Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

W Afganistanie rozpycha się teraz Rosja. W co gra z talibami?

Przedstawiciele talibów na rozmowach w Moskwie, 20 października 2021 r. Przedstawiciele talibów na rozmowach w Moskwie, 20 października 2021 r. Reuters / Forum
Talibowie potrzebują międzynarodowego uznania i pieniędzy. A Kreml chciałby wypełnić próżnię po wycofaniu się USA z Afganistanu. Łatwo nie będzie, bo regionem są zainteresowani także inni silni gracze.

Rosja to jedno z pierwszych miejsc, które odwiedzili talibowie po przejęciu władzy. 20 października szef rosyjskiej dyplomacji przewodził konsultacjom afgańskim w Moskwie; na rozmowy przybyli przedstawiciele Pakistanu, Indii, Iranu, Chin oraz republik Azji Centralnej. Talibowie szukają międzynarodowego uznania i pieniędzy, natomiast Kreml chciałby wypełnić próżnię powstałą po wycofaniu się Amerykanów z tego regionu.

Talibowie, nie terroryści

Na drodze stoi w pierwszej kolejności problem formalny. Talibowie są uznawani za organizację ekstremistyczną i obłożeni sankcjami. W 2003 r. Rada Bezpieczeństwa ONZ wpisała ich na listę ugrupowań terrorystycznych, a w ślad za nią poszedł rosyjski Sąd Najwyższy. Odtąd także tutaj ich działalność jest zakazana. Jeszcze wcześniej, bo w 1999 r., ONZ wprowadziło embargo na dostarczanie im broni, a ich aktywa zostały zamrożone. Dlatego gdy ponownie przejęli władzę, USA zamroziły 9 mld dol. rezerw afgańskiego Banku Centralnego. Wally Adeyemo, zastępca sekretarza skarbu, potwierdził, że Stany nie planują tego zmieniać.

Talibowie przyjechali więc do Moskwy, żeby „prosić o pomoc polityczną, finansową, a przede wszystkim dyplomatyczną” – przyznał rzecznik Islamskiego Emiratu Afganistanu Zabihullah Mudżahid. Rosjanie też są dobrej myśli. Widać po stronie państw ONZ nieformalną gotowość do otwarcia się na nowe władze w Kabulu – zdradził agencji RIA Nowosti Zamir Kabułow, specjalny przedstawiciel prezydenta Rosji ds. Afganistanu. Pomysł wykreślenia talibów z listy organizacji terrorystycznych poparł Władimir Putin na forum klubu wałdajskiego, gdzie co roku przybywają liczni eksperci, dyplomaci i politycy z zagranicy.

Także zachodnie kraje muszą złagodzić swoje stanowisko – dodał Kabułow – i postawić rozsądne warunki. Generalnie jednak trzeba zmierzyć się z faktami. A faktem jest, że to talibowie rządzą Afganistanem – precyzował Siergiej Ławrow. Rosjanie oferują im pomoc, ale mają oczekiwania. Po pierwsze, we wspólnym sąsiedztwie, czyli na granicy Afganistanu z Tadżykistanem i Uzbekistanem, ma panować spokój. Po drugie, należy powstrzymywać eksport terroryzmu, fundamentalizmu, nielegalnej migracji oraz przemytu narkotyków. I po trzecie – to bardziej elastyczne żądanie – „rząd w Kabulu ma być otwarty na mniejszości etniczne i polityczne”.

Ławrow zapowiedział równocześnie pomoc humanitarną, głównie w postaci produktów pierwszej pomocy, żywności i lekarstw. Nie obiecał szybkiego uznania talibów, a jedynie podkreślił, że jest to przedmiot dyskusji. Jak dodał, trzeba przygotować opinię publiczną na oficjalną zmianę frontu. Co prawda ta nastąpiła de facto po aneksji Krymu w 2014 r. i była utrzymywana przez Kreml w dyskrecji. Trudno było przecież wytłumaczyć, że Moskwa rozmawia z terrorystami, ba – stawia na nich.

Czytaj też: Afganistan. Widmo kryzysu migracyjnego

Rosja przejmuje ster w Afganistanie

Po aneksji Krymu i ochłodzeniu relacji z Zachodem Rosjanie nie mieli powodów, żeby współpracować w Afganistanie z USA i NATO. Pojawiła się okazja do zmiany frontu, ponieważ tuż przed rozpoczęciem interwencji w Syrii we wrześniu 2015 r. szura z Kwety, ówczesne dowództwo talibów, potwierdziła śmierć swego legendarnego przywódcy mułły Omara. Należało ten fakt wykorzystać i rozpocząć dialog z „umiarkowanymi talibami”, bo tak ich odtąd określały rosyjskie media.

Format moskiewski, czyli dialog z siłami afgańskimi, zainicjowano w 2017 r., a już rok później przestał być tajemnicą. Zamir Kabułow, człowiek numer jeden ds. Afganistanu, tłumaczył to otwarcie się na talibów interesem Rosji i jej sojuszników. Było już jasne, że Amerykanie zakończą operację na Bliskim Wschodzie. A Rosja – tłumaczył Kabułow – jest gotowa przejąć odpowiedzialność w regionie.

Oficjalnie Kreml tłumaczył rozmowy z talibami realiami politycznymi. Ci drudzy jeszcze się wtedy do tego nie palili. Opór pomogły przełamać pieniądze i wsparcie logistyczne, czyli dostawy broni. W czerwcu 2020 r., na cztery miesiące przed podpisaniem porozumienia między talibami a administracją Donalda Trumpa, „New York Times” ujawnił, że rosyjski wywiad wojskowy (GRU) płacił talibom za śmierć żołnierzy koalicji natowskiej, a jeszcze wcześniej – że Rosjanie dostarczają talibom broń. Obie strony temu zaprzeczały.

Kreml postawił na talibów, bo tak mu podpowiadały głębsze kalkulacje. Sądził, że ich fenomen nie jest przejściowy. Reprezentują najbardziej tradycyjną część społeczeństwa, trzeba więc ich uznać za stały czynnik miejscowej sceny politycznej. Otrzymują wsparcie z sąsiedniego Pakistanu, Arabii Saudyjskiej oraz ZEA. Ułożeniem sobie relacji z dowolną władzą w Kabulu zainteresowani są również inni gracze, jak Iran i Chiny. Te ostatnie – z uwagi na potencjał separatystyczny muzułmańskich Ujgurów w autonomicznym regionie Xinjiang. Układanka byłaby niepełna bez Indii, których orientacja na Afganistan rośnie wraz z aktywnością konkurencyjnego Pakistanu w tym regionie. Innymi słowy: Kreml wiedział, że nie może dać się wypchnąć z tej wielkiej gry.

Czytaj też: Afganistan zawalił się w 10 dni. Jak do tego doszło?

Kreml trzyma rękę na pulsie

Omawiając sprawę Afganistanu, Putin rozwodzi się o bezpieczeństwie rosyjskich sojuszników z Azji Centralnej, ale ważne jest też to, o czym nie wspomina. A nie chce otwarcie mówić o bezpieczeństwie samej Rosji. Mówią więc za niego eksperci, jak Andriej Serienko z Centrum Badań Polityki Afgańskiej. W rozmowie z dziennikarzem „Kommiersanta” sprowadził to do starej zasady: „jeśli nie trzymasz ręki na ich pulsie, to oni trzymają ją na twoim gardle”.

To wnioski po wydarzeniach z 2000 r. Talibowie okazali się wtedy jedynym rządem, który uznał niepodległość zbuntowanej wobec Kremla czeczeńskiej Republiki Iczkerii. Ci sami talibowie wzywali później świat muzułmański do „świętej wojny” z Moskwą. A rosyjski wywiad alarmował, że udzielą schronienia rządowi czeczeńskiemu, gdyby upadł pod naporem rosyjskich sił.

Drugim powodem cichego niepokoju Kremla jest przemyt narkotyków w Afganistanie, a wraz z nim przestępczości i ekstremizmów. Pod rządami talibów kraj stał się z krótką przerwą tzw. opiumlandem. Przypadało na niego 84 proc. światowej produkcji opiatów, a przez Rosję przechodziła aż jedna trzecia. Kreml nie lubi się przyznawać do ogromnego problemu narkomanii – amerykański National Institute of Drug Abuse szacuje, że uzależnionych od heroiny jest w Rosji nawet od 4 do 6 mln osób.

Czytaj też: „Dla talibów jesteśmy podludźmi”. Afganki tracą nadzieję

Putin gra, czym się da

Kwestie bezpieczeństwa są dla Putina kluczowe. Nie mniej ważna jest okazja, by wypełnić pustkę po Amerykanach i siłach NATO. Rzecz nie w tym, by próbować uczynić Afganistan kolejną strefą wpływów, bo na to Moskwa nie ma większych szans. Zbyt świeża jest mimo wszystko pamięć o radzieckiej inwazji. Chodzi przede wszystkim o zbyt duże zainteresowanie tym regionem innych silnych graczy.

Logika nakazuje być obecnym w kształtującym się właśnie układzie sił w rosyjskim podbrzuszu. Zwłaszcza że wycofanie Amerykanów jest korzystne dla Rosji wyłącznie na pierwszy rzut oka. Ich miejsce zajmują inni konkurenci, w dodatku nie mniej niż Rosja zdeterminowani, by wpływać na Afganistan. Teheran organizuje negocjacje w sprawie pomocy dla Afganistanu w tydzień po rozmowach w Moskwie; Turcja nie jest bez szans, bo jako jedyny kraj natowski nie wycofała ambasady z Kabulu; Saudyjczycy i Emiratczycy to sojusznicy ideologiczni o nieporównanie większych możliwościach finansowych; Pakistańczycy „wymyślili” talibów, a Chiny i Indie to superpotęgi, dla których Afganistan to oczywista przestrzeń interesów.

Putin gra więc tym, czym może. A może Ławrowem, czyli ofertą rozłożenia parasola dyplomatycznego na arenie międzynarodowej. Jako stały członek Rady Bezpieczeństwa może blokować antytalibskie rezolucje lub forsować przyjazne nowym władzom w Kabulu rozwiązania. To samo mogą jednak np. Chiny. Atutem Rosji nie są więc silne karty, lecz sama umiejętność prowadzenia gry.

Czytaj też: Afganistan – zmora imperiów

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną