Zrobiło się nerwowo. Unia Europejska straszy zablokowaniem eksportu szczepionek, w tym do Wielkiej Brytanii. Nowa amerykańska administracja poluje na dostawy, gdzie się da, aby spełnić obietnicę prezydenta Joe Bidena o 100 mln zaszczepionych w sto dni. A Rosjanie i Chińczycy zaczęli traktować swoje produkty szczepionkopodobne (ich skuteczność nie przekracza 50–60 proc.) jako narzędzie dyplomatycznego nacisku na biedniejsze państwa.
W zeszłym tygodniu epicentrum tego nowego globalnego konfliktu o szczepionki stała się Europa. „Jesteśmy w pandemii. Tracimy ludzi każdego dnia. To nie są numerki, to nie statystyka. To ludzie, którzy mają rodziny i przyjaciół, ich też to dotyka” – mówiła wyraźnie wzburzona unijna komisarz ds. zdrowia Stella Kyriakides po spotkaniu z przedstawicielami AstraZeneca, jednego z producentów szczepionek, który kilka dni wcześniej zapowiedział opóźnienia w dostawach do Unii.
Unia w pierwszym kwartale tego roku dostanie zaledwie 25 proc. z zamówionych 100 mln dawek szczepionki AstraZeneca, stworzonej przy udziale Uniwersytetu Oksfordzkiego, która w piątek została dopuszczona na unijny rynek. Brytyjsko-szwedzka firma przekonuje, że to efekt „nieprzewidzianych problemów technicznych” w jej belgijskiej fabryce. Już wcześniej wyraźnie zwolniły dostawy od Pfizera produkującego szczepionkę BioNTech – tu z kolei producent tłumaczy się „rozbudową możliwości produkcyjnych”.
Moralny obowiązek
Te niedobory już w zeszłym tygodniu sprawiły, że w Madrycie odwołano wszystkie szczepienia do połowy lutego. Podobne problemy mają paryskie szpitale, które do odwołania wstrzymały szczepienia pierwszą dawką, aby z tego, co zostało, podać drugie dawki. Portugalia ogłosiła, że z braku dostaw o dwa miesiące wydłuży się pierwszy etap szczepień.