Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Obraza majestatu na świecie. Czego i gdzie mówić nie wolno?

Przepisy o znieważeniu majestatu głowy państwa funkcjonują w wielu krajach, również tych uznawanych za ustabilizowane demokracje. Przepisy o znieważeniu majestatu głowy państwa funkcjonują w wielu krajach, również tych uznawanych za ustabilizowane demokracje. PantherMedia
Pisarz nazwał Andrzeja Dudę „debilem”, za co ściga go warszawska prokuratura okręgowa. W innych krajach też przewiduje się kary za znieważenie najwyższych przywódców.

Wpis Jakuba Żulczyka wywołał dyskusję o granicach wolności słowa. Politycy opozycji, dziennikarze i twórcy uznają postawienie pisarza w stan oskarżenia za irracjonalne, a przepisy o zniesławieniu prezydenta – za relikt czasów minionych, przywołujący na myśl raczej epokę monarchii absolutnych niż współczesnych państw. Prawica kontruje, że Żulczyk naruszył majestat głowy państwa, a aparat państwowy musi go chronić – stąd zainteresowanie prokuratury całą sprawą.

Sytuacja, gdy pisarz, komentując w internecie słowa Dudy o wyborach prezydenckich w USA i nazywając go przy tym „debilem”, ryzykuje karę nawet trzech lat pozbawienia wolności, na pierwszy rzut oka wydaje się groteskowa. Ale Polska pod tym względem nie jest wyjątkiem. Regulacje, na mocy których za znieważenie głowy państwa idzie się do więzienia lub płaci mandat, funkcjonują w wielu krajach. W praktyce jednak są prawną skamieliną i rzadko doprowadzają do skazania. Jeśli, oczywiście, skupiać się na szeroko pojętym świecie demokratycznym. Bo już np. w Arabii Saudyjskiej obraza rodziny królewskiej od 2014 r. podpada pod paragraf o działalności terrorystycznej. Co prawda wątpliwe, by ktokolwiek w Polsce chciał być zestawiany z tak opresyjnym reżimem.

Obraza honoru, prestiżu, majestatu

Takie historie jak ta Żulczyka Europa zna doskonale i żeby je znaleźć, nie trzeba zagłębiać się w odległą przeszłość. Francuski parlament karę za znieważenie prezydenta usunął dopiero w 2013 r. Rok później podobna do polskiej debata przetoczyła się przez Włochy, gdzie o obrazę majestatu ówczesnego prezydenta Giorgio Napolitano został oskarżony prawicowy polityk Francesco Storace. Minister zdrowia w rządzie Silvio Berlusconiego, dziś współpracujący z postfaszystowskimi Braćmi Włoskimi, zarzuty usłyszał za znacznie łagodniejsze określenie od tego, którego użył polski pisarz. Stwierdził po prostu, że Napolitano jest „niegodny swego urzędu”. To wystarczyło do wszczęcia postępowania z par. 278 kodeksu karnego, zakładającego karę od roku do pięciu lat pozbawienia wolności za „obrazę honoru i prestiżu” prezydenta republiki.

Storace więzienia uniknął, bo wygrał w sądzie apelacyjnym. Przyczynił się też do przeniesienia rozmowy o zniesławieniu na poziom parlamentarny. Powstała nawet inicjatywa ustawodawcza mająca doprowadzić do skasowania par. 278, ale Izba Deputowanych go zablokowała. Kontrowersyjny zapis wciąż więc figuruje w kodeksie, choć głównie jako straszak. I kontrowersyjny relikt przeszłości – kary za obrazę przywódcy państwa pochodzą z lat 30., wprowadzone przez faszystowski reżim Benito Mussoliniego.

O granice wolności słowa pytają też od kilku tygodni Hiszpanie. Głośny przypadek rapera Pablo Haséla, który za nazwanie króla emeryta Juana Carlosa „mafijnym bossem”, „idiotą” i „człowiekiem skorumpowanym” usłyszał wyrok dwóch lat więzienia, doprowadził do protestów w całym kraju. W obronie muzyka stanęli czołowi artyści, w tym reżyser Pedro Almodóvar i aktor Javier Bardem. Coraz więcej osób domaga się zmiany przepisów, potocznie nazywanych „ustawą kneblującą”. I choć premier Pedro Sánchez taką reformę obiecał, to nie będzie to łatwe, bo Hiszpania regulacji defamacyjnych ma całe mnóstwo.

Za obrazę majestatu króla, królowej lub następców tronu grozi od sześciu miesięcy więzienia w przypadku lekkiego przewinienia do dwóch lat za poważne obelgi. Oszczerstwa wobec innych członków rodziny królewskiej mogą skutkować odsiadką od czterech do 20 miesięcy. Kodeks karny zawiera też par. 491 us. 2, mówiący o wykorzystaniu wizerunku króla w sposób dla monarchii szkodliwy – zagrożony karą od pół roku do dwóch lat więzienia. Całkiem sporo jak na kraj, w którym rodzina królewska odgrywa już rolę czysto figuratywną.

Czytaj też: Czy pokolenie 1000 euro obali hiszpańską monarchię?

W Niemczech rzadkość, w Turcji norma

W Niemczech zakazuje się znieważania głowy państwa, choć żeby kogoś ukarać, prokuratura musi wykazać, że działanie miało charakter intencjonalny lub „zagraża istnieniu Niemieckiej Republiki Federalnej lub zostało skierowane przeciwko jej podstawom konstytucyjnym”. Kara? Od trzech miesięcy do pięciu lat więzienia, ewentualnie zakaz wykonywania zawodu. W praktyce mało który sprawca spełnia tak szczegółowe kryteria, więc sądy skłonne są odstąpić od wymierzania najsurowszej kary.

Odwrotnie jest w Turcji, gdzie ścigane z urzędu jest nie tylko znieważenie głowy państwa, ale też obraza „tureckości”. O skuteczności organów państwowych w przestrzeganiu tych regulacji przekonał się w poniedziałek Selahattin Demirtaş, były lider prokurdyjskiej Ludowej Partii Demokratycznej. Polityk odsiedzi trzy i pół roku za obrazę Recepa Tayyipa Erdoğana.

Trudno tu nawet mówić o obrazie – Demirtaş stwierdził, że Erdoğan „poruszał się nerwowo po korytarzach” w czasie szczytu klimatycznego w Paryżu w 2015 r. Jego zdaniem prezydent gorączkowo szukał wtedy Putina, bo bardzo chciał zrobić sobie z nim zdjęcie. Za tę obserwację kurdyjski polityk został w 2016 r. aresztowany, a 22 marca skazany. Jego kara i tak nie jest najwyższa, bo zgodnie z art. 299 kodeksu karnego mógł dostać nawet cztery lata.

Polska między USA a Tajlandią

Osobnym przypadkiem są Stany Zjednoczone, gdzie pod adresem prezydenta można powiedzieć wszystko, bo gwarantuje to konstytucyjna wolność słowa. Nie istnieją przepisy federalne zakazujące obrazy lokatora Białego Domu. Co więcej, w historii USA regularnie się zdarzało, że prezydenci – byli i obecni – obrażali siebie nawzajem. Dwight Eisenhower, zapytany o pozytywny wkład swojego zastępcy Richarda Nixona w prezydenturę, powiedział, że znalezienie odpowiedzi zajmie mu co najmniej tydzień. Lyndon Johnson sądził, że Gerald Ford jest „zbyt głupi, żeby nawet żuć gumę i puszczać bąki jednocześnie”. Donald Trump, mistrz obrażania, rywala Joego Bidena wyzywał od głupków. Jego z kolei określano mianem „osła”, „podłego człowieka”, porównywano do nowotworu na organizmie państwa. Nikt za te słowa odpowiedzialności karnej nie poniósł.

Faktem jest, że przepisy o znieważeniu majestatu głowy państwa funkcjonują w wielu krajach, również tych uznawanych za ustabilizowane demokracje. Często jednak są pustym zapisem, a nawet jeśli prowadzą do procesów, przy okazji uruchamiają debatę o konieczności ich zreformowania. Oczywiście nie dotyczy to ustrojów dalekich od demokracji, jak Arabia Saudyjska, Tajlandia czy Kuwejt. Tam widmo więzienia jest jak najbardziej realne, a śledczy często z dumą ogłaszają, że oszczerca został skazany. Wyrok w sprawie Żulczyka jeszcze nie zapadł. A od tego zależy, w którym szeregu państw Polska się ustawi.

Czytaj też: Morawiecki, Ziobro i inni bojownicy o wolność słowa

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyński się pozbierał, złapał cugle, zagrożenie nie minęło. Czy PiS jeszcze wróci do władzy?

Mamy już niezagrożoną demokrację, ze zwyczajowymi sporami i krytyką władzy, czy nadal obowiązuje stan nadzwyczajny? Trwa właśnie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, debata na ten temat, a wynik wyborów samorządowych stał się ważnym argumentem.

Mariusz Janicki
09.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną