Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Pożar w obozie na Lesbos. Po Morii został tylko popiół

Uchodźcy stracili dach nad głową i dokumenty. Uchodźcy stracili dach nad głową i dokumenty. Alkis Konstantinidis / Reuters / Forum
Obóz dla uchodźców na wyspie doszczętnie spłonął, a jego mieszkańcy koczują w lasach i przy drogach. Tragedia to efekt chowania głowy w piasek, nie tylko przez greckie władze.

Po latach ostrzeżeń, że tzw. hot spoty, ośrodki dla uchodźców na wyspach Morza Egejskiego, to tykająca bomba, spłonął niesławny obóz Moria na Lesbos. Na razie nic nie wiadomo o ofiarach śmiertelnych, ale większość z ok. 13 tys. jego mieszkańców została bez dachu nad głową. Być może doszło do podpalenia, śledztwo się toczy. Co równie tragiczne, pożar to logiczna konsekwencja polityki tymczasowych rozwiązań.

Czytaj też: Kryzys migracyjny coraz bliżej

Skąd migranci na Lesbos?

Migranci z Syrii, Iraku, Afganistanu czy innych krajów napływali na greckie wyspy z Turcji: na pontonach, łódkach, prowizorycznych tratwach. Od 2015 r., czyli szczytu kryzysu, Grecja naprędce budowała obozy dla tych, którzy w Europie szukali azylu. Wciąż funkcjonują na pięciu wyspach.

Rok później liczba migrantów znacząco się zmniejszyła, głównie dzięki umowie Unii z Turcją, ale przyjazdy nie ustały. Migranci zaczęli się tłoczyć w tymczasowej prowizorce. Ze wszystkich obozów największa zawsze była Moria. Zaprojektowana dla 3 tys. osób, w rekordowym momencie – tuż przed wybuchem pandemii – mieściła ich ok. 20 tys.

Czytaj też: Lesbos znów jest wyspą chaosu

Zatrzymać migrantów na wyspach

Greckie władze starały się ostatnio rozładować tłumy na wyspach, ale przy obecnym stanie infrastruktury nie jest to łatwe. Obozy na stałym lądzie od dawna są pełne, a innej opcji za bardzo nie ma. Teoretycznie dałoby się wybudować nowe ośrodki, ale pomysł blokuje chyba obawa, że cztery ściany w Larissie czy Karditsie wywołają kolejną falę uchodźców. Kiedy władze znajdowały już jakiś hotel gotowy do przekształcenia w ośrodek dla uchodźców, często lokalna społeczność blokowała dojazd busa z migrantami.

Ponadto na wyspach wciąż obowiązuje tzw. restrykcja geograficzna: kto złożył prośbę o azyl na wyspie, tam musi poczekać na odpowiedź (często rok albo dwa). Na transfer na stały ląd mogą liczyć tylko najbardziej nieszczęśliwe przypadki (przy optymistycznym założeniu, że administracja obozowa działa). Ci, którzy opuścili obóz na własną rękę, są traktowani jak uciekinierzy i tracą różne przywileje.

Do przeludnienia doszło więc dlatego, że władze chciały zatrzymać migrantów na wyspach. W efekcie Grecy stworzyli Morię, miejsce jednomyślnie określane jako piekło.

Czytaj też: Turcja pokazuje pazury. Kto ucierpi, kto skorzysta?

Zamieszki i pandemia

Władzę przed rokiem objął w kraju centroprawicowy premier Kyriakos Mitsotakis, technokrata i greckie marzenie o Macronie. Na początek zlikwidował ministerstwo ds. migracji – tylko po to, żeby je po pół roku przywrócić. Wiosną doszło do zamieszek na granicy z Turcją, co pociągnęło za sobą cały łańcuch decyzji utrudniających życie azylantom. A potem wybuchła pandemia. I chociaż Grecy poradzili z nią sobie zaskakująco dobrze, wszyscy drżeli o obozy.

W zatłoczonym ośrodku trudno przecież o dystans społeczny. Niełatwo też utrzymać reżim sanitarny w miejscu, gdzie jest za mało łazienek, wody i lekarzy, a ludzie codziennie czekają w kolejkach po jedzenie. Na początku września potwierdzono pierwszy przypadek Covid-19 w Morii. Władze wprowadziły kwarantannę i przeprowadziły 2 tys. testów, dzięki którym wykryto jeszcze 35 chorych. A lęk o obozy zbiegł się z ogólnym wzrostem zakażeń w Grecji w ostatnich tygodniach – być może kraj w ten sposób zapłaci za otwarcie granic dla turystów, by ratować finanse.

Czytaj też: Czeka nas kryzys migracyjny? On już nas dotyka

Stan wyjątkowy na Lesbos

Pierwszy większy pożar wybuchł we wtorek. W środę Moria znowu płonęła – tym razem z obozu nie zostało już prawie nic. Władze natychmiast wprowadziły czteromiesięczny stan wyjątkowy na Lesbos oraz utrzymały zakaz opuszczenia wyspy przez migrantów. Ludzie, uciekając z płonącego obozu, chcieli dotrzeć do stolicy wyspy Mityleny, ale policja ustawiła blokady. Według naocznych świadków ludzie spali, gdzie się dało – w lesie, przy drodze.

Unia Europejska ufundowała transport dla 406 samotnych dzieci z Morii (chodzi o „małoletnich bez opieki”, czyli osoby poniżej 18. roku życia, które same dotarły do Grecji bądź straciły opiekuna już tutaj). Trwają wysiłki, by zapewnić mieszkańcom obozu posiłki i nocleg – na wyspę miało trafić 3,5 tys. namiotów, w stronę Lesbos wypłynęły promy, które służą za tymczasowe noclegownie.

Nie wiadomo, co dalej – czy Moria zostanie odbudowana i w jakiej formie. Ministerstwo migracji zapowiedziało w czwartkowy poranek, że nie będzie tolerowało szantażu. Ten twardy język jest uderzający, np. w kontraście z Niemcami, które konsekwentnie apelują o solidarność, realne rozwiązania oraz deklarują chęć przyjęcia części uchodźców. To jeden z kilku krajów, które zgodnie z obietnicą przyjęły ostatnio samotne dzieci z greckich obozów, nie wycofując się z planów z powodu pandemii.

Czytaj też: Uchodźcy w zrujnowanych obiektach po igrzyskach z 2004 r.

Władza nie spuszcza z tonu

Jak po każdej tragedii w mediach rozgrywa się obecnie ten sam spektakl. Lokalne organizacje społeczne apelują o solidarność i pilną ewakuację uchodźców, ale nikt ich nie słucha, dyplomaci wyrażają „głęboki żal”, z kolei władza nie spuszcza z tonu i obiecuje „prawo i porządek” (rzecznik rządu zapowiedział już budowę zamkniętego środka na wyspie, mimo protestów mieszkańców). A migranci stali się już zupełnie bezdomni, do tego znajdą się w jeszcze głębszym stanie zawieszenia – w Morii spłonęło biuro azylowe, w tym dokumenty tych, którzy poprosili o status uchodźcy.

Pożar przypomniał, że w polityce – gdzie zwykle odpowiedzialność się rozmywa, a pamięć jest krótka – czyny mają długofalowe konsekwencje. Można krytykować greckich polityków za krótkowzroczność i próby omijania problemu. Nie zapominajmy jednak, że zmęczone społeczeństwo z kryzysu ekonomicznego weszło w kryzys uchodźczy, niosąc na barkach także odpowiedzialność za decyzje Unii, w tym sprzeciwiających się przyjmowaniu jakichkolwiek uchodźców Polski i Węgier.

Czytaj też: Gasnący Złoty Świt

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyński się pozbierał, złapał cugle, zagrożenie nie minęło. Czy PiS jeszcze wróci do władzy?

Mamy już niezagrożoną demokrację, ze zwyczajowymi sporami i krytyką władzy, czy nadal obowiązuje stan nadzwyczajny? Trwa właśnie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, debata na ten temat, a wynik wyborów samorządowych stał się ważnym argumentem.

Mariusz Janicki
09.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną