Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Dlaczego Chiny osaczają po cichu biednego sąsiada

Rzeka Mekong, Laos Rzeka Mekong, Laos Cezary Wojtkowski / Forum
Laos jest na skraju bankructwa, więc Pekin przejmuje jego sieć energetyczną. W ten sposób Chiny próbują wpędzić swojego biednego, małego sąsiada w pułapkę długu.

W cieniu rosnących napięć z Tajwanem, pacyfikacji demokracji w Hongkongu i ciągłych tarć z USA Chiny właśnie zrobiły krok w stronę cichego przejęcia innego kraju – Laosu. Nie wojskowego, bo Pekinowi nigdy nie zależało na odebraniu południowemu sąsiadowi formalnej niepodległości. Ale, jak twierdzi Brian Eyler z waszyngtońskiego think tanku Stimson Center, ekonomicznie Laos jest na „szybkiej ścieżce do stania się pseudoprowincją Chin”.

Pułapka chińskiego długu

Te słowa to efekt opisanej przez Reutersa transakcji, w której kontrolę nad narodowym, jedynym operatorem sieci elektrycznej Electricite du Laos Transmission (EDLT) przejmuje należąca do państwa China Southern Power Grid. Szczegóły są owiane tajemnicą, nie wiadomo, jaki dokładnie będzie udział nowego właściciela, żaden z rządów nie komentuje doniesień. Chińska ambasada w Laosie potwierdziła jedynie, że Wientian będzie mógł odkupić z czasem udziały. Nie wiadomo, na jakich warunkach.

Tajemnicą poliszynela jest, że transakcja nie miała nic wspólnego z rynkową inwestycją. Czy w ogóle z jakąkolwiek inwestycją. Znajdujący się na skraju bankructwa rząd w Wientianie dostał zapewne od Pekinu propozycję nie do odrzucenia. Dla Chin przejęcie kontroli nad laotańską siecią energetyczną to spełnienie konsekwentnie realizowanej strategii wpędzania biednego, małego sąsiada w pułapkę długu. O zaskoczeniu nie ma mowy. Ale to kolejny sygnał ostrzegawczy dla tych, którzy bezkrytycznie patrzą na chińskie inwestycje.

Czytaj też: Do czego tak naprawdę służą Instytuty Konfucjusza

Laos na skraju bankructwa

To, że Laos jest na krawędzi bankructwa, nie jest tajemnicą. Na koniec czerwca miał niecałe 900 mln dol. rezerw, a do końca roku musi spłacić 1,2 mld długów, w tym emitowane na warunkach rynkowych w Tajlandii obligacje. W kolejnych latach, aż do 2024 r., co roku do spłaty będzie też ponad miliard. Jedno z najbiedniejszych państw świata miałoby problem, żeby zebrać takie pieniądze w normalnych czasach. W trakcie pandemii, która wstrzymała turystykę – normalnie 15 proc. PKB – nie ma na to szans.

Rządzący od 1975 r. leninowski odłam wietnamskiej partii komunistycznej – w przeciwieństwie do partii matki niepróbujący jakichkolwiek reform – nie miał więc zbytnio wyboru i musiał rozpocząć rozmowy z wierzycielami. „Financial Times” napisał, że w pierwszej kolejności rozpoczęły się negocjacje z Chinami, co nie dziwi, bo Pekin kontroluje nawet połowę laotańskiego długu zagranicznego. Amerykański think tank Center for Global Development w 2016 r. uznał Laos za trzeci najbardziej uzależniony od Chin pod względem długu kraj na świecie – za Dżibuti i Tadżykistanem.

Ponieważ w Laosie nie ma wolnych mediów ani żadnej zewnętrznej kontroli władz, nie wiadomo, co Wientian uzyskał od Pekinu w zamian za sprzedaż, a może raczej oddanie kontroli nad EDLT. Jednak na pewno głównym celem było uniknięcie bankructwa, które byłoby pierwszym w Azji Południowo-Wschodniej od 2002 r. (wtedy zbankrutowała Birma, obecnie nazywana Mjanmą). Można się domyślać, że Laos odroczył część spłat.

Czytaj też: Antychińska koalicja w regionie

Co ma Laos, czego inni nie mają

O ile więc laotański interes w transakcji jest doraźny i stricte finansowy, o tyle chińska gra jest znacznie bardziej długofalowa. Strategia wobec Laosu to w zasadzie podręcznikowy przykład wpędzania kraju w pułapkę długu i ostatecznie wykorzystywania go we własnych interesach. To nie pierwszy raz, gdy Chiny tak robią – podobnie przejęły na własność strategiczne porty w Sri Lance i Dżibuti. W Laosie po raz pierwszy pokazały, że także infrastruktura liniowa jest zagrożona, a regionalne skutki mogą być istotne.

Laos to doskonała ofiara chińskiej pułapki. Rząd w Wientianie, ideologicznie skostniały nawet z punktu widzenia Pekinu, konsekwentnie odmawia współpracy z Międzynarodowym Funduszem Walutowym czy jakimikolwiek innymi instytucjami międzynarodowymi, które w zamian za wsparcie stawiałyby warunki. Laos nie zamierza ani reformować gospodarki, ani rozluźniać dyktatury i szanować najbardziej podstawowych praw człowieka. A sąsiadujące od północy Chiny żadnych warunków nie stawiały, do tego dały więcej pieniędzy.

Żeby strategia Chinom się opłacała nie tylko politycznie, ofiara musi mieć też coś do zaoferowania. Do tej pory Pekin cieszył się głównie niezachwianym poparciem Laosu w kwestiach roszczeń terytorialnych na Morzu Południowochińskim, do którego sam Laos nie ma dostępu. Ale za to ma Mekong, kilka innych rzek i duże opady. Dzięki temu jest jednym z najbardziej obiecujących na świecie miejsce do rozwoju hydroenergetyki. Na tle ogólnie fatalnego stanu gospodarki energetyka prezentuje się świetnie. Tylko jedna czwarta produkcji jest zużywana w kraju, reszta jest sprzedawana. Energia elektryczna to 30 proc. eksportu, prawie 90 proc. trafia do Tajlandii, choć od niedawna Laos sprzedaje też do Wietnamu, Kambodży, Mjanmy, a nawet, przez Tajlandię, do Malezji. Władze mówią, że Laos ma się stać „baterią dla Azji Południowo-Wschodniej”, a jego hydroelektrownie już wkrótce mogą zapewniać prawie 10 proc. regionalnego zapotrzebowania na energię.

Czytaj też: Azja się rozwarstwia

Energetyczna kolonia Chin

Trudno jednak powiedzieć, czy to strategia faktycznie władz w Wientianie, czy przysłana z Pekinu. Chiny same od dawna budują mnóstwo hydroelektrowni, w tym w górnych biegach rzek później płynących m.in. przez Laos, co zagraża ekosystemowi tych państw. Laotańskie elektrownie są często finansowane przez Chiny, podobnie zresztą jak rozbudowa sieci przesyłowej – EDLT ma ok. 8 mld dol. długu, głównie u Chińczyków, co na pewno też odegrało rolę w rozmowach o przejęciu firmy. Według rządowej agencji Xinhua Państwo Środka zainwestowało już w laotańską hydroenergetykę 10 mld dol., dwa razy więcej niż Tajlandia, która jest głównym odbiorcą.

Chiny zapewniają, że dzięki przejęciu EDLT firma skorzysta na efekcie skali, zasobach finansowych China Southern Power Grid i doświadczeniu nowego właściciela. Ten zapowiada kolejne 2 mld dol. inwestycji. Wiele jednak wskazuje, że zysków nie będą czerpali Laotańczycy, tylko potężni sąsiedzi z północy. Kilka lat zadłużania spowodowało, że Laos de facto stanie się energetyczną kolonią Chin i to Pekin będzie kontrolował najcenniejszy – i równocześnie najbardziej ekologicznie wrażliwy – zasób naturalny sąsiada.

Czytaj też: Pandemia wstrząsnęła nietykalnym królem Tajlandii

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną