Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Frontalny atak Trumpa na Bidena. Robi się brutalnie

Jako śmiertelne zagrożenie dla Ameryki przedstawił Donald Trump swego rywala w wyborach Joego Bidena, przemawiając w czwartek wieczorem czasu amerykańskiego na przedwyborczej konwencji Partii Republikańskiej. Jako śmiertelne zagrożenie dla Ameryki przedstawił Donald Trump swego rywala w wyborach Joego Bidena, przemawiając w czwartek wieczorem czasu amerykańskiego na przedwyborczej konwencji Partii Republikańskiej. Carlos Barria / Reuters / Forum
Na koniec konwencji republikanów Trump roztoczył apokaliptyczną wizję chaosu i niemożliwej do opanowania przestępczości w kraju, gdyby władzę objął Joe Biden.

Jako śmiertelne zagrożenie dla Ameryki przedstawił Donald Trump swego rywala, przemawiając w czwartek wieczorem amerykańskiego czasu na koniec przedwyborczej konwencji Partii Republikańskiej (GOP) i oficjalnie przyjmując jej nominację na drugą kadencję w Białym Domu. Frontalny atak na Joego Bidena i jego Partię Demokratyczną, której konwencja odbyła się tydzień temu, zapoczątkował finalny, decydujący etap kampanii przed listopadowymi wyborami w USA. Zapowiada się jako najbardziej brutalna od wielu dziesięcioleci.

Trump przemawiał w ogrodzie Białego Domu w obecności ponad 1,5 tys. zaproszonych gości: wybranych delegatów i prominentnych polityków GOP (konwencja z powodu koronawirusa nie odbyła się w jednym miejscu). Nie zachowywali oni dystansu ani nie nosili maseczek. Prezydent utrzymywał, że znakomicie radzi sobie z pandemią i wkrótce będzie już szczepionka. Wcześniej inni mówcy, jak jego główny doradca ekonomiczny Larry Kudlow, opowiadali o zarazie w czasie przeszłym, chociaż zachorowań wciąż przybywa.

Czytaj też: Kontrowersyjna, niezawodna. Melania, mocny atut Trumpa

Trump straszy anarchią i Bidenem

Pierwszą połowę wystąpienia Trump poświęcił wychwalaniu własnych osiągnięć, głównie w dziedzinie gospodarki, która, jak przypomniał, do pandemii notowała stały wzrost PKB. Podkreślał zwłaszcza spadek bezrobocia do rekordowo niskiego poziomu poniżej 4 proc. Nie wspomniał, że była to kontynuacja pozytywnego trendu trwającego już za prezydentury Baracka Obamy, a zaniedbania obecnego rządu pogłębiły skalę zdrowotnego, a w konsekwencji ekonomicznego kryzysu. Pominął też fakt narastania napięć rasowych, podsycanych przez jego retorykę ośmielającą skrajną prawicę, oraz incydenty zabójstw Afroamerykanów przez białych policjantów, jak ostatnio w Kenosha w stanie Wisconsin, które wywołały w tym roku falę pokojowych protestów i rozruchów z użyciem przemocy.

Nawiązując do tych wydarzeń, Trump roztoczył apokaliptyczną wizję chaosu, anarchii i niemożliwej do opanowania przestępczości w kraju, gdyby władzę objął Biden. Jego słowa były powtórzeniem narracji wcześniejszych mówców, którzy rozwodzili się o zagrożeniu bezpieczeństwa obywateli przez „motłoch” inspirowany według nich przez „radykalny”, antyrasistowski ruch Black Lives Matter – chociaż po zabójstwie George′a Floyda w Minneapolis zyskał on poparcie większości Amerykanów.

Trump opisywał też Bidena i demokratów jako orędowników „socjalizmu”, którzy zrujnują gospodarkę i narzucą krajowi wartości sprzeczne z jego tradycjami. Starał się tu przedstawiać swego demokratycznego rywala jako skorumpowanego polityka establishmentu, odpowiedzialnego za wszystkie bolączki. „Spędziliśmy ostatnie cztery lata, naprawiając szkody, które Joe Biden wyrządził w ciągu 47 lat [był najpierw długo senatorem, a potem wiceprezydentem]” – powiedział. Starał się też pomniejszyć wagę głównych atutów Bidena. „Bezrobotni robotnicy z Michigan, Ohio, Pensylwanii nie chcą od Joego Bidena pustych wyrazów empatii; oni chcą odzyskać pracę”, oświadczył.

Czytaj też: Kruche ego syna despoty. Bratanica diagnozuje Trumpa

Trump wabi centrum, ale czyta z promptera

Trump nie przypadkiem wymienił te stany – to tam bowiem, w swingujących rejonach Środkowego Zachodu, będzie się decydować wynik wyborów. Nie wiadomo na razie, jak wpłynie na nastroje przemówienie prezydenta na konwencji. Jego oceny są mieszane. Komentatorzy telewizji Fox News, jak republikański konsultant Doug Schoen, uważają, że było udane, gdyż klarownie zarysowało kontrast jego wizji i platformy wyborczej z tym, co proponuje i reprezentuje Biden.

Celem Trumpa było najwyraźniej przekonanie do siebie wyborców politycznego centrum, którzy w 2016 r. głosowali na niego, ale w dużej mierze go ostatnio opuścili: do kobiet, emerytów, mieszkańców zamożnych przedmieść. Trumpiści liczą, że będą oni najbardziej czuli na argumenty o zagrożeniu bezpieczeństwa pod rządami demokratów. Schoen chwali też Trumpa, że trzymał się napisanego tekstu. Niektórzy komentatorzy, w tym nawet dwaj związani z Fox News Britt Hume i Chris Wallace, ocenili, że przemówienie było o wiele z długie – trwało ponad godzinę – i zostało odczytane z telepromptera monotonnie i bez pasji, tak że słuchaczy mogło znudzić. Tym bardziej że Trump nie powiedział nic nowego, antybidenowska narracja była tylko odgrzaniem znanych argumentów.

Czytaj też: Czy Donald Trump ma z kim przegrać?

Biden nadal prowadzi w sondażach

Biden w udzielonym niedługo wcześniej wywiadzie dla telewizji MSNBC odpowiedział zawczasu na oczekiwany atak prezydenta. „Problem w tym, że żyjemy teraz w Ameryce Donalda Trumpa. Marzy on, żeby było więcej zamieszek, więcej przemocy, bo to dla niego politycznie korzystne. Dolewa benzyny do ognia” – powiedział. Komentatorzy – poza twardymi trumpistami – są zgodni, że argumentu, jakoby kandydat demokratów był politykiem radykalnej lewicy, nie da się obronić. Zarówno Biden, jak i kandydatka na wiceprezydentkę Kamala Harris to umiarkowani pragmatycy związani z partyjnym establishmentem. Ich kariera, zwłaszcza w Senacie, dowodzi, że byli też rzecznikami „prawa i porządku”, nie popierają rewolucyjnych propozycji lewicowców, jak bezpłatne studia na wyższych uczelniach albo powszechne ubezpieczenia zdrowotne finansowane z podatków na wzór kanadyjski czy brytyjski.

Według średniej wyciągniętej z sondaży przez RealClear Politics Biden ma nadal 7 proc. przewagi nad Trumpem w całym kraju i w większości stanów wahających się, kogo poprzeć. Przewaga ta zmalała jednak w porównaniu z sondażami z lipca. Biden wciąż uchodzi za faworyta, ale Trump ma jeszcze szansę na reelekcję. W USA panuje przekonanie, że wynik zależy najbardziej od tego, czy sytuacja gospodarcza się poprawi i czy administracji uda się wprowadzić do szerszego obiegu szczepionkę na koronawirusa. Ważny będzie również przebieg telewizyjnych debat prezydenckich, które odbędą się we wrześniu i październiku. Chociaż demokratyczna przewodnicząca Izby Reprezentantów Nancy Pelosi powiedziała, że Biden nie powinien dyskutować z Trumpem, demokratyczny kandydat oświadczył z naciskiem, że jest do debat gotowy.

Czytaj też: Jak to się robi w USA? Nawet Trump nie bojkotuje debat

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną