Czytając brazylijskie doniesienia na temat deforestacji Amazonii, można odnieść wrażenie, że instytucje zajmujące się tym samym tematem, choć stojące po przeciwnych stronach barykady, żyją w różnych rzeczywistościach. 30 listopada INPE, agencja badań kosmicznych odpowiedzialna za monitorowanie stanu dżungli, uderzyła w dzwonek alarmowy: w 2020 r. ubyło tu najwięcej od 12 lat zalesionych terenów tropikalnych.
Odpowiedź rządu federalnego z prezydentem Jairem Bolsonaro na czele była jednak optymistyczna. Cieszymy się, pisali oficjele, bo może padł rekord, ale tempo plądrowania tego obszaru nie było tak duże jak przed rokiem.
Czytaj więcej: Ludzkość wycięła już 50 proc. lasów naturalnych
Amazonia do inwestycji
Dane tworzą tymczasem przygnębiający obraz polityki ekologicznej Brazylii ostatnich 24 miesięcy. Odkąd Bolsonaro przejął władzę w styczniu 2019 r., robi wszystko, by Amazonię przekształcić w gigantyczną strefę inwestycyjną. Jak mówił jeszcze w kampanii, tropikalne obszary kraju to „niewykorzystana szansa” dla gospodarki. Dlatego niemal bez limitu wpuszcza tam koncerny wydobywcze i meblarskie, broni też wypalania lasów przez indywidualnych ranczerów, uważając to za element tradycji.
Na drugim końcu tej batalii są federalne agencje ochrony środowiska, które wprawdzie jeszcze istnieją, ale często tylko na papierze. Terenowym przedstawicielstwom resortu środowiska Bolsonaro obciął budżet o 95 proc., a pozarządowe organizacje ekologiczne często wycofują się z Amazonii, bo boją się o swoje życie. Co roku w dżungli ginie coraz więcej aktywistów, a na policję – skorumpowaną, niedofinansowaną – nie mogą liczyć.
Ekologiczne błędne koło
Efekty tej polityki są tragiczne dla Brazylii, ale i dla całej planety – Amazonia to dla niej największy filtr powietrza. Jak podaje INPE, tylko w 2020 r. z powierzchni ziemi zniknęło ok. 11 tys. km kw. lasów tropikalnych. To obszar o 9,5 proc. większy niż wylesiony rok wcześniej i największy od 2008 r. Przez ostatnie 12 miesięcy w Brazylii wycięto teren większy od całego województwa opolskiego.
Jak piszą brazylijscy badacze, główną przyczyną tak szerokiej deforestacji były znów rekordowe pożary latem. Susza wypycha hodowców bydła w głąb Amazonki, którzy podpalają po drodze dżunglę, zamieniając ją w pastwiska. To ekologiczne błędne koło: mniej lasów tropikalnych to mniej deszczu, więcej suszy i suchsze gleby. Ranczerzy mogą wypalić Amazonię do ostatniego drzewa, a jednocześnie są ofiarami katastrofy, którą sami na siebie sprowadzają.
Czytaj też: Jaki jest ślad węglowy tego, co jemy?
Czy świat pozwie Brazylię?
Dla władz to jednak wciąż żaden problem. Wiceprezydent Hamilton Mourao stwierdził, że „choć nie jest to powód do świętowania, to polityka, którą przyjęliśmy na początku naszych rządów, zaczyna przynosić efekty. Idziemy w dobrym kierunku”. Porównywał tegoroczne dane z 2019 r. Wtedy wycięto znacznie mniejszy obszar (7,5 tys. km kw.), ale bez porównania szybciej.
Mourao był wojskowym, to zaciekły przeciwnik związków zawodowych i progresywnej polityki społecznej, znany jest z bliskich związków z największymi brazylijskimi korporacjami. Według doniesień jego kariera finansowana jest w dużej mierze przez datki od przemysłu drzewnego i wydobywczego – śmiertelnych wrogów Amazonii.
Co ciekawe, Mourao jest dumny z polityki wobec obszarów tropikalnych, mimo że naraża administrację prezydenta na pozwy i wielomilionowe odszkodowania. Pozwalając na deforestację, Brazylia łamie bowiem własne prawo ekologiczne. W 2009 r. przyjęto regulacje nakładające na rząd obowiązek utrzymywania wycinki lasów tropikalnych na poziomie nieprzekraczającym ok. 3,9 tys. km kw. rocznie – trzy razy niższym niż w tym roku. Jak informuje agencja Reutera, złamanie tego prawa może skutkować falą pozwów do sądów federalnych. Których Bolsonaro w całości jeszcze nie spacyfikował.
Na deforestacji nieszczęścia Amazonii się jednak nie kończą. Organizacje ekologiczne i broniące praw człowieka, w tym Greenpeace i Amnesty International, donoszą, że instalacje przemysłowe mają katastrofalne skutki dla zdrowia rdzennych plemion. U wielu przebadanych mieszkańców terenów lasów tropikalnych stwierdzono w ostatnich latach znaczące ubytki słuchu, wzrastają statystyki chorób płuc. Dodając do tego pandemię covid-19, łatwo zbudować obraz nadciągającego kryzysu zdrowia publicznego.
Czytaj też: Pierwszy drwal Ameryki Łacińskiej
Bolsonaro z Bidenem nie pomówi
Bolsonaro ani trochę nie łagodzi swojego stanowiska w tej sprawie. Tych, którzy chcą go ze złej drogi zawrócić, próbuje pacyfikować. Ostatnim adresatem jego gróźb stał się prezydent elekt Joe Biden, który w przedwyborczej debacie zapowiedział stworzenie funduszu na rzecz ochrony Amazonii. Biały Dom miałby dorzucić do niego 20 mld dol. Ale Bolsonaro nie chce o tym słyszeć ani podejmować rozmowy.
Na konferencji po amerykańskich wyborach powiedział nawet, że nie będzie z Bidenem mówił o dżungli. „Tam, gdzie kończy się ślina, trzeba użyć prochu” – powiedział. Co doskonale obrazuje podejście Bolsonaro do Amazonii. Ktokolwiek zechce się do niej zbliżyć, będzie musiał najpierw przebić się przez zasieki: brazylijskiego rządu i jego ultrakonserwatywnej, antynaukowej polityki.