TOMASZ TARGAŃSKI: Jak Ameryka zapamięta prezydenturę Trumpa?
JILL LEPORE: Za wcześnie, by o tym mówić. Historia ma to do siebie, że aby wydać wyrok, potrzebuje perspektywy, zazwyczaj bardzo odległej. Musi upłynąć jeszcze wiele czasu.
Ameryka dziś wydaje się podzielona jak nigdy dotąd. Czy mimo to istnieje jakiś narodowy konsensus odnośnie do przeszłości kraju, czy też historia stała się – jak na całym Zachodzie – bronią polityczną?
Przede wszystkim zachowajmy umiar. Nie sądzę, aby Ameryka była dziś podzielona bardziej niż np. podczas wojny secesyjnej. Choć nie da się ukryć: nie potrafimy się porozumieć co do wielu fundamentalnych kwestii – np. czy ruch na rzecz praw obywatelskich z lat 60. XX w. zmienił kraj na lepsze. Albo w jakim stopniu powinniśmy rozliczyć się z niewolnictwem? W zależności od tego, czy zapytany uważa się za demokratę, czy republikanina, zapewne usłyszymy inną odpowiedź.
Czytaj też: Odszkodowania za niewolnictwo
W wydanej właśnie książce „My, Naród” patrzy pani na #MeToo jako na ruch wywodzący się z amerykańskiej tradycji krucjaty moralnej. Czym jest ta tradycja?
Przez większą część historii Stanów Zjednoczonych grupy pozbawione praw wyborczych musiały wynajdywać alternatywne sposoby na osiąganie celów politycznych. Kobiety, zabierając głos w sprawach publicznych, wysuwały więc argumenty moralne – sprzyjało im również to, że obowiązująca w XIX w.