Andżelika Borys, szefowa prawowitego Związku Polaków na Białorusi, została wczoraj zatrzymana, a dziś już nawet osądzona i skazana na 15 dni pobytu za kratami. Zarzucono jej złamanie przepisów o zgromadzeniach publicznych – z początkiem marca Związek zorganizował w Grodnie tradycyjny Kaziukowy Jarmark obok swej siedziby i konsulatu RP.
Jarmark jarmarkiem – nie zgromadził nieprzebranych tłumów ani nie był manifestacją antyrządową. Borys zresztą, niezwykle doświadczona w pracy na rzecz polskiej mniejszości, bardzo dba, żeby nie wchodzić w politykę i konflikt z władzą. Nie o Kaziukowy Jarmark więc chodzi. To był tylko pretekst, jaki posłużył do zatrzymania działaczki.
Związek Polaków na Białorusi
Po kilku latach względnego – powtarzam: względnego – spokoju Aleksandr Łukaszenka kolejny raz przystąpił do walki z polską mniejszością. Warto przypomnieć, że w 2005 r. ZPB został zdelegalizowany i rozbity, władze powołały „swoją” organizację posłuszną reżimowi, anektowały też majątek ZPB, Domy Polskie wybudowane za pieniądze polskich podatników. Działacze i mniejszość na Białorusi, nieuznający prołukaszenkowskiej organizacji, pozostali przy Andżelice Borys. W minioną sobotę odbył się (wirtualnie) kolejny zjazd ZPB, a Borys wielką przewagą głosów została kolejny raz jego przewodniczącą.
Represje wobec polskiej mniejszości i organizacji powróciły po ubiegłorocznych wyborach prezydenckich, kiedy w proteście wobec sfałszowanego wyniku, dającego zwycięstwo Łukaszence, na ulice wyszły tysiące ludzi z flagami niepodległej Białorusi. Strajki trwały wiele tygodni, w szczątkowej formie trwają do dziś.
Łukaszenka ten zryw przetrwał, walcząc z demonstrantami w coraz brutalniejszy sposób. Znów zapełniły się więzienia, w których przebywają nadal setki osób, sądzonych lub przetrzymywanych bez sądu. Całkiem niedawno skazano na pobyt w kolonii karnej dwie dziennikarki Biełsatu, które relacjonowały protest w Mińsku, wykonując swoją pracę.
Szykanowana Andżelika Borys
Polska stała się w białoruskiej propagandzie najgorszym z sąsiadów, dybiącym na integralność białoruskich ziem, chcącym zagarnąć część terytorium. Tak właśnie jest to pokazywane obywatelom przez oficjalne media. A skoro polska, to i polska mniejszość, tradycyjnie zresztą właśnie ona na Białorusi staje się zakładnikiem. No a jak polska mniejszość, to i Związek Polaków na Białorusi, którego rozpoznawalną, sztandarową niemal postacią jest Andżelika Borys. Szykanowana zresztą wielokrotnie, zatrzymywana, przesłuchiwana, wypuszczana, inwigilowana, nie mogła wyjeżdżać do Polski. Na odsiadkę skazano ją po raz pierwszy.
Bo też obecny konflikt zaszedł dużo dalej niż zwykle, dotknął również dyplomatów pracujących na Białorusi: w Mińsku, Brześciu i Grodnie. Zaczęło się jesienią od żądania zmniejszenia obsady placówek dyplomatycznych RP (z 50 do 18 osób), a teraz jeszcze wydalono z kraju trzech polskich urzędników. Jako pierwszego konsula z Brześcia – pod pretekstem udziału w uroczystościach gloryfikujących żołnierzy wyklętych, a zwłaszcza „Burego”, którego oddział dokonał mordu na cywilnej ludności pochodzenia białoruskiego. Strona białoruska nie przedstawiła dotychczas dowodów jego winy. Po prostu oskarżyła go i już. Warszawa zresztą zastosowała wzajemność, wydalając trzech dyplomatów białoruskich.
Polsko-białoruska wojna dyplomatyczna
Stosunki dyplomatyczne z Mińskiem od minionej jesieni są obniżone do stopnia charge d’affaires, a nie ambasadorów. Ta wojna dyplomatyczna – wszystko na to wskazuje – jeszcze się nie skończyła. Tylko czekać, aż Łukaszenka wymyśli nowy pretekst. Bo wcale nie zależy mu na dobrych czy choćby poprawnych stosunkach z Warszawą.
Wszystko, co dzieje się w ostatnich dniach, ma z całą pewnością związek z jutrzejszą datą. 25 marca Białorusini obchodzą Dzień Wolności, święto nieuznawane przez władzę, odbywane pod biało-czerwono-białą flagą. To zawsze był czas marszów, wieców, manifestacji i interwencji milicji. Święto ma być także próbą reaktywacji protestów na dużą skalę – przeciwko władzy Łukaszenki.
Prezydent stara się za wszelką cenę zastraszyć społeczeństwo, zniechęcić do wychodzenia na ulice. To się jednak nie uda – przynajmniej 25 marca. Nawet w najtrudniejszych czasach, kiedy reżim był silny i miał poparcie, a opozycja nie odgrywała znaczącej roli, tego dnia odbywały się manifestacje, Białorusini maszerowali zwłaszcza w Mińsku. Nie wierzę, że dadzą się zastraszyć w tym roku. Nawet czołgi przejeżdżające ulicami Grodna nie sprawią, że pozostaną w domach.
Z kolei represje wobec polskiej mniejszości i jej liderki z pewnością zwrócą uwagę Brukseli, o co powinien już zadbać polski premier.
Czytaj też: Test dla polskiej dyplomacji