studentką w kraju?” – pytał retorycznie.

Wyzwanie przyjęte

My, tureckie kobiety, aż za dobrze wiemy, co to znaczy wsiąść samej do autobusu albo iść ulicą po zmroku – tłumaczy w rozmowie z „Polityką” Meric Diraz, aktywistka związana z kilkoma organizacjami prokobiecymi. – Scenariusz, jaki rozegrał się po śmierci Gültekin, przepracowujemy regularnie. Dziewczyna znika, matka i rodzina zaczyna jej szukać, kilka dni później policja znajduje ciało. Właśnie dlatego w ostatnich latach zaczęłyśmy masowo protestować.

Protestować, dodajmy, zarówno na ulicach, jak i w mediach społecznościowych. Po śmierci Gültekin na Instagramie zaczęły się pojawiać czarno-białe zdjęcia kobiet, opatrzone hasztagiem #ChallengeAccepted. Turczynki wyrażały w ten sposób solidarność z ofiarami przemocy domowej, a ich akcja szybko wygenerowała ponad 6 mln wpisów i wykroczyła poza kraj. Drogę do Stanów utorowały jej celebrytka Khloe Kardashian oraz aktorki Gabrielle Union i Vanessa Bryant. Polskie internautki zapoznała z inicjatywą Paulina Młynarska.

Erdoğan, córka i syn

Zabójstwo Gültekin zbiegło się w czasie z ogólnonarodową dyskusją na temat konwencji antyprzemocowej. Głosy o tym, że prowadzi ona do „erozji rodziny” i „zakwestionowania tradycyjnych płci”, dało się słyszeć od dawna, ale przeciwnicy konwencji nabrali wiatru w żagle za sprawą wypowiedzi Numana Kurtulmuşa, wiceprzewodniczącego rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP). W telewizyjnym wywiadzie na początku lipca ocenił on, że podpisanie dokumentu było błędem, bo to „instrument rozgrywany przez środowiska LGBT i marginalny element społeczeństwa”. Jego zdaniem wytyczne Rady Europy podkopują tradycyjne wartości i stanowią atak na rodzinę. Jak dodał, wielu członków AKP podziela ten pogląd.

Nie wiadomo, czy jest wśród nich Erdoğan, który kilka tygodni wcześniej stwierdził, że kobieta, która odrzuca macierzyństwo, jest „niekompletna”, wezwał też Turczynki do urodzenia przynajmniej trójki dzieci (sam jest ojcem czworga). Media przypominają, że prezydent ma na koncie sporo szowinistycznych wypowiedzi (kilka lat temu ocenił, że kobiety nie powinny – ze względu na biologiczne różnice – wykonywać tych samych zawodów co mężczyźni) i antykobiecych inicjatyw (o których więcej zaraz). Ceniony turecki dziennikarz Murat Yetkin uspokaja jednak na łamach „Guardiana”, że prezydent sonduje nastroje. Wypowie konwencję, „jeśli naród zechce”.

Czytaj też: Kim Turcy są

Aktywna politycznie rodzina głowy państwa jest w tej sprawie podzielona. KADEM, prorządowa organizacja kobieca, której wiceprzewodniczącą jest córka Erdoğana Sümeyye, wyraziła poparcie dla konwencji. W obszernym stanowisku działaczki wyjaśniają, że intencją Rady Europy nie było promowanie homoseksualności, podkopywanie tradycyjnej rodziny czy zaprzeczanie płci biologicznej. Turecka Fundacja Młodzieżowa, w której kluczową rolę sprawuje Bilal, syn prezydenta, ma na ten temat inne zdanie. „To nasza religia determinuje nasze wartości, nasze spojrzenie na rodzinę” – napisali aktywiści, domagając się wypowiedzenia dokumentu.

Wyjść za mąż, nie pracować

Tureccy konserwatyści mogliby sobie podać ręce z działaczami Solidarnej Polski. Również oni twierdzą, że europejskie gwarancje nie są nikomu do szczęścia potrzebne, bo przecież rząd wprowadził prawodawstwo, które ma przeciwdziałać przemocy domowej. I rzeczywiście nie można powiedzieć, że rządząca AKP nie zrobiła w tej sprawie nic. Po grudniowym zabójstwie 20-letniej tancerki baletowej Ceren Ozdemir (uciekinier z więzienia zasztyletował ją, gdyż „była bardzo chuda i nie stawiała oporu”) zarządzono konfiskatę broni u mężczyzn oskarżonych o przemoc domową i tych, którzy zostali objęci zakazem zbliżania się. Od dwóch lat kobiety mogą zgłaszać przemoc domową za pośrednictwem rządowej aplikacji mobilnej Kedas (skorzystano z niej ponad 30 tys. razy, co daje 38 użytkowniczek dziennie).

To jednak raczej markowanie zmian niż faktyczna zmiana. A ta jest potrzebna, bo chociaż rząd w Ankarze nie podaje oficjalnych statystyk, według Kadin Cinayetlerini Durduracagiz Platformu (Platforma Powstrzymajmy Zabójstwa Kobiet) w 2019 r. życie straciły 474 Turczynki. Głównie z rąk partnerów. To dwukrotnie więcej niż w 2013 r., a statystyki rosną. Nic dziwnego, twierdzi Diraz, gdyż sądy nie patrzą na sprawców z należytą surowością. Aktywistki ukuły nawet określenie „tie reduction”, „krawatowej obniżki”. – Jeśli kobietę zabije mąż, chłopak lub ojciec, wystarczy, że założy garnitur, zawiąże krawat i będzie się grzecznie zachowywać na rozprawie. Mężczyźni nie otrzymują kary, którą powinno nakładać na nich prawo. A to ośmiela kolejnych – precyzuje działaczka.

Czytaj też: Turcja. Słabe rządy silnej ręki

Morderca często powołuje się na to, że kobieta go rzekomo sprowokowała. Tłumaczy, że zabił w afekcie – dopowiada Karolina Olszowska, turkolożka z Uniwersytetu Jagiellońskiego, współautorka bloga „Z Atatürkiem przez Turcję”. – „Prowokować” może np. czerwona szminka czy krótsza spódniczka. I nie jest to wyłącznie męski pogląd. Kiedy rozmawiałam z Turczynkami o morderstwie dziewczyny przez byłego partnera, stwierdziły, że na zdjęciu ma seksowną bieliznę, więc pewnie jej się należało.

Według naukowczyni Turczynkom potrzebna jest edukacja. – Tuż po dojściu do władzy AKP ruszyło z akcją „Tato, wyślij mnie do szkoły”. Dziewczynkom zezwolono na chodzenie w chustach do szkół i na uniwersytety, z czego skorzystało kilkaset tysięcy z nich… tyle że później partia zaczęła promować model, zgodnie z którym kobieta, wychodząc za mąż, powinna porzucać pracę i zajmować się domem. Partner ma ją utrzymywać zgodnie ze statusem materialnym, w jakim była w chwili zamążpójścia. Wiele kobiet chce więc szybko osiągnąć dobry status i nigdy więcej nie pracować. A odejście z rynku pracy to furtka dla przemocy ekonomicznej – przestrzega.

Zabójstwa honorowe

W teorii Turcja zapewnia opiekę ofiarom przemocy domowej. W praktyce – niekoniecznie. W opublikowanym trzy lata temu raporcie Rady Europy badacze alarmowali, że choć w ciągu roku niemal 56 tys. kobiet wystąpiło o pomoc, schronienie otrzymała co piąta. – Jeśli kobieta zgłosi się na komendę, najczęściej usłyszy: „Ale przecież jesteście rodziną”, „Przecież przeprosił”, „Przecież macie dzieci, którymi musicie się wspólnie opiekować” – ocenia Diraz. – Swego czasu był pomysł, żeby w każdej 100-tysięcznej gminie otworzyć dom dla kobiet, które doświadczają przemocy, a które decydując się na ucieczkę od męża, nie mają gdzie się podziać – przypomina Olszowska. Tyle że mieszkań chronionych powstało o połowę mniej, niż obiecywało państwo, w dodatku nie zawsze służą zgodnie z przeznaczeniem. – Turcy postrzegają te ośrodki jako miejsce godzenia małżeństw. Przyjedzie mąż, porozmawia się z żoną, spakują się i wrócą do domu.

To wszystko problemy bliskie i Polkom, i Turczynkom. Ale tylko te drugie muszą mierzyć się z tzw. zabójstwami honorowymi, nad którymi konwencja obszernie się zresztą pochyla. – Problem w bliskowschodniej tradycji istnieje od zawsze, a w ostatnich latach tylko się nasila – wyjaśnia Olszowska. Rząd nie reaguje, zamiast tego wnosi pod obrady coraz bardziej osobliwe projekty. – Po dojściu do władzy AKP pracowała nad ustawą, która klasyfikowałaby zdradę małżeńską jako postępowanie mające znamiona przestępstwa. Później partia proponowała, żeby mężczyźni, którzy popełnili przestępstwa seksualne na małoletnich, mieli szansę uniknąć więzienia, jeśli wezmą ślub z ofiarami – wylicza Olszowska. – Gdy rząd planował utrudnić rozwody, gdy chciał uczynić legalnymi małżeństwa z nastolatkami albo zaostrzyć prawo aborcyjne – wychodziłyśmy na ulice. Zawsze próbują, a my zawsze się organizujemy – uzupełnia Diraz.

Nikt nie chce siedzieć

Ogólnonarodowe oburzenie po śmierci Gültekin na razie odniosło skutek dydaktyczny. Jeszcze niedawno 80 proc. obywateli nie wiedziało, czym właściwie jest konwencja antyprzemocowa, natomiast pod koniec lipca – według sondażowni MetroPoll – przeciw jej wypowiedzeniu opowiedziało się 64 proc. Turków, raptem 17 proc. było zaś pomysłowi przychylnych. Akceptacja dla konwencji wymyka się partyjnym sympatiom, za jej utrzymaniem jest nawet połowa wyborców AKP.

Niewykluczone zresztą, że wyniki byłyby jeszcze lepsze, ale raz, że manifestacje rzadko wykraczają poza Ankarę, Stambuł, Samson czy Izmir. A dwa, że media często ignorują, a nawet dezawuują wysiłki działaczek. – Duża część społeczeństwa ogląda tylko TRT, a więc telewizję rządową. Znajomość języków obcych pozostawia wiele do życzenia nawet wśród młodych, co utrudnia dostęp do zagranicznych źródeł. Tymczasem większość tureckich redakcji jest albo wykupiona przez państwo, albo należy do konsorcjum ludzi związanych z prezydentem. Musimy też pamiętać o autocenzurze. Po puczu z 2016 r. redakcje boją się publikować niektóre informacje. Wielu redaktorów wciąż siedzi w więzieniach, często bez wyroków. Nikt nie chce do nich dołączyć – ocenia Olszowska.

Czytaj też: Stambuł. Władze burzą, mieszkańcy protestują

Polska solidarna z Turcją

W środę w największych tureckich miastach znów zawrzało. Tego dnia kierownictwo AKP obradowało and wypowiedzeniem konwencji. „Niech żyje solidarność kobiet”, „Kobiety nie zapomną przemocy” – niosły na sztandarach demonstrantki. Pod zarzutem nielegalnego zgromadzenia policja zatrzymała ponad 30 z nich.

Solidarność z Turczynkami wyraził w ubiegłym tygodniu Ogólnopolski Strajk Kobiet. Liderki spotkały się pod turecką ambasadą. – Gdy kilka lat temu organizowałyśmy międzynarodowy strajk kobiet, byłyśmy z Turczynkami w kontakcie. Wtedy wydawało nam się, że jesteśmy lata świetlne od kraju, w którym dominującą religią jest islam – gorzko przemawiała Klementyna Suchanow. Marta Lempart wezwała zaś do konkretnych działań: – Oczekujemy od Rady Europy wdrożenia środków proceduralnych na niebezpieczne czasy, nie tylko „zajmowania stanowiska”. Oczekujemy od Unii i jej instytucji sankcji, uznania, że prawa człowieka są przy wydatkowaniu środków tak samo ważne jak praworządność.

Czytaj też: Dlaczego skutki pandemii mocniej uderzają w kobiety

Konwencja czy zasłona dymna?

Olszowska uspokaja: choć trudno uznać Erdoğana za sojusznika kobiet, jego dzisiejsze milczenie jest wymowne. Jak podejrzewa, nie chce iść na kolejną wojnę ze społeczeństwem, zwłaszcza że sondaże AKP pikują. Niby partia wygrała ubiegłoroczne wybory samorządowe, ale było to zwycięstwo pyrrusowe, opozycja przejęła bowiem Ankarę i Stambuł. – Prezydent lawiruje. Konserwatywnemu i nacjonalistycznemu elektoratowi „oddał” Hagię Sophię, którą ponownie uczynił meczetem. Nie może jednak stracić bardziej umiarkowanych wyborców. Według naukowczyni groźba wypowiedzenia konwencji może być jedynie zasłoną dymną. – Turcja boryka się z problemami gospodarczymi, które pandemia tylko pogłębiła, i z problemem uchodźców. Coraz większa część Turków ich nie chce, ale Unia – w związku z zamknięciem granic – nie rozładuje tych napięć. Ludzie są też zmęczeni konfliktami w Syrii i Libii. Być może AKP wygodniej jest dyskutować o konwencji, którą jednak niekoniecznie wypowie.

Wypisanie się z klubu państw, które respektują wskazówki Rady Europy, miałoby wymiar symboliczny, w końcu Turcja była pierwszym krajem, który ratyfikował konwencję, a ta wzięła nazwę od jej najsłynniejszego miasta. Nawet jeśli AKP jedynie bada grunt, Turczynki będą protestować. Bo co z tego, że Ankara nie wypowie dokumentu, skoro dalej nie respektuje jego zapisów? Po morderstwie Gültekin zręcznie ujął to Selin Nakipoğlu specjalizujący się w prawie rodzinnym. „Nasze prawo jest całkiem silne, ale jego zapisy po prostu nie są egzekwowane”.

Czytaj też: Turcja jest inna, niż Zachód sobie wyobraża

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną