Czeka mnie kara śmierci – takim argumentem białoruski bloger Raman Pratasewicz próbował przekonać załogę samolotu skierowanego przymusowo do Mińska, aby nie słuchała poleceń władz Białorusi i leciała według planu – do Wilna. Na nic się to zdało, Pratasewicz trafił do aresztu, a jego zatrzymanie doprowadziło do zaostrzenia polityki Zachodu wobec reżimu Aleksandra Łukaszenki.
Kara śmierci w Europie
Katalog przestępstw, za które białoruskie sądy mogą skazać na karę śmierci, sprowadza się do kwalifikowanej formy zabójstwa, w tym w ramach czynów wymierzonych w bezpieczeństwo – to w końcu modelowa autokracja – państwa, władz, stabilności itd. O nie Pratasewicz nie jest oskarżony. Z pewnością nie dopuścił się także terroryzmu, ludobójstwa, zbrodni przeciwko ludzkości, nie rozpętał wojny napastniczej i nie użył broni masowego rażenia.
Natomiast władze przypisują mu winę za organizację masowych zamieszek, podżeganie do wichrzycielstwa i szereg innych czynów zabronionych, obwarowanych długoletnimi karami pozbawienia wolności. I codziennym ryzykiem ze strony zwłaszcza strażników i współpracujących z nimi osadzonych, bo więźniowie polityczni w koloniach karnych nie mogą być pewni bezpieczeństwa.
Białoruś jest ostatnim krajem w Europie i w byłym ZSRR wykonującym karę śmierci. W Rosji i Tadżykistanie obowiązuje od lat moratorium, Kazachstan dopiero co wyrzucił ją ze swego porządku prawnego. Działacze białoruskich organizacji praw człowieka szacują, że od uzyskania niepodległości w 1991 r. skazano i zabito w majestacie prawa ponad 400 osób, w ostatnich latach skazywano dwóch–trzech mężczyzn rocznie i przede wszystkim za najbardziej drastyczne zabójstwa popełnione z niskich pobudek. Kobiety, tak jak małoletni i seniorzy, nie mogą być tej karze poddane. Trudność w ustaleniu dokładnej liczby wynika stąd, że los skazanych za życia i po śmierci objęty jest tajemnicą.
Czytaj też: Białorusini w Polsce boją się o życie
Strzał w stylu katyńskim
Skazani przebywają i giną w ścisłym centrum Mińska, ledwie 300 m od głównej ulicy handlowej miasta, w piwnicach Zamku Piszczałowskiego, prawie dwustuletniego budynku przy ul. Wołodarskiego (do którego zresztą przewieziono uprowadzonego Pratasiewicza). W czasach carskich w zamku przetrzymywano m.in. powstańców listopadowych i styczniowych, a później zatrzymanych przez NKWD.
Współcześnie osadzonych nie wyprowadza się z cel śmierci na spacery, są pod stałą obserwacją i mogą spotkać się tylko z najbliższą rodziną lub adwokatami. Czekają miesiącami na decyzję o ewentualnym ułaskawieniu przez Łukaszenkę. O terminie egzekucji dowiadują się w ostatniej chwili. Przeprowadza się ją w stalinowskim stylu: strzałem katyńskim, z pistoletu w tył głowy, skazany jest zmuszony do klęczenia. Ostatnie dwie egzekucje przeprowadzono prawdopodobnie w 2019 r.
Rodzina nie jest informowana ani o wykonaniu kary, a tym bardziej nie podaje się jej miejsca pochówku. Tu też nic się nie zmieniło od epoki Stalina, w samym Mińsku jest wiele takich miejsc, na niektórych zbudowano osiedla wielopiętrowych bloków, gdzie chowano ofiary czystek i prześladowań. Obecne standardy nie odbiegły od tamtych. Krewni z opóźnieniem otrzymują pocztą niektóre rzeczy skazanego, co bywa jedyną wiadomością, że został zabity.
Łukaszenka nie ułaskawiał, ale tej wiosny – pewnie w ramach ocieplania wizerunku uzurpatora z krwią na rękach – zrobił wyjątek w przypadku dwóch braci skazanych za zabójstwo sąsiadki, która doniosła, że ich siostra niewłaściwie opiekuje się dziećmi. Rodzina ułaskawionych 20-latków o zamianie kary na dożywocie dowiedziała się przypadkiem, gdy odmówiono przyjęcia paczki w związku ze skierowaniem braci do więzienia w Żodzinie. To było drugie ułaskawienie w historii niepodległej Białorusi. Bardzo rzadko zdarza się także, że sąd najwyższy podtrzymuje apelacje skazanych na karę śmierci, pierwszy raz stało się tak dopiero w 2018 r.
Czytaj też: Sędzia Adam Kabziński o karze śmierci
Egzekucje w cywilizowanym świecie
W referendum z 1994 r. 80 proc. głosujących opowiedziało się za utrzymaniem kary śmierci i na ich wolę powołuje się reżim. Przy czym w 2019 r. władze ogłosiły, że przymierzają się do rezygnacji, a w malowanym parlamencie już od ponad dekady działa grupa robocza zajmująca się problematyką kary śmierci.
Za ewentualną nowelizacją kodeksu karnego miałyby przemawiać kwestie nie tyle natury humanitarnej czy etycznej, ile technicznej – możliwość pomyłki sądowej i udowodniona nieskuteczność prewencyjna, bo obecność kary śmierci w katalogu sankcji i wykonywanie egzekucji wcale nie poprawiają poziomu przestępczości. Zwolennikom wyeliminowania tej formy kary nie pomaga, że egzekucje przeprowadza się nie tylko w satrapiach, ale także w Stanach Zjednoczonych i Japonii, więc nie można zarzucić Białorusi, że w tym punkcie odstaje od standardów państw uważanych za cywilizowane.
Czytaj też: Propagandowy teatrzyk Łukaszenki