Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Drugi impeachment Trumpa. Symboliczny, ale konieczny

Zwolennik impeachmentu Donalda Trumpa przed Białym Domem Zwolennik impeachmentu Donalda Trumpa przed Białym Domem Erin Scott / Reuters / Forum
Ogłoszenie impeachmentu tuż przed zakończeniem rządów prezydenta jest bez precedensu i może dziwić: po co pozbawiać władzy kogoś, kto i tak musi ją oddać?
Donald TrumpJoyce N. Boghosian/Flickr CC by 2.0 Donald Trump

Donald Trump będzie pierwszym w historii USA prezydentem, wobec którego dwukrotnie uruchomiono procedurę impeachmentu – oskarżenia o „poważne zbrodnie i wykroczenia” uzasadniające usunięcie z urzędu przez Kongres. W poniedziałek Izba Reprezentantów przedstawiła mu szereg zarzutów, czyli tzw. artykułów impeachmentu. Najważniejszy to podżeganie do rebelii przeciw legalnemu rządowi. Odnosi się on do zdarzeń 6 stycznia, kiedy zwołał on wiec na waszyngtońskim Mallu i wezwał do marszu na Kapitol, gdzie członkowie Izby Deputowanych i senatorowie obradowali nad zatwierdzeniem jego przegranej w wyborach. Trump apelował wówczas do swoich zwolenników, aby „pokazali siłę”. Około tysiąca osób wdarło się do siedziby Kongresu, siejąc tam spustoszenie. W starciach ze strażą zginęło pięć osób, w tym jeden policjant.

Czytaj też: W Stanach Bidena Kaczyński nie znajdzie sojusznika

Nie za późno na impeachment?

Jak niezliczona już liczba wydarzeń w USA w ostatnich miesiącach ogłoszenie impeachmentu na niespełna dwa tygodnie przed zakończeniem rządów prezydenta – 20 stycznia nastąpi inauguracja Joego Bidena – to kolejny przypadek bezprecedensowy i może budzić zdziwienie: po co pozbawiać władzy kogoś, kto i tak musi ją oddać? Jednak fakt, że przywódca najstarszej demokratycznej republiki stara się wywołać powstanie, aby unieważnić swoją porażkę w wyborach, wywołał szok i obawę, że zagraża bezpieczeństwu własnego kraju, a zanim odejdzie, może sprowokować kolejny dramatyczny kryzys, nawet z implikacjami międzynarodowymi.

Zaapelowano do Trumpa, aby sam zrezygnował ze stanowiska, a gdy z Białego Domu doszły sygnały, żeby na to nie liczyć, rozległy się wezwania, aby usunąć go ze stanowiska na podstawie 25. poprawki do konstytucji, pozwalającej na taki krok, kiedy prezydent jest „niezdolny” do pełnienia obowiązków z powodu ciężkiej choroby, w tym psychicznej. Wymagałoby to jednak pisemnej zgody wiceprezydenta i większości gabinetu albo jednomyślnej zgody całego Kongresu. To nierealne – w poniedziałek wystarczył sprzeciw jednego republikanina, aby pogrzebać akceptację pomysłu przez Kongres, a Mike Pence dał do zrozumienia, że także go nie poprze.

„Skazanie” Trumpa: możliwe?

Pozostał impeachment. Gdyby Trumpa udało się w taki sposób usunąć z Białego Domu, nie mógłby ponownie ubiegać się o prezydenturę w 2024 r., na co, jak sugerował, może się zdecydować. Izba Reprezentantów w środę będzie głosować nad artykułami impeachmentu i raczej na pewno zostaną uchwalone. Demokraci mają w Izbie większość, najpewniej niemal wszyscy zagłosują za. Przewiduje się, że zarzuty poprą nawet niektórzy republikanie.

Według reguł impeachmentu „akt oskarżenia” przeciw prezydentowi trafia następnie do Senatu, gdzie musi się odbyć „proces”, który dopiero zdecyduje, czy prezydent jest „winny” i zasługuje na zdjęcie z urzędu. Tymczasem Senat ma przerwę w obradach do 19 stycznia. Lider republikańskiej większości Mitch McConnell oświadczył, że nie ma zamiaru przyspieszyć cyklu i zarządzić sesji nadzwyczajnej. Oznacza to, że Senat zająłby się impeachmentem dopiero w przeddzień inauguracji Bidena.

Gdyby Kongres miał więcej czasu, doprowadzenie procedury do końca i „skazanie” Trumpa byłoby możliwe. Trudno sobie wyobrazić poważniejsze oskarżenie niż postawiony mu zarzut podżegania do rebelii – jeśli nie zostałoby to uznane za przestępstwo uzasadniające pozbawienie władzy, to cała instytucja impeachmentu nie miałaby sensu.

Sympatyzujący z Trumpem prawnicy usiłują go bronić, twierdząc, że jego słowa nie były wezwaniem do szturmu na Kapitol, tylko do demonstracji pod budynkiem – tak jakby apel o „pokazanie siły”, wszystkie tweety podsycające protesty przeciw wynikowi wyborów, wezwanie Rudy′ego Giulianiego na wiecu do „próby przez walkę” itp. nie wystarczały, by uznać odpowiedzialność prezydenta i jego pretorianów za oczywistą.

Czytaj też: Po co Duda zabrał głos w sprawie zamieszek w USA?

Lekki klaps za rozlew krwi

Jak przypominają konstytucjonaliści, impeachment powinien być procedurą „spokojną i rozważną”, a przeanalizowanie winy wymaga rozpatrzenia dowodów, przesłuchania świadków itd., jak to się odbywało w przeszłości. Procedura w trybie nagłym byłaby odejściem od dotychczasowych standardów. Wysuwa się także argumenty polityczne. Niektórzy demokraci obawiają się, że impeachment utrudni sprawowanie rządów Bidenowi, skupiając uwagę na procesie Trumpa w Kongresie.

Sam prezydent elekt, który od dawna zapowiada, że zależy mu na przywróceniu klimatu narodowej zgody i pojednania, zapytany o impeachment odpowiedział, że „decyzja należy do Kongresu”. Wyraźnie dał do zrozumienia, że nie jest tym pomysłem zachwycony. Dlatego część demokratów nieśmiało sugeruje, że lepiej byłoby ukarać Trumpa za pomocą tzw. censure, czyli potępieniem albo naganą. Na to gotowych jest przystać nawet wielu republikanów, ale przypominałoby to lekkiego klapsa za spowodowanie rozlewu krwi.

Czytaj też: QAnon. Prezydencka teoria spiskowa

Moralny obowiązek Kongresu

Wydaje się więc, że impeachment Trumpa pozostanie, niestety, aktem głównie symbolicznym. Zwolennicy tego kroku zwracają jednak uwagę, że jest on niejako moralnym obowiązkiem Kongresu – podobnie jak ponad rok temu, kiedy prezydent został oskarżony, że zmuszał przywódcę Ukrainy do wszczęcia śledztwa przeciw synowi Bidena, aby pogrążyć rywala w wyborach.

Tym razem chodzi również niejako o odstraszenie nieobliczalnego Trumpa przed kolejnym niebezpiecznym, szkodliwym dla kraju posunięciem. Po szturmie na Kapitol, kiedy rozległy się apele o wyeksmitowanie go z Białego Domu, prezydent nieco spuścił z tomu. Odczytał z telepromptera oświadczenie, wezwał do spokoju i nieużywania przemocy, obiecał bezkonfliktowe przekazanie władzy Bidenowi. Doszły też przecieki, że rozgląda się za adwokatami na wypadek impeachmentu. Rolę tę mieliby objąć Giuliani i słynny adwokat Alan Dershovitz.

Na „gładką” zmianę władzy trudno liczyć. Radykalni trumpiści grożą, że na zdobyciu Kapitolu 6 stycznia się nie skończy, i zapowiadają powtórkę rokoszu w dniu zaprzysiężenia Bidena. Sądząc z ich wypowiedzi w internecie, mogą spełnić swoją groźbę. W Waszyngtonie trwają już przygotowania na taką ewentualność – mobilizuje się siły policji i gwardii narodowej, buduje zapory wokół gmachu Kongresu. Impeachment może wzmocnić determinację przeciwdziałania kolejnej próbie puczu Trumpa.

Czytaj też: Cała Europa trolluje Trumpa

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną