Awaria Facebooka, przesłuchanie w Kongresie i spadki na giełdzie

Na początku zeszłego tygodnia 3,3 mld osób z całego świata na sześć godzin straciło dostęp do Facebooka, najpopularniejszego serwisu społecznościowego, oraz do powiązanych z nim Instagrama, Messengera i WhatsAppa. Odpowiadać przestały serwery DNS (Domain Name Server), które tłumaczą łatwe do zapamiętania adresy stron internetowych na numery IP. Zniknął zatem sieciowy „drogowskaz” do serwisów firmy Marka Zuckerberga. Facebook podkreślił, że za awarię odpowiadał błąd popełniony podczas wewnętrznych prac, a nie zewnętrzna ingerencja.

To był jednak dopiero początek fatalnego tygodnia dla Facebooka. Dzień później przed komisją Senatu USA ds. handlu zeznawała Frances Haugen, była pracowniczka serwisu. Odchodząc z firmy, wyniosła wiele dokumentów, które przekazała prasie. Według Haugen Facebook świadomie przedkłada zysk nad bezpieczeństwo – jego algorytmy stymulują bowiem polaryzujące treści, co zwiększa zaangażowanie użytkowników, a w konsekwencji – dochody. Wbrew deklaracjom firma ma identyfikować zaledwie od 3 do 5 proc. treści związanych z mową nienawiści i ok. 1 proc. – z podżeganiem do przemocy. Jej własne wewnętrzne badania potwierdzają zaś negatywny wpływ Instagrama na nastolatki – 66 proc. z nich wskutek korzystania z serwisu odczuwa „negatywne porównania społeczne”, a 13 proc. ma myśli samobójcze.

Tłumaczenia Zuckerberga i jego podwładnych nie przekonują polityków i komentatorów, a jego giełdowe notowania ostatnio spadają. Zeznania Haugen dodatkowo zwiększają presję na skuteczne uregulowanie cyfrowych gigantów, m.in. poprzez zwiększenie transparentności stosowanych przez nie algorytmów. Pojawiają się też głosy, że zgoda na połączenie Facebooka, WhatsAppa i Instagrama była błędem i należałoby rozważyć jej cofnięcie.