Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Czy otrucie Nawalnego zmieni stosunek Niemców do Rosji?

Angela Merkel i Władimir Putin podczas szczytu w sprawie Libii w Berlinie. Styczeń 2020 r. Angela Merkel i Władimir Putin podczas szczytu w sprawie Libii w Berlinie. Styczeń 2020 r. Michele Tantussi / Reuters / Forum
W Niemczech słychać coraz więcej głosów zachęcających do zmiany polityki wobec Moskwy. Czy Berlin może się zdecydować na zawieszenie budowy gazociągu Nord Stream 2?

Na relacje Berlin–Moskwa zwykle patrzymy poprzez nasz kompleks tajnych porozumień obu sąsiadów kosztem Polski. Ale stosunki niemiecko-rosyjskie to także wojny, rywalizacja i zasadnicze konflikty. W Niemczech otrucie Aleksieja Nawalnego, czołowego rosyjskiego opozycjonisty, wywołało burzę, na którą zanosiło się co najmniej od roku. 23 sierpnia 2019 r. w moabickim parku w Berlinie przy Turmstrasse został zastrzelony gruziński Czeczeniec separatysta – Selimchan Changoszwili.

Czytaj też: Nawalny wraca do Rosji i do gry. Kreml się zmartwi

Strzały w berlińskim parku

Morderca strzelił mu raz w plecy i dwukrotnie w potylicę, po czym uciekł na elektrycznym rowerze. Gdy kilkaset metrów dalej wrzucał do Sprewy rower, sztuczną brodę i Glocka, dwóch nastolatków powiadomiło policję, która natychmiast powiązała tę informacją z morderstwem i zdążyła podejrzanego aresztować, nim zniknął w tłumie.

W woreczku na szyi miał 3,7 tys. euro i paszport na nazwisko Wadima Sokołowa, 49-letniego Rosjanina z Irkucka, wystawiony 17 sierpnia. Tego samego dnia wyleciał z Moskwy do Paryża, a następnie do Warszawy, gdzie na tydzień wynajął pokój w hotelu i zabukował powrót do Moskwy. Niewykluczone, że właśnie w polskiej stolicy otrzymał Glocka. 22 sierpnia wyjechał do Berlina.

W rosyjskiej bazie danych Wadima Sokołowa nie znaleziono. Natomiast numer jego paszportu pokrywał się z numerami dokumentów wystawianych agentom przez ministerstwo spraw wewnętrznych. Z wniosku o unijną wizę wynikało, że aresztowany jest inżynierem budowlanym w petersburskiej firmie ZAO RUST, która – jak się okazało – jest „w reorganizacji” i ma ten sam numer telefoniczny co przedsiębiorstwa resortu obrony.

Czytaj też: Kontrwywiad nie istnieje. Rosyjscy zabójcy panoszą się w Polsce

Oskarżeni rosyjscy agenci

Mord w parku to nie jedyna mokra robota Sokołowa. Jako Wadim Krasikow był podejrzany o zamordowanie 19 czerwca 2013 r. w Moskwie rosyjskiego biznesmena. Kamera utrwaliła tę samą metodę zamachu. Przez kilka miesięcy zdjęcie Krasikowa alias Sokołowa widniało na liście poszukiwanych przez rosyjski Interpol, po czym bez żadnego uzasadnienia zostało stamtąd usunięte.

W grudniu 2019 r. śledztwo w sprawie Selimchana Changoszwilego przejęła niemiecka prokuratura generalna, twierdząc, że Czeczena zamordowano najpewniej „na zlecenie państwowych agend Federacji Rosyjskiej”. Gdy wkrótce potem niemiecki wywiad otrzymał informacje, że rosyjskie tajne służby próbują uśmiercić Sokołowa w więzieniu, by nie mógł składać zeznań, objęto go specjalnym nadzorem i wydalono z Niemiec dwóch rosyjskich dyplomatów – pracowników służb – co rząd niemiecki określił jako „strzał ostrzegawczy”. W czerwcu 2020 r. wniesiono akt oskarżenia przeciw obywatelowi Rosji o popełnienie morderstwa na zlecenie rządu. Proces wkrótce się zacznie.

I nie jest to jedyne niemieckie śledztwo przeciwko rosyjskim agentom. Kilka dni wcześniej prokuratura wydała list gończy za 29-letnim Dmitrijem Badinem, hakerem pracującym dla służb, który w 2015 i 2016 r. miał się włamać na serwer Bundestagu.

Czytaj też: Rosyjskie komando śmierci krąży po Europie

Sprawa Nawalnego przebrała miarę

Od rosyjskiej agresji na Ukrainę w 2014 r. niemiecka polityka wobec Rosji jest dwutorowa. Z jednej strony to w dużej mierze dzięki Berlinowi Unia – mimo oporów takich krajów jak Włochy, Węgry czy Austria – utrzymuje sankcje wobec Moskwy. Z drugiej – Berlin broni gazociągu Nord Stream 2 z Rosji, dociągając rurę do unijnych wód terytorialnych mimo sprzeciwu krajów Europy Środkowo-Wschodniej, administracji USA, a także dużej części opinii publicznej w samych Niemczech.

Ta dwutorowa postawa wywodzi się z formuły polityki wschodniej z lat 60.–70. – tzw. zmiany poprzez zbliżenie. Uznanie powojennych granic Niemiec, dialog, współpraca z ZSRR i państwami Układu Warszawskiego miały doprowadzić do złagodzenia podziału Niemiec i pożądanych zmian w bloku wschodnim.

W 2007 r., już w czasie kanclerstwa Angeli Merkel, ówczesny minister spraw zagranicznych Frank-Walter Steinmeier z SPD stwierdził, że mimo deficytów demokracji w Rosji należy prowadzić wobec niej politykę „zmiany poprzez powiązania”, głównie gospodarcze. Sztandarowym projektem była zainicjowana przez rząd Gerharda Schrödera budowa gazociągu bałtyckiego.

Przez bez mała 15 lat kolejne rządy Merkel – w koalicji z socjaldemokratami czy liberałami – broniły tego projektu mimo aneksji Krymu i narzucenia Ukrainie wojny o Donbas, mimo bombardowania szpitali w Syrii przez rosyjskie lotnictwo, mimo rosyjskich ataków cyfrowych na kraje Unii i morderstw opozycjonistów: Anny Politkowskiej w 2006 r. czy Borysa Niemcowa w 2015 r.

Dlaczego dopiero próba otrucia Aleksieja Nawalnego na tyle przebrała miarę, że obecny minister spraw zagranicznych Heiko Maas nie wyklucza zmiany doktryny stosunku do Rosji, a Merkel uznała rzecz za swoją Chefsache (sprawę dla szefowej rządu) i kwestię całej Europy? Kanclerz spowodowała – poprzez pośrednictwo fińskie – ściągnięcie Nawalnego do berlińskiej kliniki Charité i szarpnęła drugą nitką gazociągu.

Czytaj też: Sprawa Borysa Niemcowa czeka na wyjaśnienie

Koniec podwójnej buchalterii?

W ten sposób Merkel złamała – komentuje tygodnik „Die Zeit” – dogmat, którego przestrzegali zwłaszcza socjaldemokraci: że w stosunkach z Rosją można zgrabnie oddzielić biznes od polityki i godzić się na sankcje, ale tylko takie, które nie działają. „Byłaby to jedna z najdroższych decyzji niemieckiej polityki zagranicznej, gdyby Nord Stream 2 rzeczywiście zamrożono, a firmy zaangażowane w niemal ukończony projekt o wartości 9,5 mld euro wystąpiły o odszkodowania”.

Skąd ten zwrot? Przecież nie tylko z powodu Nawalnego. Rzecz w tym – ciągnie w „Die Zeit” Jörg Lau – że nikt już nie rozumie tej pokrętnej polityki Niemiec wobec Rosji. Jak można łączyć budowanie rurociągów, które omijają Ukrainę jako kraj tranzytowy rosyjskiego gazu, odcinając zarazem to państwo od Zachodu, a sankcjami chronić je przed rosyjską agresją?

Jak pisze niemiecki komentator, Trump z instynktem notorycznego oszusta rozpoznał ten absurd, nakładając sankcje na firmy zaangażowane w rurociąg. Jednocześnie Amerykanie twierdzą, że Nord Stream 2 uzależnia Niemcy od Rosji, co nie jest prawdą, bo rosyjski gaz to tylko 10 proc. niemieckiej energetyki. Równocześnie Trump jest zainteresowany sprzedażą droższego płynnego gazu z USA.

Ponadto Trump jest chyba najgorszym świadkiem przeciwko Putinowi, którego machinacjom zawdzięcza zwycięstwo wyborcze w 2016 r. „Oto nowa sytuacja geopolityczna, w której działa rząd niemiecki, wciśnięty między konkurujące mocarstwa: odrzuca szantaż Trumpa, a jednocześnie żegna się ze złudzeniami, że z Putinem możliwa jest zmiana poprzez zbliżenie”.

I puenta: koniec niemieckiej podwójnej buchalterii – z kontem ekonomicznym i politycznym. W Rosji eksport surowców jest częścią agresywnej polityki zagranicznej, na którą składają się interwencje wojskowe na Ukrainie, w Syrii i Libii; zabójstwa krytyków i przeciwników politycznych w kraju i za granicą, ataki rosyjskich hakerów na rządowe sieci komputerowe państw unijnych i USA.

Próba zamordowania Nawalnego także dlatego przebrała miarkę, że została podjęta w czasie masowych protestów z powodu sfałszowanych wyborów na Białorusi, a Putin stanął po stronie urzędującego od 26 lat dyktatora. Nie tylko przysłał swoich propagandystów, którzy zastąpili w rządowej telewizji strajkujących Białorusinów, ale i obiecał „siły bezpieczeństwa”, jeśli Łukaszence nie uda się samodzielnie zdusić demonstracji. Uderzenie w Nawalnego miało zastraszyć rosyjską opozycję przed próbą naśladownictwa Ukrainy i Białorusi w czasie wyborów regionalnych, w których Nawalny skutecznie namawiał do wystawiania kontrkandydatów, którzy mają szansę wygrać z putinowcami.

Czytaj też: Czy Niemcy zablokują Nord Stream 2

Zawiesić budowę Nord Stream?

Niemcy finansują tę politykę Putina miliardami za gaz. „Bardzo dziwne byłoby kontynuowanie budowy rurociągu służącego najważniejszym geopolitycznym celom Putina: osłabianiu postradzieckiej przestrzeni przy jednoczesnym zwiększaniu zależności zachodniej Europy od rosyjskiego gazu”. Jeśli dyskusja o „strategicznej autonomii” i „europejskiej suwerenności” ma mieć jakiekolwiek praktyczne znaczenie, to budowa powinna być zawieszona, domaga się „Die Zeit”.

Podobne komentarze ukazały się w innych czołowych niemieckich mediach. Po raz pierwszy także rząd federalny mówi o zmianie strategii wobec rury. Ale łatwo mówić, trudniej wykonać. Niemniej – wywodzi Konrad Schuller we „Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung” – są sposoby, by zatrzymać Nord Stream 2 mimo wpakowania w projekt miliardów euro. Niemiecka Federalna Agencja Energetyczna ds. Sieci nakazała sprawdzenie, czy inwestycja odpowiada unijnym dyrektywom ds. rynku gazu. I nawet zwolennicy Nord Stream 2 przyznają, że tu inwestorzy mogą mieć zasadnicze kłopoty.

Po pierwsze, operator gazociągu nie może być tożsamy z dostawcą, a w Nord Stream 2 rury i gaz należą do Gazpromu. Obecnie Gazprom ponoć rozważa sprzedanie rurociągu, ale tylko na ostatnich 12 milach niemieckich wód terytorialnych, gdzie zaczyna się jurysdykcja unijna. Niemiecka agencja energetyczna musiałaby zadbać o to, by nowy właściciel tego odcinka nie był podstawiony przez Rosję.

Po drugie, kolejnym operatorom rurociągów musi zapewnić tzw. dostęp stron trzecich, a więc wprowadzić zasadę „rura jest dla każdego”. W gazociągu bałtyckim Gazprom jest monopolistą. Po trzecie i najważniejsze, art. 11 unijnej dyrektywy gazowej głosi, że linia może być podłączona do sieci tylko wtedy, gdy nie zagraża bezpieczeństwu energetycznemu w Europie. Jeśli rząd niemiecki uzna, że to nie projekt pokojowy, tylko broń w rękach rosyjskiej partii wojny, gazociąg może nie zostać zatwierdzony.

Czytaj też: Czy uda się zablokować budowę gazociągu?

Przeciwieństwa się przyciągają

To zagrożenie dla rury bałtyckiej, a nie zamach na Nawalnego, oburzyło niemieckich „rozumiejących Rosję”. Przy każdej okazji destrukcyjną politykę Putina tłumaczą oni agresywną rolą Zachodu, który ponoć nie liczy się z traumatycznymi lękami Rosjan rzekomo napadanych od wieków przez Litwinów, Polaków, Szwedów, Francuzów i Niemców. Potem Rosjanie mieli jakoby zostać oszukani rozszerzeniem NATO na Wschód i wciąganiem Ukrainy do Unii.

Ci Russlandversteher to dziś w Niemczech przywódcy dwóch partii, które zasiadają w Bundestagu – na co dzień się nie znoszą, lecz w sprawach rosyjskich mają wiele wspólnego: Partii Lewicy i Alternatywy dla Niemiec (AfD). Obie powstały z resentymentu wobec partii kształtujących Republikę od lat 60. – chadecji, socjaldemokracji, liberałów, w końcu także Zielonych. Lewica jest połączeniem resztek po honeckerowskiej SED i zachodnich odszczepieńców z SPD. A AfD – zlepkiem postenerdowskich narodowców i prawicowych schizmatyków z merkelowej chadecji. W wyborach 2017 uzyskały razem 21,7 proc. – więcej niż współrządząca SPD.

Prominentni rzecznicy obu partii bronią Putina, sugerując, że skoro Trump pomstuje na Nord Stream 2, to Nawalnego mogły otruć obce służby. „Zamach na Nawalnego akurat w tym momencie może być rozwiązaniem w amerykańskim interesie” – oświadczył Hansjörg Müller, jeden z rzeczników AfD w Bundestagu. „To przecież możliwe, że sprawcą był przeciwnik gazociągu” – powiedział Gregor Gysi, ostatni szef SED, obecnie przewodniczący Partii Europejskiej Lewicy.

Obie partie wieszają na sobie nawzajem psy, a zarazem mają wspólne wyobrażenia geopolityczne – tłumaczy Justus Bender we „Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung”. Obie kwestionują związanie Niemiec z Zachodem. AfD chciałaby zmniejszyć wpływ Amerykanów na NATO, by Europa mogła sama się bronić. Lewica natomiast chce całkowitej likwidacji sojuszu. Obie partie proponują wspólny system bezpieczeństwa z Rosją.

Czytaj też: Dzieje rosyjskich zabójstw politycznych

Co może zrobić Berlin i cała Unia

„Komu bardziej szkodzi sprawa Nawalnego: Putinowi czy Niemcom?” – zastanawia się Konstantin Eggert, komentator „Deutsche Welle”. Los Nawalnego większości Rosjan jest równie obojętny co walka „bratnich” Białorusinów o prawa obywatelskie. Rosjanie są zajęci pandemią, martwią się o pracę i przyszłość rodzin. A wielu po prostu się boi. Zamach na Nawalnego to ostrzeżenie dla opozycji, która od czasów dekabrystów w 1825 r. nie miała w Rosji wsparcia wśród ludności.

Pytanie, na ile Rosja zmieniła się po 1989 r. Przykład Ukrainy i Białorusi pokazuje, że mentalność postsowiecka ustępuje miejsca nowej świadomości. Wcześniej czy później dotknie to także Rosjan. Ale jeszcze nie teraz, uważa Eggert.

Obecna sytuacja jest wyzwaniem dla Niemiec, UE i całego Zachodu. Angela Merkel zdała sobie sprawę, że musi wyjść poza zwykłe frazesy, które Putin zawsze postrzegał jako słabość Niemiec i całej Unii wobec politycznej i wojskowej nieprzewidywalności Kremla. Putin wciąż liczy na uzależnienie Europy od rosyjskiego gazu. A fakt, że Unia – z wyjątkiem Łotwy, Litwy i Estonii – nie nałożyła jeszcze zapowiedzianych sankcji na reżim Łukaszenki, potwierdza przekonanie Kremla, że nieustępliwy, twardy kurs to właściwe instrumenty w kontaktach z Europą.

Jeśli jednak Unia zdobyłaby się na zaostrzenie sankcji, np. zablokowanie Nord Stream 2, to musi być przygotowana na odwet. Nowe prowokacje mogłyby obejmować zerwanie porozumienia mińskiego o zawieszeniu konfliktu na Ukrainie, demonstracyjne poparcie Łukaszenki w walce z własnym narodem czy masowe aresztowania zwolenników Nawalnego w Rosji. Miałoby to na celu wywołanie w Europejczykach poczucia winy i zmuszenie ich do wznowienia dialogu.

Czytaj też: Przeciąganie rury

Co na to Warszawa?

Pytanie, co na tę perspektywę rząd PiS ze swymi historycznymi pretensjami i wciąż podskórnie podsycanymi antyniemieckimi resentymentami? Coś drgnęło – Mateusz Morawiecki we „Frankfurter Allgemeine Zeitung” napisał, że Unia znów staje przed wielkim wyzwaniem. W Europie potrzebujemy odwagi i przywództwa, a nie uległości wobec agresywnych działań Moskwy. Ten moment przypada na czas niemieckiej prezydencji w Radzie UE, gdy na czele Komisji Europejskiej stoi była minister w niemieckim rządzie. Potrzebna jest solidarność; wymaga od nas działania tu i teraz, dla naszego wspólnego dobra. To jakby powtórka słów Radosława Sikorskiego z 2011 r., który zachęcał Niemcy do przejęcia przewodnictwa w Europie dla ratowania euro. Wtedy i później PiS pomawiał go o zdradę.

Polski premier ma rację, ale twarde stanięcie Zachodu w szranki z Moskwą wymaga „nie tylko odłożenia Nord Stream 2 ad acta”, jak chce Morawiecki, solidarności na zewnątrz, ale także wewnątrz Unii. Wspólnoty wartości, której rząd PiS od pięciu lat odmawia, przebudowując ustrój Rzeczpospolitej raczej w kierunku wschodnio- niż zachodnioeuropejskim.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną