Francuskie krzesło było puste przez pół roku, Europa stanęła. Działo się to w zamierzchłych czasach integracji, gdy Unia nazywała się jeszcze Europejską Wspólnotą Gospodarczą. Przez całą drugą połowę 1965 r. Paryż konsekwentnie odmawiał udziału w Radzie EWG (odpowiedniczki dzisiejszej Rady Unii). Formalnie chodziło o reformę polityki rolnej Wspólnoty. Ale clou problemu stanowiła jednomyślność.
Prezydent Charles de Gaulle uważał, że choć obowiązujący traktat pozwalał na głosowanie większościowe, to w tak fundamentalnych sprawach nie można pominąć woli Paryża – nawet jeśli innego zdania byłoby pozostałych pięciu członków. De Gaulle ostatecznie wygrał, Francuzi wrócili na swoje krzesło w Radzie. Zawarto tzw. kompromis luksemburski, według którego każde państwo Wspólnoty ma prawo weta w sprawach dla siebie fundamentalnych.
Twardo bronić interesu
Teraz pomysł z pustym krzesłem chce wykorzystać Jarosław Kaczyński. „Jeśli groźby i szantaże będą utrzymane, to my będziemy twardo bronić żywotnego interesu Polski. Weto. Non possumus” – powiedział prezes PiS w „Gazecie Polskiej Codziennie”. „Żądają od nas, byśmy zweryfikowali całą naszą kulturę, odrzucili wszystko, co dla nas arcyważne, bo im się tak podoba”.
Później minister ds. UE Konrad Szymański sprecyzował w Brukseli, że chodzi o polskie weto w sprawie uzależnienia wypłaty funduszy unijnych od przestrzegania „europejskich wartości”, w tym zasady rządów prawa. Jeśli do tego weta dojdzie, będziemy mieć na koniec tego burzliwego roku jeszcze wisienkę na torcie w postaci największego kryzysu w historii Unii Europejskiej. A być może też pierwszy formalny krok w stronę polexitu. Jakie czasy, taki de Gaulle.
Do końca roku czeka nas prawdopodobnie finał negocjacji w sprawie Wieloletnich Ram Finansowych, czyli budżetu Unii na lata 2021–27.