Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Bombowce przeleciały nad krajami NATO. USA dały pokaz siły

Misja ćwiczebna dwóch B-52H nad Oceanem Spokojnym Misja ćwiczebna dwóch B-52H nad Oceanem Spokojnym US Indo-Pacific Command / Flickr CC by SA
Amerykanie wybrali koniec sierpnia na bezprecedensową misję ćwiczebną B-52. W jeden dzień bombowce pojawiły się nad wszystkimi 30 krajami członkowskimi NATO.

Z polskiej perspektywy nie było lepszego czasu na pokazanie sojuszniczej solidarności przez małe „s”. Kiedy na ziemi trwały przygotowania do obchodów 40-lecia porozumień sierpniowych, w powietrzu było już dobrze widać jeden z celów politycznych ruchu narodzonego w Gdańsku i Jastrzębiu – wejście Polski pod atomowy parasol USA i do NATO. Symbolizowały go takie same samoloty, jakie w 1980 r. – w przypadku dramatycznego rozwoju sytuacji i wybuchu trzeciej wojny światowej – mogły na nas zrzucać bomby nuklearne.

Najstarsze amerykańskie bombowce

Sylwetki B-52 były wtedy jednym z symboli wpajanego Polakom przez komunistyczną władzę „amerykańskiego imperializmu”, a dziś nadal są podporą systemu odstraszania nuklearnego i konwencjonalnego USA, służącego wszystkim sojusznikom. W tej triadzie zniszczenia, obejmującej pociski międzykontynentalne i rakiety odpalane z okrętów podwodnych, odgrywają kluczową rolę jako jeden z dwóch typów bombowców US Air Force przystosowany do zrzucania broni jądrowej (B-1B został tej roli pozbawiony, B-2 ją wykonuje). Używany od 1955 r. B-52 pozostaje jednym z najstarszych typów samolotów w służbie. Z 744 zbudowanych egzemplarzy w pięciu eskadrach do dziś pozostaje niecałe 60 i jest bardzo prawdopodobne, że część z nich po wyposażeniu w nowe silniki „dożyje setki”.

Przedsięwzięcie dowództwa strategicznego USA było z jednej strony symbolicznym pokazem siły, ale miało też operacyjne uzasadnienie właśnie ze względu na rolę, jaką odgrywają B-52 jako dostarczyciele masy różnorodnego uzbrojenia. Amerykanie cierpią na niedostatek siły ognia w ogóle, w tym taktycznej broni jądrowej na tzw. teatrze europejskim. Nie mają tu silnej artylerii rakietowej, zbyt wielu okrętów wyposażonych w rakiety woda-ziemia, czyli brak im głównej siły uderzeniowej. W konkurencji z Rosją – choć oficjalnie nigdy tego nie przyznają – mogą okazać się słabsi, jeśli chodzi o wymianę ciosów na dużą odległość (na mniejszą jeszcze bardziej, ale tu do akcji wchodzą wojska lądowe NATO). B-52 są więc dla USA pięścią wyciągniętą na transkontynentalnym ramieniu. Każdy z nich przenosić może ponad 30 ton amunicji różnego typu, w tym kilkanaście do kilkudziesięciu pocisków samosterujących – do niedawna starszych AGM-86 CALCM/ALCM, a od 2019 r. wyłącznie nowszych AGM-158B JASSM-ER.

Czytaj też: Amerykanie inwestują w bomby i nowe pociski

Misja B-52 nad Europą

Daje to jednemu B-52 siłę rażenia, powiedzmy, dywizjonu rakietowego HIMARS odpalającego pociski balistyczne ATACMS, z tym że z dużo większej odległości i przy dużo większej precyzji. W europejskiej misji „solidarnościowej” brały udział cztery B-52, dwa latały nad USA i Kanadą. Mnożenie zostawiam Czytelnikom.

Broń nuklearna to osobna, delikatna, ale piekielnie ważna kwestia. Wspomniane starsze pociski manewrujące AGM-86 były pomyślane właśnie jako broń jądrowa, która została „skonwencjonalizowana” pod wpływem przemian geostrategicznych w latach 90. Jednak w amerykańskich magazynach są nadal znaczne zapasy tych pocisków, a ich „życie” zostało przedłużone do 2030 r. W przypadku wojny z koniecznością użycia broni jądrowej zapewne zostałyby wyciągnięte z magazynów i podwieszone pod B-52.

JASSM nie posiada wersji wyposażonej w głowicę jądrową, ale US Air Force pracuje nad nowego typu pociskiem manewrującym LRSO, który na nowo ma posiadać dwojakie możliwości: przenoszenia głowicy konwencjonalnej i nuklearnej. Choć jest budowany z myślą o samolotach taktycznych i bombowcach przyszłości, może trafić pod skrzydła i do komór bombowych B-52, bo one jakoś nie chcą się zestarzeć. Nadal, przy blokadzie rozmieszczania broni jądrowej w Europie, samoloty są znacznie szybsze niż okręty podwodne z „niewielkimi” głowicami. W przypadku groźby nuklearnej eskalacji, którą Rosjanie otwarcie sugerują w planach i dokumentach strategicznych, B-52 wysłane w rejon narastającego konfliktu odpowiednio wcześnie będą służyć jako ruchome platformy ostrzegawczo-odwetowe. To oczywiście scenariusz, którego lepiej uniknąć, ale na który trzeba być przygotowanym i wyćwiczonym. Stąd ta misja kilku bombowców nad Europą.

Czytaj też: USA liczą koszty wojen z Rosją i Chinami

Wojna informacyjna i wizerunkowa trwa

Tylko Amerykanie dysponują dziś w NATO samolotami bombowymi z prawdziwego zdarzenia, ale aby maszyny te wypełniły swoją funkcję, potrzebują osłony myśliwców i pomocy tankowców. W operacji Allied Sky wzięło udział 80 towarzyszących samolotów z 20 krajów sojuszu – nie wszyscy członkowie NATO mają bowiem do dyspozycji lotnictwo bojowe. Ponieważ zwykle nie ma wielu okazji do odbywania takich ćwiczeń, siły powietrzne krajów NATO wystawiły niemal wszystkie typy używanych myśliwców.

W Europie do startujących z Wielkiej Brytanii bombowców w powietrze wzbiły się brytyjskie, włoskie, hiszpańskie i niemieckie eurofightery, francuskie rafale, czeskie i węgierskie gripeny, włoskie, norweskie i holenderskie F-35, greckie, polskie, duńskie, belgijskie, portugalskie, tureckie F-16. Część krajów byłego Układu Warszawskiego podniosła nawet myśliwce pamiętające zimną wojnę – MiGi-29 (Polska, Słowacja) i stareńkie MiGi-21 (Rumunia). Wiele armii wykorzystało okazję do wykonania sesji zdjęciowych własnych myśliwców z amerykańskimi bombowcami. Nie chodzi tylko o pamiątkę dla załóg i możliwość pochwalenia się dla dowódców. W erze mediów społecznościowych i przekazu obrazkowego dowód sojuszniczej solidarności puszczony w obieg działa silniej niż tekst najmocniejszego oświadczenia. Potrafi być bronią w wojnie informacyjnej i wizerunkowej, która przecież trwa w najlepsze.

Jak bardzo jest intensywna, świadczą dwa incydenty z udziałem myśliwców rosyjskich, ścigających amerykańskie bombowce. Do pierwszego doszło nad Morzem Czarnym. Para Su-27 z Krymu dostała najprawdopodobniej rozkaz przepędzenia amerykańskiego samolotu, który rzecz jasna leciał w międzynarodowej przestrzeni powietrznej i nie naruszał granic Rosji. Przebieg zdarzenia dokładnie widać na filmiku opublikowanym przez Pentagon – załogi bombowców, świadome prowokacyjnych zachowań Rosjan, mają w kokpitach kamery. Dwa myśliwce podlatują do dość powolnego bombowca z jego lewej strony, po czym przyspieszają na dopalaczu i przecinają tor jego lotu tuż przed dziobem – Amerykanie ocenili, że w odległości stu stóp, a więc 30 m. Rosyjskie myśliwce swoim zwyczajem prezentują paletę przenoszonego uzbrojenia. Manewr został określony przez amerykańskie dowództwo jako nadzwyczaj ryzykowny, grożący wręcz katastrofą. Nawet powolny bombowiec porusza się z prędkością samolotu pasażerskiego, więc 30 m to ułamek sekundy od zderzenia. Nic dziwnego, że na filmie z kokpitu widać nerwowe przesuwanie manetek.

Drugi incydent nie był tak bliskim spotkaniem, ale stanowił poważniejsze naruszenie międzynarodowego bezpieczeństwa. „Eskortując” B-52 nad Bałtykiem, rosyjski Su-27 zapędził się w duńską przestrzeń powietrzną nad Bornholmem, wywołując alarm samolotów obrony powietrznej. Para F-16 nie zdążyła jednak przechwycić Rosjanina, który w porę zawrócił i uciekł. Oświadczenie NATO (pary dyżurne funkcjonują w sojuszniczym systemie) mówi, że piątkowy incydent to „pierwsze tego typu od lat naruszenie prawa międzynarodowego i dowód na coraz bardziej prowokacyjne zachowanie Rosji”.

Były dowódca wojsk USA w Europie: Rosja jest groźna

Ameryka broni światowego ładu

Misja sześciu B-52 nad wszystkimi krajami NATO jednego dnia była pierwszą tego rodzaju, ale zapewne nie ostatnią. Amerykanie coraz intensywniej wykorzystują bombowce strategiczne do komunikowania swym dwóm globalnym adwersarzom – Chinom i Rosji – że nie odpuszczą swoich stref wpływów i nie porzucą obrony światowego ładu (który sami ustanowili), dopóki będą w stanie go skutecznie bronić.

Na razie nikt nie ma wątpliwości, że są w stanie, a jednym z narzędzi są właśnie bombowce – rozmieszczane na krótkie misje w wysuniętych bazach na oceanicznej wyspie Diego Garcia, w bliskowschodnim Bahrajnie czy w angielskim Fairford, a nawet startujące do morderczych, kilkudziesięciogodzinnych lotów wprost z terytorium USA. W tym roku takie misje, zwane Bomber Task Force, powtarzają się co kilka tygodni. Dlatego jeszcze nieraz zobaczymy B-52, B-1B i B-2 na europejskim niebie.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną