Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Wyspy Kanaryjskie. Pierwsza od pół wieku erupcja wulkanu

Erupcja wulkanu Cumbre Vieja Erupcja wulkanu Cumbre Vieja Borja Suarez / Reuters / Forum
Strumienie lawy doprowadziły do ewakuacji ponad 6 tys. osób na La Palma, jednej z siedmiu wysp archipelagu. Zniszczenia wywołane przez pierwszy od 50 lat wybuch wulkanu tylko pogorszą i tak nie najlepszą sytuację regionu.

Wydarzenia takie jak te z Wysp Kanaryjskich łatwo prezentować jako sensację. Lawa wlewająca się do okien opuszczonych domów i wypełniająca baseny w rezydencjach efektownie wygląda, a historie o ewakuacji turystów niosą się szeroko po sieci. Pokusie tej ulegają media, ale i sami Hiszpanie – np. María Reyes Maroto, minister turystyki, w wywiadzie dla radia Canal Sur stwierdziła, że wybuch wulkanu może ściągnąć jeszcze więcej gości. Tymczasem erupcja Cumbre Vieja nie niesie ze sobą nic dobrego – ani dla mieszkańców La Palmy, ani całego archipelagu. Pogorszy jedynie sytuację regionu i tak dotkniętego przez szereg problemów strukturalnych: ekonomicznych i społecznych.

Czytaj też: Czy to dzięki wulkanom ludzie opanowali Ziemię?

Cumbre Vieja. Lawa i trujące gazy

Lawa, poruszająca się w tempie mniej więcej 200 m na godzinę, pochłonęła 103 ha terenu, niszcząc lub trwale uszkadzając ponad 160 domów. Z powodu tej pierwszej od 50 lat erupcji ewakuowano już ponad 6 tys. osób, w tym przeszło 500 turystów hiszpańskich i zagranicznych. Lokalne władze informują, że strumień przesuwa się w stronę oceanu i nic z tym nie są w stanie zrobić, bo nie zapanują nad substancją, której temperatura sięga blisko 1000 st. C. Szef rządu regionalnego Angel Victor Torres podkreśla, że mieszkańcy zagrożonej strefy muszą być w gotowości do ewakuacji.

Jeszcze we wtorek lawa miała do pokonania ok. 2 km do wody, a gdy gorąca substancja zetknie się ze słonym oceanem, powstanie groźna dla ludzkiego zdrowia chmura gazów. Eksperci podkreślają, że do strefy styku nie wolno się zbliżać, a i tak trzeba się spodziewać ogromnych szkód dla flory i fauny. Obszar ten będzie zapewne wyłączony z użytku przez długi czas. Do listy problemów dopisać też należy trzęsienie ziemi o sile 4,1 w skali Richtera, które towarzyszyło eksplozji i doprowadziło do ewakuacji pół tysiąca osób. Jest za wcześnie, by ocenić straty, ale Torres szacuje, że wyniosą co najmniej 400 mln euro.

Czytaj też: Hawajski wulkan nie pozwala o sobie zapomnieć

Wyspy Kanaryjskie zależą od turystów

Jedyny pozytyw, jakiego można się tu dopatrzeć, to że Cumbre Vieja wybuchł już właściwie po sezonie turystycznym, a przynajmniej poza jego najgorętszym okresem. Gdyby zdarzył się kilka tygodni wcześniej, straty dla gospodarki regionu byłyby nieporównywalnie wyższe, a do szkód materialnych trzeba by dodać więcej przerwanych i odwołanych turnusów. Dla Wysp Kanaryjskich byłby to ekonomiczny gwóźdź do trumny – archipelag jest na marginesie wielkiej polityki, uzależniony właściwie od pieniędzy, które zostawiają zagraniczni turyści.

Pod względem średniego wynagrodzenia wyspy są drugim najbiedniejszym regionem kraju – mniej zarabia się tylko w rolniczej Estremadurze. Po niemal całkowitym wygaszeniu przemysłu mieszkańcy przerzucili się na sektor usług, głównie związanych z turystyką. Młodzi częściej decydują się na emigrację zarobkową – najpierw na kontynent, a stamtąd często w drugą stronę, za ocean, do krajów Ameryki Łacińskiej.

Wyspy cierpią też z powodu zmian klimatycznych – pustynnieją, a źródła słodkiej wody są coraz mniej wydajne. Jest też problem z przestępczością zorganizowaną; w ostatnich latach archipelag stał się popularny wśród przemytników narkotyków, zwłaszcza po uszczelnieniu innych kanałów przerzutu z Afryki: Gibraltaru, Malagi i Marsylii. Nastawiony na usługi i turystykę region siłą rzeczy mocno ucierpiał w pandemii. Wpisując wybuch wulkanu w tak szeroki kontekst, trzeba zauważyć, że lawa zalewa obszary i tak już dotknięte problemami.

Czytaj też: Czterodniowy tydzień pracy

Bogate, biedne, rdzenne, napływowe

Osobny temat to migranci, których w ostatnich latach na brzegach archipelagu pojawia się coraz więcej. W 2020 r. 11 tys. osób przybyło tu głównie z krajów Maghrebu i Afryki Subsaharyjskiej. To przeprawa długa, ale i niebezpieczna: do pokonania jest kilkaset kilometrów dzielących archipelag od wybrzeży Maroka. Według danych Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji (IOM) w ubiegłym roku na wodach zginęło 414 osób, prawie dwukrotnie więcej niż w 2019 r.

Wyspy nie mają infrastruktury, by sobie poradzić. Od lat apelują do władz – zarówno w Madrycie, jak i Brukseli – o wsparcie, w tym finansowe, w kryzysie migracyjnym, ale kontynent pozostaje głuchy albo skromnie pomaga. Obecność migrantów dzieli też mieszkańców archipelagu. Wielu z nich organizuje się w grupy wolontariuszy, roznosi posiłki i leki. Inni są takim akcjom głęboko przeciwni, bo uważają, że koczujący na plażach migranci odstraszają turystów.

Na pozbawionych alternatyw i wystarczającej pomocy wyspach toczą się więc równoległe rzeczywistości. Z jednej strony jest luksus, miejsce dla turystów, którzy zapewniają Kanarom przetrwanie. Z drugiej strony są odcięci od szans rozwojowych mieszkańcy i migranci z Afryki, którzy do tego luksusu zupełnie nie przystają. Te dwie rzeczywistości mają coraz mniej punktów wspólnych. W pewnym sensie wybuch wulkanu, choć katastrofalny, może tą dychotomią wstrząsnąć, na chwilę ją zaburzyć. Lawa zalewa w końcu wszystko na swojej drodze – i to bogate, i to biedne, i rdzenne, i napływowe. Pozostaje mieć nadzieję, że w obliczu katastrofy Wyspy Kanaryjskie nie będą zdane tylko na siebie.

Czytaj też: Zadziwiające dzieje Ceuty

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną