Trudno o większy kontrast niż między tymi wizytami, ukazujący przepastną różnicę osobowości i stylu przywództwa, zwiastującą, jak bardzo prezydentura Bidena może być odmienna od obecnej, jeśli wygra listopadowe wybory.
Czytaj też: Protest w NBA wywraca amerykański sport
Dwie zupełnie inne wizyty
Trump spotkał się z miejscowymi policjantami i innymi przedstawicielami aparatu ścigania, ale nie znalazł czasu dla rodziny 29-letniego czarnoskórego Jacoba Blake′a. Jeden z białych funkcjonariuszy postrzelił go w plecy tak, że do końca życia pozostanie przykuty do wózka inwalidzkiego. Prezydent chwalił stróżów porządku za to, jak radzą sobie z rozruchami, które wybuchły po tej strzelaninie. Na konferencji prasowej zbył dziennikarza pytającego o to, czy tragiczny incydent był przejawem „systemowego” rasizmu. Stwierdził tylko, że policjant strzelający do Blake′a po prostu nie wytrzymał napięcia i „pękł”. Według Trumpa i jego sojuszników brutalność policji to margines, a rasistami są tylko nieliczne zdemoralizowane jednostki.
Biden odbył spotkanie z rodziną Blake′a, a z rannym mężczyzną, przebywającym w szpitalu, długo rozmawiał przez telefon. Spotkał się także z lokalnymi biznesmenami, których sklepy i zakłady usługowe ucierpiały w wyniku zamieszek, duchownymi z miejscowych kościołów, reprezentantami ruchu pokojowych protestów i funkcjonariuszami. Ofiarom policyjnej przemocy okazał współczucie, mówił też o potrzebie pojednania i leczenia psychicznych ran jątrzących się w wyniku rasowego i politycznego konfliktu.
Podkreślał to, co oczywiste, ale wymagające przypominania w sytuacji, gdy rząd zaprzecza oczywistości – że u podłoża nadużywania broni i siły fizycznej przez policję leżą często uprzedzenia rasowe wielu funkcjonariuszy, których bezkarność pcha Afroamerykanów do protestów, przybierających niekiedy gwałtowne i destrukcyjne formy. Nie wahał się oskarżyć Trumpa, że swoją retoryką ośmiela rasistów i podsyca napięcia w głęboko podzielonym kraju.
Czytaj też: Ameryka w płomieniach po zabójstwie w Minneapolis
Sztab Trumpa zmienia taktykę
Prezydent i jego stronnicy, którzy do niedawna starali się portretować 77-letniego Bidena lekceważąco – jako starego, bliskiego demencji człowieka, który gubi wątek i nie panuje nad własnymi słowami – ostatnio zmienili taktykę. Demokratyczny kandydat przedstawiany jest teraz jako polityk kontrolowany przez partyjną lewicę i popierający jej najbardziej radykalne postulaty, takie jak likwidacja departamentów policji w miastach, gdzie doszło do zabójstw czarnych obywateli, albo cięcia funduszy dla policji. Jako prezydent – brzmi narracja Białego Domu i fanów Trumpa – Biden gwarantowałby wzrost przestępczości, chaos i anarchię.
To ewidentne kłamstwo, bo Biden od dawna i konsekwentnie trzyma się zasad centrum swej partii, pragmatycznego i umiarkowanego, przeciwnego rewolucyjnym zmianom, także np. w kwestiach polityki społeczno-ekonomicznej. Wie, że większość Amerykanów nie popiera takich zmian. W sprawach bezpieczeństwa wewnętrznego opowiada się za reformami policji, zwiększeniem kontroli nad jej pracą i rozliczaniem za błędy i nadużycia, ale nie za redukcją finansowania aparatu ścigania.
Czytaj też: Konwencja GOP. Trumpiści przystąpili do ofensywy
Kłamstwa i demagogia
Krótko mówiąc: Biden, co widać zwłaszcza teraz, w czasie wielowymiarowego – zdrowotnego, ekonomicznego i rasowego – kryzysu w USA, zachowuje się po prezydencku, jak prawdziwy przywódca, którego zadaniem jest uspokajanie nastrojów, wyrażanie empatii i dążenie do zasypywania podziałów. Przyznają to nawet niektórzy komentatorzy konserwatywnych, generalnie sekundujących Trumpowi mediów, jak Richard Fowler z telewizji Fox News. „Trump udaje, że rasizm to tylko część naszej przeszłości – i wydaje się czasem za nią tęsknić, jak wtedy, gdy chwali pomniki generałów Konfederacji. (…) Biden tymczasem zachowuje równowagę, niezbędną, by Ameryka wstąpiła na drogę uzdrowienia” – pisze na portalu Foksa.
Jątrząca retoryka prezydenta zraża do niego coraz więcej republikanów, chociaż głównie z kręgu elit. Trump niezmiennie kieruje swe przesłanie do najbardziej zagorzałych zwolenników, podatnych na kłamstwa i demagogię. Liczy, że uwierzą w jego ostrzeżenia, że za Bidena nie będą bezpieczni. Na dwa miesiące przed wyborami wyścig między rywalami wygląda wciąż podobnie – demokratyczny kandydat zachowuje sondażową przewagę nad prezydentem. Także w kluczowych tzw. stanach wahadłowych, które rozstrzygną o wyniku.
Czytaj też: Biden, anty-Trump. Udana konwencja demokratów