Białorusini wciąż wychodzą na ulice, mimo że naprzeciwko stoją wozy opancerzone, aresztowani muszą obawiać się tortur, wyrzucenia z pracy, wcielenia do armii albo wieloletniego więzienia. Białoruś jest liczebnie cztery razy mniejsza od Polski, a tylko w samym Mińsku potrafi zebrać 100 tys. (to minimum w każdą niedzielę) do nawet pół miliona ludzi, jak 16 sierpnia.
Wrzesień i październik to czas umacniania się Łukaszenki i ewolucji protestów. Dołączyły nowe grupy społeczne, a także wypracowano nowe formy, bardziej rozproszone, wykańczające władze finansowo rozliczne formy małego sabotażu. Nie ustały strajki, ataki hakerskie, jeszcze bardziej wzmógł się ostracyzm społeczny i rozwinęła niezależna kultura.
Jeśli wcześniej Białorusini zachwycali odwagą i masowością protestów, to dziś dają przykłady niespotykanej wręcz kreatywności, sprytu, determinacji i dyscypliny. Choć zagranicznych korespondentów w Białorusi już nie ma i stale zatrzymywani są także białoruscy dziennikarze i fotografowie, to dziennikarstwo obywatelskie i zaawansowanie technologiczne społeczeństwa wciąż nie pozwalają władzy ukrywać represji.
W białoruskich więzieniach przebywa obecnie około 400 osób. Spraw kryminalnych jest ponad pół tysiąca. Więźniów politycznych około stu. Niemal codziennie dochodzi do aresztowań – od stu do pięciuset osób. Kobiety najczęściej są przesłuchiwane, straszone i wypuszczane; mężczyźni zazwyczaj trafiają do aresztu na kilka lub kilkanaście dni albo dostają kary finansowe. Aresztowaniami zajmują się nieoznakowani i zamaskowani członkowie milicji, której w Białorusi jest niemal sto tysięcy. Może najwięcej na jednego mieszkańca na świecie.
Wierny OMON
Szczególną rolę odgrywa codziennie obecny na ulicach OMON – elitarna jednostka specjalnie wyselekcjonowanych, szkolonych i formowanych rosłych mężczyzn, słynących z bezwzględności i lojalności wobec dyktatury.