W historii USA zwykle potrzeba było silnego wstrząsu, by ociężały amerykański lotniskowiec zmienił kurs. Szoku wojny domowej, dopiero po której Ameryka zrzuciła z siebie hańbę niewolnictwa. Depresji ekonomicznej, jak w latach 30. XX w., która wolnorynkową gospodarkę pchnęła na drogę New Dealu. Kulturowego i społecznego przesilenia lat 60., które zaowocowało reformami Wielkiego Społeczeństwa, z jego kluczowym składnikiem – równouprawnieniem Afroamerykanów.
Obecna pandemia jest kryzysem wielowymiarowym – towarzyszyły jej zapaść gospodarki, nasilenie napięć rasowych i politycznych. Aż nadto argumentów dla gruntownych zmian. Zaskoczenie polega na tym, że ich program zaprezentował 78-letni prezydent bez charyzmy porywającego oratora, nudnawy, o renomie umiarkowanego pragmatyka. Właśnie ten polityk, wydający się przeciwieństwem radykała, przedstawił wizję radykalnych zmian.
Ludzkie inwestycje
Już uchwalony w marcu przez Kongres pierwszy pakiet Bidena – ustawa o pomocy poszkodowanym przez Covid-19 kosztem 1,9 bln dol. – oprócz doraźnego wsparcia dla biznesu i obywateli (czeki na 1400 dol.), zawierał mnóstwo zapisów o świadczeniach socjalnych, zwalczających ubóstwo i różnice w dochodach – w tym dotacje dla miast na tanie budownictwo mieszkaniowe i opiekę zdrowotną, dofinansowanie szkół w biednych dzielnicach, zwiększenie zasiłków itp.
Teraz kolej na ustawę „o naprawie infrastruktury” wartą 2,2 bln dol. Ale znowu, nie chodzi tylko o budowę dróg, mostów i linii szybkich kolei, a nawet nie tylko o infrastrukturę telekomunikacji, czyli rozszerzenie sieci szerokopasmowych łączy internetowych. Demokraci dołączyli do pakietu wydatki na inne programy, nazwane human infrastructure, jak opieka nad seniorami, dotacje do przedszkoli i podwyżkę płacy minimalnej.