Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Polscy kibice wygwizdali angielską drużynę. Wstydliwa norma

Drużyna Anglii na Stadionie Narodowym w Warszawie. 8 września 2021 r. Drużyna Anglii na Stadionie Narodowym w Warszawie. 8 września 2021 r. Andrzej Iwanczuk / REPORTER / EAST NEWS
W środę wieczorem na Stadionie Narodowym jedyną niespodzianką był wynik meczu. Poza tym wszystko przebiegło zgodnie z przewidywaniami: Anglicy klęknęli, polscy kibice gwizdali, a tematem numer jeden znów była dyskryminacja.

Chociaż jej wyniki w ostatnich latach są najlepsze od mniej więcej trzech dekad, reprezentacja Anglii w piłce nożnej nie ma łatwego życia. Mimo wejścia do strefy medalowej na dwóch ostatnich turniejach rangi międzynarodowej, czego na Wyspach nie pamiętali nawet najwytrwalsi obserwatorzy piłki kopanej, znacznie częściej niż o sukcesach mówi się w kontekście tej drużyny o problemie rasizmu. Jej gracze wygwizdywani są niemal wszędzie, gdzie przyjdzie im grać w narodowych barwach, od motywowanej uprzedzeniami rasowymi krytyki nie stronią nawet ich rodacy.

Żeby tematu nie spłycić, niektóre fakty naświetlić trzeba na samym początku. W reprezentacyjnych koszulkach, owszem, biega dziś sporo angielskich piłkarzy o innym od białego kolorze skóry, ale zjawisko to nie jest w żadnym stopniu znakiem czasu czy produktem przemian społecznych ostatnich lat. Nowe nie są też – niestety – ataki na tle rasistowskim, na wielu angielskich stadionach będące wręcz stałym elementem kibicowskiej choreografii, a nawet ich tożsamości. Wreszcie – Anglicy obrywają od rasistów krajowych i zagranicznych, i obrywają nie tylko oni. Krótko mówiąc: rasizm w futbolu był i jest. Praktycznie wszędzie.

Czytaj też: Protest drużyny NBA wywraca amerykański sport

Obrzuceni rasistowskim błotem

Nazywając rzeczy po imieniu: angielska kadra mieszana rasowo była i dziesięć, i dwadzieścia, i trzydzieści lat temu. Kiedy ostatni raz przed obecną złotą falą biła się o cokolwiek znaczącego, dochodząc do półfinału włoskiego mundialu w 1990 r., w jej składzie biegał urodzony na Jamajce czarnoskóry John Barnes. I biegał nie byle jak – w pamięci kibiców zapisał się na tyle mocno, że w 2016 r. czytelnicy dziennika „The Times” wybrali go najlepszym lewonożnym piłkarzem w historii angielskiego futbolu. Z Jamajki wywodzi się też współczesny bohater – zarówno kadry, jak i rasistowskich wyzwisk – Raheem Sterling. Na zakończonych dwa miesiące temu mistrzostwach Europy grał jak natchniony, Anglię do finału przepychał momentami samodzielnie. Ale już w finale zawiódł, podobnie jak cała drużyna. Anglicy przegrali po karnych z Włochami, a swoich prób nie wykorzystali Marcus Rashford, Jadon Sancho i Bukayo Saka. Wszyscy trzej – czarnoskórzy. Wszyscy trzej – natychmiast po finale, rozgrywanym w domu, na londyńskim Wembley, wygwizdani przez kibiców, a potem obrzuceni rasistowskim błotem w mediach społecznościowych, ulicznym graffiti i na chuligańskich forach internetowych.

John Barnes wielokrotnie opowiadał, jak ciężko mu czasem funkcjonować w rzeczywistości, w której rasiści robią z niego reprezentanta kraju drugiej kategorii. W podobnym tonie wypowiadali się inni, którzy dla kadry grali po nim: Sol Campbell, Ian Wright, Andy Cole. I choć piłkarskie federacje od lat z rasizmem próbują walczyć (głównie za pomocą dość nieskutecznych kampanii społecznych), zjawisko to zamiast schodzić na margines, zyskuje na sile. W jego obecnej odsłonie obiektem ataków nie są już tylko czarnoskórzy piłkarze, ale i wszyscy, którzy popierają ich walkę z dyskryminacją na tle rasowym.

Czytaj też: Gest Czarnych Panter

Klękają w geście solidarności

Przed każdym meczem reprezentanci Anglii klękają na jedno kolano w geście solidarności z ruchem Black Lives Matter. Znowu, co trzeba podkreślić, nie są jedyni, nawet na wspomnianym Euro robili to też m.in. Szkoci i Walijczycy, gest ten jest też coraz powszechniejszy w wielu innych dyscyplinach sportu. Po drugie, robią to w pełni dobrowolnie, klęczeć nie każą im ani trenerzy, ani federacje. Wręcz przeciwnie, działacze prawie zawsze odżegnują się od publicznych deklaracji na ten temat, podkreślając, że drużyny decydują o tym we własnym zakresie.

Po trzecie, i być może najważniejsze, wcale nie robią tego wbrew dominującym trendom społecznym. Wyniki badania przeprowadzonego przez brytyjską agencję badawczą YouGov, opublikowane tuż przed finałem Euro, pokazały, że gest klęknięcia jako formę walki z rasizmem popiera większość kibiców w Anglii i Walii (w Szkocji – 49 proc.), ale też we Francji, Włoszech, Portugalii, Niemczech i Francji. Wszędzie tam, gdzie reprezentacje są chociaż trochę multietniczne, większość fanów ową multietniczność popiera. Są oni, niestety, większością milczącą, bo znacznie bardziej widać i słychać fanów wspierających rasizm – nawet jeśli wspierających biernie.

Robert Lewandowski tego nie pochwala

Anglicy klękają już zawsze, kleknęli i w środę na Stadionie Narodowym. To było w scenariuszu, podobnie jak zachowanie Polaków, którzy do Anglików wprawdzie nie dołączyli, ale – jak wiele innych drużyn, także tych z naszego regionu, w tym Czesi i Węgrzy – palcami wskazywali na znaczek z logo UEFA i napisem RESPECT, naszyty na rękawy ich koszulek.

Zachowanie obu drużyn było z góry znane, przewidywalnie postąpili też jednak polscy fani. Kiedy Anglicy ugięli kolano, a Polacy wysunęli palce, z trybun poleciały gwizdy. Nie było tak źle jak tydzień wcześniej w Budapeszcie, gdzie Anglików obrzucano przez cały mecz śmieciami i kubkami z piwem, ale niesmak pozostał. Wyrazili go zagraniczni obserwatorzy, choć najdobitniej wybrzmiał na twarzy kapitana polskiej kadry. Robert Lewandowski na dźwięk gwizdów zareagował wymownym grymasem – on pod takimi zachowaniami podpisywać się nie zamierza, ksenofobia czy rasizm to nie jego bajka.

Czytaj też: Przyzwolenie na ksenofobię rozgościło się u nas jak kleszcze

Tęczowa opaska może nie wystarczyć

Kiedy kilka dni temu zadano mu na konferencji prasowej pytanie, czy założyłby tęczową opaskę kapitańską, bez wahania odpowiedział, że nie miałby z tym problemu (co ciekawe, fakt ten w relacji z konferencji przemilczała TVP). Wczoraj też musiał czuć się co najmniej nieswojo, kiedy przyszło mu dowodzić kadrą własnego kraju, przed własnymi kibicami, ale w obliczu postaw, które ewidentnie do jego własnego świata nie pasują.

Lewandowski ma we współczesnym futbolu autorytet ogromny – co do tego nie ma żadnej wątpliwości. Trudno jednak oczekiwać, by w pojedynkę wystarczył on do powstrzymania gwizdów, wyzwisk, rzutów butelkami czy innych rasistowskich ekscesów. Z rasizmem walczyć trzeba systemowo, ale też zdecydowanie i bezkompromisowo. Ostatnie lata w futbolu pokazały, że filmiki reklamowe, nawet te z udziałem największych gwiazd, niewiele dają. Żeby naprawdę, jak głosi bardziej śmieszne już niż poważne hasło, wykopać rasizm ze stadionów, potrzeba broni największego kalibru. Grymas niezadowolenia i palec na naszywce nie wystarczą.

Czytaj także: Sportowcy przeciw homofobii

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną