Polski premier sam wprosił się na wtorkową debatę Parlamentu Europejskiego o stanie polskiej praworządności w kontekście niedawnej decyzji TK uderzającej w zasadę nadrzędności unijnego prawa.
Czytaj też: Rząd PiS odmawia Unii i stawia na konfrontację
Morawiecki jak Orbán, ale ostatniego słowa miał nie będzie
Wyprawa do Strasburga jeszcze kilka lat temu była zabiegiem – do czasu nawet dość skutecznym – regularnie powtarzanym przez premiera Viktora Orbána, który na krytykę Węgier zwykł odpowiadać gotowością do rozmów. Ale teraz w czterogodzinnej debacie z Morawieckim będzie też uczestniczyć szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen oraz przedstawiciel z ducha orbanowsko-pisowskiej słoweńskiej prezydencji w Radzie UE. Poza tym organizatorzy tak układają porządek debaty, by w czasie podsumowań polski premier nie miał ostatniego słowa (podczas ostatniej dyskusji w Strasburgu w 2018 r. bronił się dość sprawnie).
Mateusz Morawiecki w piśmie skierowanym do przywódców pozostałych krajów Unii przekonuje, że Polska przestrzega i zamierza przestrzegać prymatu prawa UE, ale wyłącznie pod warunkami i w zakresie powierzonym jej instytucjom w traktatach. Warszawa nie zrezygnuje z konstytucyjnej kontroli, czy instytucje te, włącznie z Trybunałem Sprawiedliwości UE (TSUE), trzymają się granic kompetencji powierzonych im przez suwerenne państwa wspólnoty.