Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Czy Zachód ukarze Kreml za sprawę Nawalnego?

Aleksiej Nawalny jest uważany za „głównego wroga Putina”. Aleksiej Nawalny jest uważany za „głównego wroga Putina”. Tatyana Makeyeva / Reuters / Forum
Nowiczok w organizmie Nawalnego jest jak pieczęć urzędowa Kremla. Jak na tę sytuację zareaguje Zachód, a jak coraz bardziej sfrustrowane społeczeństwo rosyjskie?

Rewelacje z Berlina nie mogły zaskoczyć rosyjskich władz. Ani nikogo, kto pamięta sprawę Skripalów otrutych nowiczokiem w 2018 r. w Salisbury w Wielkiej Brytanii. Aleksiej Nawalny, który trafił do szpitala w Omsku na Syberii 20 sierpnia, już cztery dni później dzięki silnej presji medialnej i politycznej, także z zagranicy, został przetransportowany do specjalistycznej niemieckiej kliniki.

Rosyjscy lekarze oficjalnie nie znaleźli w jego ciele żadnej toksyny – sugerowali „przeciążenie organizmu”, cukrzycę, a nawet nadużycie narkotyków. Tymczasem raport laboratorium Bundeswehry potwierdza jednoznacznie, że Nawalny został otruty substancją z grupy nowiczoków. Niemiecki rząd zażądał od Rosji wyjaśnień, a Kreml zareagował schematycznie: rzecznik prezydenta Dmitrij Pieskow stwierdził, że kraj nie został oficjalnie poinformowany o wnioskach z raportu niemieckich śledczych, więc na razie sprawy nie ma. Formalnie nadało jej bieg wezwanie ambasadora Rosji do resortu spraw zagranicznych Niemiec. Wszyscy zarazem pytali: dlaczego otruto Nawalnego, dlaczego właśnie teraz i jakie będą tego skutki? Bo że będą, to jest jasne.

Czytaj też: Wielka inwigilacja w Rosji

Dlaczego akurat Nawalny?

Aleksiej Nawalny, określany mianem „głównego wroga Putina” opozycjonista numer jeden, nie jest u siebie tak popularny jak na Zachodzie. Co prawda jako szef Fundacji Przeciw Korupcji od lat prowadzi skuteczną kampanię informacyjną, obnażając mechanizmy funkcjonowania władz na każdym jej szczeblu. Jego filmy na YouTubie zyskują ogromny rozgłos, jak „Ja wam nie Dimon” z 2017 r., ujawniający sieć korupcyjną wokół premiera Dmitrija Miedwiediewa (36 mln odsłon). A YouTube to nie jedyny kanał wykorzystywany przez Nawalnego.

Dzięki kampaniom, zwłaszcza w mediach społecznościowych, rośnie jego znaczenie w opinii publicznej. Wciąż jednak w ograniczonym zakresie. Po pierwsze, Nawalny i jego środowisko to część pozasystemowej opozycji, niemającej większego wpływu na krajową politykę. Powoli się to zmienia, o czym świadczą m.in. ubiegłoroczne wybory lokalne, zwłaszcza do moskiewskiej Dumy. Nawalny zdołał tam wprowadzić swoich ludzi, dowodząc, że ma potencjał konsolidujący liberalne, prodemokratyczne środowiska w dużych aglomeracjach.

Ale, po drugie, ciąży na nim przeszłość narodowca, co władza chętnie mu wypomina, żeby go dyskredytować. Przeciętny Rosjanin jest ponadto przekonany, że prawdziwi opozycjoniści, czytaj: wrogowie władzy, są albo martwi – jak dziennikarka Anna Politkowska, Borys Niemcow czy Aleksandr Litwinienko – albo udali się na emigrację, jak Michaił Chodorkowski. Wreszcie po trzecie, Kreml od lat przekonuje, że jego krytycy są sterowani i opłacani z zagranicy. Więc de facto są wrogami państwa. A wrogów trzeba zwalczać.

Popularność Nawalnego wystrzeliła w 2013 r. – w wyborach na mera Moskwy zajął drugie miejsce, zdobywając 27 proc. poparcia. Gdy w grudniu 2016 r. ogłosił chęć startowania w wyborach prezydenckich, już dwa miesiące później został skazany na pięć lat w zawieszeniu za rzekomą defraudację. Centralna Komisja Wyborcza odmówiła rejestracji jego kandydatury w 2018 r. On sam nie był wtedy jeszcze realnym zagrożeniem dla Putina, sondaże dawały mu tylko 2 proc.

Koronawirus, konstytucja, wieczny Putin

Nawalny stał się zagrożeniem nie tyle dzięki swej konsekwentnej pracy u podstaw, ile wskutek kryzysu politycznego i ekonomicznego, z jakim Rosja boryka się od lat. Ledwo gospodarka wyszła z recesji po sankcjach nałożonych na kraj w 2014 r., a już tegoroczna pandemia zepchnęła ją ponownie na dno. To raz.

A dwa – to frustracja społeczna, narastająca z wielu przyczyn: po niepopularnej reformie emerytalnej, przez cięcia, spadek wartości rubla, niekompetencje władz w zwalczaniu wirusa. Reforma służby zdrowia w latach 2013–19 doprowadziła do zamknięcia setek szpitali, o połowę zmalała liczba etatów. W czasie pandemii brakowało personelu, chorymi zajmowali się studenci medycyny, szpitale stawały się ogniskami infekcji. Medycy są niedofinansowani, nie ma sprzętu, a Putin umył ręce. To znaczy: zarządzanie kryzysem powierzył władzom lokalnym, m.in. merowi Moskwy Siergiejowi Sobjaninowi, odpowiedzialnemu za kilkudniowy paraliż stolicy.

Kreml prócz tego robił wszystko, by przeprowadzić odwołane w kwietniu z powodu pandemii głosowanie w sprawie zmian konstytucyjnych. Zorganizowano je latem, licząc, że krzywa zachorowań się „wypłaszczy”. Internet zalały krytyczne komentarze, zwłaszcza pod adresem prezydenta. Na popularnym memie Putin ma 86 lat, czyli tyle, ile będzie miał, gdy odda władzę, i mówi: „Moje państwo, moja konstytucja, moje wyzerowanie”. Na Zachodzie naśmiewanie się z głowy państwa to nie zbrodnia, ale w Rosji do niedawna na kpiny pozwalano sobie tylko prywatnie.

Rosja z perspektywy Kremla

1 lipca Putin mógł odetchnąć. „Referendum” zeruje jego dotychczasowe kadencje i zapewnia mu rządy do 2036 r. Spokój nie trwał jednak długo, bo już 9 lipca, po zatrzymaniu popularnego gubernatora Siergieja Furgala, mieszkańcy Chabarowska wyszli na ulice. W Moskwie pojawiły się obawy, że protesty wpłyną na wyniki wrześniowych wyborów lokalnych i do Dumy Państwowej za rok.

Czytaj też: Putin na zawsze. To była farsa, nie referendum

I tu na scenę wraca Aleksiej Nawalny. W tym czasie pracował na Syberii nad nowym materiałem, tym razem ujawniającym skalę korupcji w partii rządzącej Jedna Rosja. Nie mogło to pozostać niezauważone ani zlekceważone, tak samo jak jego potencjał konsolidacyjny, zdolność do organizacji protestów i skuteczność ich nagłaśniania. Kluczowe z dużym prawdopodobieństwem były też powyborcze protesty na Białorusi, które przerodziły się w pokojową rewolucję społeczeństwa obywatelskiego.

Sytuacja wyglądała zatem tak: frustracja Rosjan rośnie, gospodarka się łamie (a będzie gorzej), protesty w Chabarowsku nie ustają, Białoruś przeżywa rewolucyjne wzmożenie, Nawalny szykuje „kompromaty” na partię. Można sądzić, że wtedy zapadła decyzja o tym, żeby go „zneutralizować” – wyeliminowano by jeden z elementów układanki, która groziła masowymi protestami i jeśli nie rewolucją, to podważeniem władzy Kremla. A najważniejszym celem jest przecież bezpieczeństwo i przetrwanie reżimu – za wszelką cenę.

Czytaj też: Rosyjska szczepionka na Covid-19. Powtórka Sputnika

Czy Unia znów nałoży sankcje?

Otrucie toksyną z grupy nowiczoków nie świadczy ani o subtelności, ani o staranności sprawców i nie wiadomo, czy to porażka rosyjskich służb, czy demonstracja siły. Wygląda jednak na to, że decyzję podjęto pod presją czasu i w obawie przed czarnym scenariuszem „politycznej katastrofy”. Nie w tym jednak rzecz. Otóż po aneksji Krymu i próbie zabójstwa Skripalów Rosjanie musieli się spodziewać reakcji Zachodu. Kanclerz Angela Merkel zapowiedziała konsultacje z Unią, NATO i Organizacją ds. Zakazu Broni Chemicznej w celu wypracowania wspólnej odpowiedzi. Pytanie, jakiej reakcji spodziewa się Kreml, a jakiej wolałby uniknąć.

Opcji jest kilka. Najgroźniejsza dla Rosji byłaby kolejna seria sankcji oraz izolacja na arenie międzynarodowej. Znośny byłby kryzys dyplomatyczny. Przy czym wprowadzenie sankcji nie jest ani prostą, ani automatyczną procedurą. Przesłanką do ich przyjęcia w 2014 r. była aneksja Krymu, którą uznano za agresję przeciw integralności terytorialnej Ukrainy. Otrucie Skripalów potraktowano jako użycie broni chemicznej w państwie trzecim. Nawalny jest zaś obywatelem Federacji Rosyjskiej i na terenie Rosji został otruty, w wersji Kremla: „rzekomo otruty”.

Kreml z pewnością liczy na kruchość dowodów – bo jak potwierdzić, że zlecił otrucie? Do tego badania w Omsku – w jego ocenie – nie wykryły żadnej toksyny, a tym bardziej broni chemicznej. Na pomoc Putinowi pospieszył też Łukaszenka. Jego służby rzekomo zarejestrowały rozmowę między Warszawą a Berlinem, poświadczającą, że niemiecki raport sfabrykowano, by „zniechęcić Putina do zaangażowania w sytuację na Białorusi”.

Co zrobi Europa? Co USA? Kreml kalkuluje

Kreml – tak jak w przypadku każdego kryzysu w relacjach z Zachodem – działa dwutorowo. Z jednej strony zdecydowanie odrzuca zarzuty, uznając je – ustami rzeczniczki MID Marii Zacharowej – za „kampanię informacyjną przeciw Rosji”. Z drugiej strony podkreśla, tym razem poprzez Pieskowa, że „Rosja jest zainteresowana pełną współpracą i wymianą danych z rządem Niemiec”. Brak tu podstaw do nowych sankcji – tego Rosjanie będą się trzymać.

Jednocześnie grożąc kolejnym kryzysem we wzajemnych relacjach. W przypadku Niemiec siłą rzeczy pada groźba niepowodzenia „komercyjnego projektu”, jakim jest wciąż nieukończona budowa drugiej nitki Nord Stream. Podejmując decyzję o neutralizacji Nawalnego, Kreml najwyraźniej zakładał, że NS2 leży w interesie obu krajów. NS2 może być zakładnikiem kryzysu, choć znacznie ważniejsza okaże się presja, jaką wywierają i będą wywierać po sprawie Nawalnego Amerykanie. A ci jak dotąd nie wykazują ponadprzeciętnego zainteresowania.

Najbardziej realny – w ocenie Kremla – jest więc scenariusz brytyjski, czyli sankcje dyplomatyczne zbliżone do nałożonych na Rosję po sprawie Skripalów i rok wcześniej w relacjach z USA, gdy wyszło na jaw, że Rosja ingerowała w amerykańskie wybory prezydenckie. Kryzysy dyplomatyczne mają jednak to do siebie, że po fazie efektownego wzmożenia, redukcji personelu dyplomatycznego, a nawet przedstawicielstw, z czasem przywracane jest status quo. A kontakty, które wydają się zamrożone, nie są w żadnym razie zerwane.

Kalkulacje Kremla mogą rozbić się o jedną niewiadomą: solidarność Zachodu. Jeśli uda się wypracować wspólne stanowisko wobec Rosji, nie tylko retoryczne, Zachód dowiedzie, że coraz trudniej rozbić jego spójność, a wartości nie są dla niego jedynie etykietą. Pażiwiom, udwidzim (Pożyjemy, zobaczymy) – jak mawiają Rosjanie.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną