Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Kryzys rządowy we Włoszech. Jak z filmu Felliniego

Matteo Renzi, mimo szalejącej pandemii i ponad 80 tys. ofiar śmiertelnych SARS-CoV-2, postawił rząd Giuseppe Contego w obliczu poważnego kryzysu. Matteo Renzi, mimo szalejącej pandemii i ponad 80 tys. ofiar śmiertelnych SARS-CoV-2, postawił rząd Giuseppe Contego w obliczu poważnego kryzysu. Reuters / Forum
Matteo Renzi wycofał troje ministrów z rządu Giuseppe Contego. Premier ma teraz dwa wyjścia, a sytuacja wygląda trochę jak końcowa scena słynnego filmu.

Chyba tylko we Włoszech jest możliwe, by mający nie więcej niż trzyprocentowe poparcie florentyńczyk Matteo Renzi, mimo szalejącej pandemii i ponad 80 tys. ofiar śmiertelnych SARS-CoV-2, postawił rząd Giuseppe Contego w obliczu poważnego kryzysu. Renzi wycofał ze składu jego gabinetu przedstawicieli swojego ugrupowania Italia Viva: minister rolnictwa Teresę Bellanovą, minister ds. rodziny i równouprawnienia Elenę Bonetti oraz podsekretarza stanu w resorcie spraw zagranicznych i współpracy międzynarodowej Ivana Scalfarotto.

Giuseppe Conte, który przynajmniej teoretycznie stracił w ten sposób poparcie większości w parlamencie, ma teraz dwa wyjścia. Albo złoży mandat na ręce prezydenta Sergio Mattarelli, albo spróbuje mimo wszystko szukać zwolenników wśród deputowanych, z których znaczna część nie ma szans na kolejną elekcję, bo po ustawowym zmniejszeniu liczby posłów i senatorów w nowych wyborach wyłonionych zostanie znacznie mniej deputowanych, niż jest ich obecnie.

Włoska awantura o duże pieniądze

To nie bez znaczenia, że Renzi doprowadził do kryzysu akurat teraz, kiedy rząd przedstawił w końcu projekt rozdziału środków z unijnego Funduszu Odbudowy i przygotowywał się do uchwalenia dalszych obostrzeń sanitarnych, koniecznych wobec nieustępującej pandemii. Wykorzystał pretekst, że gabinet Contego (i część opozycji) zdecydowanie odrzucił możliwość skorzystania z kolejnych 36 mld euro na restrukturyzację służby zdrowia, o które Włochy mogłyby się ubiegać w ramach europejskiego mechanizmu stabilizacji. Zarzucił też premierowi, że za często pojawia się w telewizji i na Facebooku, a w czasie pandemii nie zawsze przestrzega formalnych procedur, które są przecież także „treścią” demokracji.

209 mld euro przyobiecane z puli Funduszu Odbudowy i 100 mln z unijnego budżetu 2021–27 to dla Włochów ostatnia deska ratunku. Wartość długu publicznego na koniec 2020 r. to prawie 160 proc. PKB państwa, czyli 2,6 bln euro. W przyszłości całe to astronomiczne zadłużenie, wywołane po części przez covid-19 i konieczność stawienia czoła problemom wynikającym z lockdownu, będą musiały spłacać jeszcze wnuki i prawnuki będących dziś w wieku produkcyjnym mieszkańców Półwyspu Apenińskiego.

Czytaj też: Młodzi roznieśli wirusa? Konflikt pokoleń we Włoszech

Włosi chcą nie wyborów, lecz chleba

Przeciętny Włoch na całą tę sytuację patrzy zupełnie inaczej. Trzy czwarte mieszkańców nie ma najmniejszej ochoty na kolejne wybory parlamentarne. Fundusz Odbudowy i inne zawrotne kwoty, o które tak zaciekle walczą ze sobą politycy, to dla zwykłych ludzi kwoty absolutnie niewyobrażalne. Tylko w okresie świątecznym 4 mln Włochów szukało wsparcia w ośrodkach pomocy społecznej, przy czym 3 proc. z nich to byli „tradycyjni” bezdomni. Większość stanowili przedstawiciele wolnych zawodów, pracownicy na tymczasowych umowach o pracę, które wygasły i nie zostały wznowione, emeryci, renciści i osoby pracujące dorywczo lub po prostu „na czarno”.

Ludzie ci chętnie skorzystają z zapomóg, które hojną ręką obiecuje im rządząca koalicja Ruchu Pięciu Gwiazd i lewicowej Partii Demokratycznej. Mają nadzieję na inwestycje, które przyniosą im nowe miejsca pracy. Chcieliby sprawnie działającej publicznej służby zdrowia i uważają, że mimo pandemii uczniowie powinni być w szkołach, dowożeni do nich przez znacznie częściej jeżdżące środki transportu publicznego.

Nowych wyborów stanowczo domagają się teraz opozycyjna Liga Matteo Salviniego i prawicowe ugrupowanie Braci Włoskich, któremu szefuje Giorgia Meloni. Forza Italia Silvio Berlusconiego natomiast, choć zalicza się do opozycji, nie mówi dzisiaj Contemu ani tak, ani nie. „Mamy ludzi, mamy know-how i mamy plan” – stwierdził Antonio Tajani, który po powrocie z Brukseli, gdzie w latach 2017–19 był przewodniczącym Parlamentu Europejskiego, znów jest prawą ręką Berlusconiego. Zapowiedział, że nie wyrażając oficjalnie poparcia dla nowego gabinetu Contego, Forza Italia gotowa jest poprzeć jego poszczególne decyzje, o ile będą uwzględniały przygotowane przez zwolenników Berlusconiego projekty.

Czytaj też: Jak Liliana Segre walczy z włoskim rasizmem

Rzym znów zapłonie?

Cała ta awantura wygląda trochę jak końcowa scena filmu „8 1/2” Felliniego. Do rytmu łatwo wpadającej w ucho melodii Nino Roty jakieś przedziwne postacie chodzą po scenie, z której jedna po drugiej znikają dekoracje. I można by przypuszczać, że minister kultury Dario Franceschini nie bez powodu zapowiedział niedawno odtworzenie areny w rzymskim Koloseum, by znów mogły się tam odbywać rozmaite spektakle. Jakby spodziewał się, że na scenie Amfiteatru Flawiuszów staną do walki nowi gladiatorzy. I tylko patrzeć, jak Rzym jak za czasów Nerona znów ogarną płomienie, a pożar strawi wszystko i wszystkich.

Neron i Fellini to jednak już tylko przeszłość. Walka o unijne pieniądze we Włoszech toczy się dzisiaj w perspektywie przyszłych, istotnych politycznie wyborów. Kadencja obecnego parlamentu upływa w 2023 r. Wcześniej deputowani będą musieli wybrać nowego prezydenta, gdyż siedmioletni mandat Mattarelli upływa na początku 2022 r. Już jednak za kilka miesięcy, 8 sierpnia, rozpoczyna się tzw. prezydencki biały semestr. To okres, kiedy głowa państwa nie ma już prawa rozwiązać senatu ani izby deputowanych.

Zważywszy że włoska konstytucja przewiduje określony czas najpierw na rozwiązanie rządu, potem na ogłoszenie wyborów i kampanię wyborczą, a następnie na ukonstytuowanie się nowego gabinetu, przeciwnikom Contego zostało już ledwie kilka tygodni, by wysadzić go z siodła i mieć nadzieję, że uda im się dojść do władzy, a więc i do unijnych pieniędzy. A wywodzący się z lewicowej Partii Demokratycznej Renzi chciałby w przyszłości wziąć udział w tym rozdaniu.

Czytaj też: Dać obywatelstwo czy wyprosić? Włoski spór o imigrantów

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyński się pozbierał, złapał cugle, zagrożenie nie minęło. Czy PiS jeszcze wróci do władzy?

Mamy już niezagrożoną demokrację, ze zwyczajowymi sporami i krytyką władzy, czy nadal obowiązuje stan nadzwyczajny? Trwa właśnie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, debata na ten temat, a wynik wyborów samorządowych stał się ważnym argumentem.

Mariusz Janicki
09.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną