Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

TSUE zdecydował. Wielka kara dla Polski za każdy dzień działania Turowa

Kopalnia węgla brunatnego w Turowie Kopalnia węgla brunatnego w Turowie Dawid W. Cerny / Forum
Pół miliona euro za każdy dzień działalności kopalni Turów będzie płacić Polska do chwili podporządkowania się decyzji TSUE o zawieszeniu wydobycia. Tak zdecydował Trybunał Sprawiedliwości. Premier Morawiecki jeszcze w maju przekonywał, że ugoda z Czechami jest prawie zawarta.

Decyzja TSUE zapadła dziś, ale naliczanie kary zacznie się w chwili formalnego doręczenia władzom Polski postanowienia o niej przez europejski Trybunał Sprawiedliwości. To oznacza, że najdalej za tydzień nasz kraj za każdy kolejny dzień działalności Turowa będzie płacić aż 500 tys. euro. To gigantyczna kara w ramach tzw. środka tymczasowego (obowiązującego do czasu pełnego wyroku w danej sprawie).

Czytaj też: Rafako, spółka na skraju upadku. PiS ma pecha w energetyce

Wielka kara za Turów. A gdyby PiS odmówił płacenia?

Decyzja TSUE oznacza, że tylko jednego miesiąca Polska będzie musiała zapłacić kilkanaście milionów euro. I jeszcze jedna zła wiadomość dla partii Jarosława Kaczyńskiego, gdyby chciała zwodzić i nie płacić: sumy zarządzone przez TSUE od Polski na rzecz Komisji Europejskiej (czyli budżetu UE) w razie odmowy Warszawy Bruksela może zacząć odciągać od unijnych funduszy. A warto dodać, że wiceprezes TSUE Rosario Silva de Lapuerta i tak wyznaczyła dziś karę aż dziesięć razy niższą, niż wnioskował czeski rząd Andreja Babisza.

TSUE już 21 maja zobowiązał Polskę, aby natychmiast zaprzestała wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów. Ponad dwa tygodnie później Czechy poinformowały TSUE, że wydobycie trwa, i wniosły o wzmocnienie środka tymczasowego karą w wysokości aż 5 mln euro za każdy dzień lekceważenia postanowienia.

Polska reagowała nieskutecznie – złożyła do Trybunału trzy wnioski, z których żaden nie przeszedł: o uchylenie postanowienia o środku tymczasowym z uwagi na „zmianę okoliczności”, o rozpatrzenie tego wniosku przez 15-osobową Wielką Izbę TSUE oraz o przeprowadzenie wysłuchania stron w Luksemburgu. „W odniesieniu do złożonego przez Polskę wniosku zmierzającego do uchylenia środka tymczasowego ze względu na zmianę okoliczności wiceprezes TSUE podkreśliła, że argumenty przedstawione przez Polskę w uwagach na piśmie stanowią w istocie tylko powtórzenie lub rozwinięcie argumentów podnoszonych już wcześniej” – ogłosił dziś TSUE. Wiceprezes Rosario Silva de Lapuerta nie dała się przekonać, że zaprzestanie wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów może uniemożliwić dostawy energii cieplnej i wody pitnej na obszarze Bogatyni i Zgorzelca, powodując „zagrożenie dla zdrowia i życia mieszkańców tego obszaru”. „Polska nie wykazała w wystarczający sposób, iż takie zaprzestanie wydobycia rzeczywiście zagroziłoby przerwaniem dostaw energii cieplnej i wody pitnej na tym obszarze” – ogłoszono.

Jednocześnie Warszawa rozpoczęła negocjacje z Pragą. Też nieskuteczne.

Czytaj też: Kronika zapowiedzianego kryzysu (energetycznego)

Rząd Morawieckiego Babisza nie przekonał

Gdyby przedstawiciele polskiego rządu zaoferowali Czechom wystarczająco dużo, Praga mogłaby wycofać skargę, co z automatu wygasiłoby tymczasowe postanowienie o zawieszeniu wydobycia w Turowie. „Wystarczająco dużo” oznacza dojście do „polubownego rozwiązania”, czyli kompromis, który mógłby zostać potwierdzony przez TSUE.

Morawiecki jeszcze w czasie szczytu 24 maja przekonywał, że ugoda jest prawie zawarta. Czeski premier zaprzeczał i stwierdził, że prawie wcale nie rozmawiał o tym z polskim premierem. Czechy żądały łącznie ok. 100 mln zł m.in. w inwestycjach w wodociągi po czeskiej stronie. Jeszcze wczesnym latem w rokowaniach z Warszawą leżało na stole podwojenie tej kwoty do ok. 200 mln zł za wycofanie skargi. Ale skończyło się impasem.

Czechy przekonują, że kopalnia Turów ma negatywny wpływ na życie dziesiątków tysięcy mieszkańców graniczących z Polską terenów wokół miast Hradek nad Nisou i Frýdland. Chodzi im przede wszystkim o obniżanie się poziomu wód gruntowych (na to samo zażalenia ślą niemieckie gminy, ale na poziomie formalnym rząd Niemiec nie podjął tej sprawy). Praga ponaglała Warszawę do poprawnego wdrożenia dyrektyw dotyczących ochrony środowiska i nie zamierzała składać skargi do TSUE. Komisja Europejska w swej oficjalnej opinii potwierdziła część zarzutów wobec Polski. Zachęcani przez Brukselę Czesi nie byli w stanie wynegocjować z Warszawą polubownego rozwiązania, a polscy rządzący byli przekonani, że skarga Czech do TSUE ma umiarkowane szanse (a w czasie jej rozpatrywania może uda się ponaprawiać niektóre problemy). Warszawa była też przekonana, że wniosek o zamrożenie Turowa jest „absolutnie przestrzelony”.

To były mrzonki. Czesi w lutym zdecydowali się na skargę do TSUE, co w historii Unii jest dopiero dziewiątym przypadkiem sporu „państwo kontra państwo". W dwóch z ośmiu spraw skargi wycofano przed wyrokiem. W ostatniej sprawie – „Słowenia przeciw Chorwacji" (chodziło o spory graniczne sprzed akcesji do Unii) – TSUE uznał w ubiegłym roku, że rozstrzygnięcie nie leży w jego kompetencjach. W 2019 r. orzekł, że Wiedeń ma rację w sporze o niemiecki system opłat drogowych (winiet). A w wyroku z 2009 r. postanowił, że Bratysława nie złamała prawa UE, nie wpuszczając prezydenta Węgier na Słowację (na lokalne uroczystości mniejszości węgierskiej).

Czytaj też: Wojna o Turów. Co myślą Czesi i dlaczego patrzą na nas z góry?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną