Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Tęcza i pogrom w Tbilisi. Cerkiew i nacjonaliści znów atakują

Protest anty-LGBT w Tbilisi, 5 lipca 2021 r. Protest anty-LGBT w Tbilisi, 5 lipca 2021 r. Irakli Gedenidze / Forum
To, co działo się w Tbilisi tuż przed Marszem Godności osób LGBT+, znowu przypominało pogrom. Najpierw z masztu przed budynkiem parlamentu została zdarta flaga Unii Europejskiej, a jej miejsce zajął krzyż.

Levan Gelbakhiani jest gruzińskim aktorem i tancerzem, ma 23 lata, mieszka w Tbilisi. Trzy lata temu zagrał główną rolę w pięknym szwedzko-gruzińskim dramacie miłosnym „A potem tańczyliśmy” w reżyserii Levana Akina. Film miał premierę na festiwalu w Cannes, gdzie przyjęto go 15-minutową owacją na stojąco. Potem zbierał nagrody na całym świecie, był nawet szwedzkim kandydatem do Oscara. Do dzisiaj bywa wyświetlany w Polsce. Jednak w Gruzji zszedł z ekranów już po trzech dniach od premiery. Powód? Temat filmu – miłość młodziutkiego tancerza Gruzińskiego Baletu Narodowego do innego chłopaka – wywołał tak wściekłe reakcje prawicy i Cerkwi, że lincz wisiał w powietrzu i widzów w kinie musiała pilnować policja.

Czytaj też: Queerowa Gruzja

O czym marzy Gruzińskie Marzenie

Jak wielokrotnie opowiadał Levan Akin – urodzony w Szwecji 40-latek, syn emigrantów z Gruzji – impulsem, który doprowadził do powstania „A potem tańczyliśmy”, były zdjęcia z tbiliskiej demonstracji z okazji Międzynarodowego Dnia przeciwko Homofobii z maja 2013 r. Akin zobaczył je w internecie: 20 tys. uzbrojonych gruzińskich nacjonalistów, prawosławnego kleru i dewotów niosących ikony z furią napierało na grupkę kilkudziesięciu młodych osób z tęczowymi emblematami. Nieprzygotowana do bezpośredniej konfrontacji z przeważającymi liczebnie, uzbrojonymi homofobami policja wywiozła queerowych demonstrantów na pewien czas za miasto, w ten sposób ratując im życie.

Nienawistników skrzyknęła i namaściła do walki z tęczowymi dzieciakami gruzińska Cerkiew, której wydaje się, że na świecie trwa kolejna krucjata. Triumf nad bezbronną dziatwą prawosławni krzyżowcy święcili później w reprezentacyjnym Soborze św. Trójcy. Z ust nie schodziły im frazesy o obronie rodziny, a wśród mówców wyróżniał się Levan Vasadze, prawosławny biznesmen w rodzaju Konstantina Małofiejewa, dzisiaj przywódca skrajnie konserwatywnego ruchu politycznego ERI. Uczestniczki i uczestnicy tamtej demonstracji opowiadali później, że czuli się tak, jakby za moment mieli zostać rozszarpani żywcem. Maj 2013 stał się dla nich największą traumą w życiu. Dla wielu dzisiejszych queerowych aktywistów był to również chrzest bojowy.

Od 2012 r. w Gruzji rządzi partia Gruzińskie Marzenie, założona przez powiązanego z Rosją miliardera Bidzinę Iwaniszwilego. Trudno powiedzieć, o czym marzy Gruzińskie Marzenie, ale dziwnym trafem pod jego rządami Gruzja oddala się od Unii Europejskiej, mimo że teoretycznie wciąż do niej aspiruje. Zbliża się za to coraz bardziej do Rosji, która podbiła ją w 1921 r., a od 2008 znów okupuje jedną czwartą jej terytorium.

Czytaj też: Skąd to wrzenie w rosyjsko-gruzińskim kotle

Odwołują marsz, atakują za kolczyk w uchu

Wiadomo, że wszystkie świeże wykwity politycznej homofobii w krajach dawnego bloku wschodniego – również w Polsce – mają rosyjski wspólny mianownik, niezależnie od podatności lokalnej kultury na konserwatywne jady. I wszystkie one rymują się w swoich krajach z tendencjami antyeuropejskimi, karmione pogłębiającą się służebnością tronu wobec ołtarza.

Tak się składa, że progresywna gruzińska młodzież, która żąda równouprawnienia osób LGBTQ, jest również feministyczna, proekologiczna i prospołeczna, zdecydowanie nie jest natomiast prorosyjska. Ten młody, queerowy gruziński patriotyzm próbuje odbudowywać socjaldemokratyczną, wielokulturową gruzińskość sprzed radzieckiej okupacji, a miejsce Gruzji widzi w Unii Europejskiej.

Levan Gelbakhiani jest ważną postacią progresywnej młodej Gruzji, często wypowiada się publicznie w jej imieniu. Poznałam go przez internet, kiedy w zeszłym roku pisałam o filmie „A potem tańczyliśmy” dla moich polskich czytelników. Wczoraj – 5 lipca 2021 r. – Levan napisał do mnie przez Direct Mail:

„Cześć Renata, ty jesteś z Polski, prawda? Jest mi bardzo wstyd z powodu braku woli politycznej ze strony rządu i Cerkwi w moim kraju, aby chronić ludzi i przestrzegać praw człowieka. Jest mi bardzo przykro, że muszę ci o tym powiedzieć. Marsz Godności, który miał się odbyć dzisiaj jako finał obchodów Tbilisi Pride, został odwołany, aby żadna osoba ze społeczności queer nie wyszła na ulice. W mieście od rana grasują agresywne grupy, które atakują cywilów. Jednym z rannych jest obywatel Polski, ma cztery rany w sercu, obecnie jest hospitalizowany. Naoczni świadkowie mówią, że został zaatakowany nożem z powodu kolczyka w uchu”.

Marsz Godności – pierwszy queerowy marsz w Tbilisi od pogromu z 2013 r. – miał być realizacją konstytucyjnych praw osób LGBTQ i ich sojuszników. Miał poparcie opozycji politycznej, zachodnich ambasad, liderów opinii, celebrytów, niezależnych mediów oraz prezydent Salome Zurabiszwili. Był znakomicie przygotowany od strony medialnej – w sieci i w telewizji temat od tygodni nie schodził z czołówek. Prawica (w tym ruch Vasadzego) i Cerkiew wielokrotnie wzywały rząd do delegalizacji wydarzenia, grożąc potężnymi rozruchami. Potępiały zaangażowanie zachodnich ambasad po stronie społeczności queer, uznając je za mieszanie się w wewnętrzne sprawy Gruzji. Organizatorzy – przede wszystkim organizacja społeczna Tbilisi Pride – do końca trzymali w tajemnicy trasę marszu. Ogłaszane w prywatnej grupie na Facebooku miejsce zbiórki zmieniano w poniedziałek kilka razy. Mimo to w każdym z kolejnych miejsc homofobiczne bojówki pojawiały się pierwsze. Giorgi Tabagari z Tbilisi Pride przypuszcza, że queerowi aktywiści byli inwigilowani przez tajne służby, które współpracowały z przeciwnikami marszu.

Czytaj też: Gruzja. Środowiska LGBT pod ostrzałem

Cerkiew i prawica przeciwko LGBT

To, co działo się wczoraj w Tbilisi na kilka godzin przed planowanym wydarzeniem, znowu przypominało pogrom. Najpierw z masztu przed budynkiem parlamentu została zdarta flaga Unii Europejskiej, a jej miejsce zajął krzyż. Potem, w rytm narodowych tańców i pieśni, nacjonaliści i prawosławni fundamentaliści roznieśli namioty ustawione przed parlamentem przez opozycję polityczną. Włamali się do biur proeuropejskiego ruchu Shame Movement. Napadli i pobili ponad 40 dziennikarzy (niektórzy trafili do szpitala w stanie ciężkim, a przemocy wobec nich dopuszczał się – osobiście – kler prawosławny). Nacjonaliści wdarli się też – po rynnie i przez balkon – do biura Tbilisi Pride, które zdemolowali. Na jednej z ulic w centrum kilkakrotnie dźgnęli nożem w klatkę piersiową i brzuch przypadkowego turystę z Polski, którego wzięli za geja, ponieważ miał w uchu kolczyk (to o nim pisał do mnie Levan). Chłopak trafił do szpitala prosto na stół operacyjny (kiedy to piszę, jego stan jest stabilny). W mieście było niespokojnie aż do późnych godzin wieczornych. Queerowe organizacje ogłosiły w związku z tym, że na kilka dni przechodzą w tryb pracy zdalnej. Marsz Godności został ostatecznie odwołany przez Tbilisi Pride – w obawie o zdrowie i życie uczestników.

Słowa oburzenia płyną od wczoraj pod adresem rządu, w tym osobiście premiera Irakliego Garibaszwilego, któremu zarzuca się, że dał agresorom zielone światło. Mimo wielokrotnych spotkań Tbilisi Pride z gruzińskim MSW rząd nie zapewnił legalnemu, pokojowemu marszowi należytej ochrony, a premier – już wcześniej znany z uciekania się do homofobii jako instrumentu politycznego – jedno po drugim wydawał oświadczenia, w których stwierdzał, że marsz nie powinien się odbyć ze względu na opór społeczny. Również po fakcie Garibaszwili nie potępił przemocy, do jakiej doszło w stolicy. Zamiast tego stwierdził, że planowany Marsz Godności był prowokacją polityczną przeciwników Gruzińskiego Marzenia (głównie Zjednoczonego Ruchu Narodowego, proeuropejskiej partii założonej przez Micheila Saakaszwilego) i nie miał nic wspólnego z prawami osób LGBTQ. Cerkiew posunęła się jeszcze dalej – Szio Mudżiri, metropolita Senaki i Chkhorotsku, zwracając się w zastępstwie patriarchy Ilii II do tłumu zebranego po pogromie przed cerkwią Kaszweti naprzeciwko parlamentu, powiedział, że „zjednoczone społeczeństwo gruzińskie będzie występowało przeciwko działaniom ruchu LGBT” za każdym razem również w przyszłości.

Czytaj te: Gruzja jest mężczyzną

Europa wspiera Gruzinów. Polska milczy

Obserwatorzy zwracają uwagę, że pomimo wczorajszego triumfu prawicowych fundamentalistów gruzińska społeczność queer zdołała wykonać ogromny krok naprzód. Jeszcze nigdy o równych prawach dla tęczowych ludzi nie było w Gruzji tak głośno jak w tym roku; jeszcze nigdy tak wiele osób nie popierało publicznie ich emancypacyjnych dążeń.

Przedstawiciele społeczności międzynarodowej – 21 ambasad i organizacji mających swoje przedstawicielstwa w Gruzji – wydali wczoraj wspólne oświadczenie, w którym potępili zarówno przemoc, do jakiej doszło na ulicach Tbilisi, jak i brak adekwatnej reakcji na te wydarzenia ze strony rządu i Cerkwi. Wśród sygnatariuszy tego oświadczenia nie ma Polski.

Czytaj też: Nowa fala artystów queer

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Jednorazowe e-papierosy: plaga wśród dzieci, cukierkowa używka. Skala problemu przeraża

Jednorazowe e-papierosy to plaga wśród dzieci i młodzieży. Czy planowany zakaz sprzedaży coś da, skoro istniejące od dziewięciu lat regulacje, zabraniające sprzedaży tzw. endsów z tytoniem małoletnim oraz przez internet, są nagminnie i bezkarnie łamane?

Agnieszka Sowa
11.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną