Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Kryzys na polskiej granicy jest Putinowi na rękę. Do czasu

Zakończenie kryzysu nie jest na rękę Władimirowi Putinowi. Zakończenie kryzysu nie jest na rękę Władimirowi Putinowi. Alexei Nikolsky / Russian Presidential Press and Information Office / TASS / Forum
Logika Putina jest prosta: im bardziej skonfliktowana i odcięta od Zachodu jest Białoruś, tym bardziej zależy od Moskwy. Presja migracyjna to także testowanie Polski, Unii i NATO, ich zdolności na polu walki hybrydowej. Ale i duże ryzyko.

Kryzys na granicy polsko-białoruskiej nie wygasa i nie widać, by któraś ze stron była gotowa na kompromis. Na Białoruś sprowadzono już 12–15 tys. migrantów z Bliskiego Wschodu, w większości najpewniej Kurdów. Bezpośrednio przy granicy koczuje 2–4 tys. „turystów”. Białoruskie służby wypychają ich ku Polsce, a po drugiej stronie w stan gotowości postawiono 12 tys. żołnierzy i funkcjonariuszy RP.

Ten kryzys jest Putinowi na rękę

Sytuację sprowokował reżim Łukaszenki, lecz rozgrywa ją także Kreml, bo ma w tym własny interes. W pierwszej kolejności chodzi o trudnego, było nie było, partnera z Mińska. Łukaszenka robi, co może, by przedłużać (najchętniej w nieskończoność) proces pogłębiania integracji z Rosją, na którą od kilku lat naciska Moskwa. To cena, którą zgodził się zapłacić, prosząc Putina o pomoc w sierpniu ubiegłego roku, gdy na Białorusi wybuchły protesty i obawiał się utraty władzy. Zażegnanie kryzysu nie jest więc Putinowi na rękę. Jego logika jest prosta: im bardziej Białoruś jest skonfliktowana i odcięta od Zachodu, tym bardziej zależy od Moskwy.

Presja migracyjna to także testowanie Polski, Unii Europejskiej oraz NATO, ich zdolności na polu walki hybrydowej: reagowania na kryzys, zdolności logistycznych i organizacyjnych. Rosjanie sprawdzają też potencjał odpowiedzi w sferze informacyjnej, czyli sposób obrony własnej narracji i konsolidacji: wewnętrznej (polskiego społeczeństwa) i zewnętrznej (zagranicznych partnerów). Wszystkie te dane pomogą pisać scenariusze kolejnych eskalacji, które są wyłącznie kwestią czasu i miejsca.

Czytaj też: Runet. Po co Putinowi swojski, „rosyjski internet”?

Rosja. Mieć ciastko i zjeść ciastko

Wywierając presję na Zachód, reżim Łukaszenki wyręcza Moskwę. Oficjalnie Kreml nie jest tu stroną, a jedynie z niepokojem przygląda się sytuacji. Białoruś i Rosja stanowią jednak system naczyń połączonych. Co pośrednio przyznał rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, mówiąc, że „Rosja współpracuje z Białorusią, podejmowane są niezbędne kroki”.

Ten sam mechanizm Rosjanie stosują w zarządzaniu niestabilnością w republikach byłej ZSRR. Najpierw problem stwarzają, potem oświadczają, że nie są stroną konfliktu, by następnie zaoferować swoje „dobre usługi”, czyli mediacje. Zadziałało to koncertowo w 2014 r. Rosja doprowadziła wówczas do wojny z Ukrainą, anektowała Krym, a potem, wskazując na separatystów na wschodzie Ukrainy i powołując się na referendum krymskie, stwierdziła, że nie jest w ten konflikt zaangażowana. Jest natomiast najwłaściwszym parterem do mediacji. Tak dokonała rzeczy niemożliwej: ma ciastko i zjadła ciastko.

Czytaj też: Spotkanie w mroku. Czy polski patrol natknął się na specnaz?

Wszystkie drogi prowadzą do Moskwy

Putin wie, że Europejczycy wyjątkowo cenią spokój. A więc są skłonni go odzyskać za wysoką cenę, należy ich tyko odpowiednio zmotywować. W kwietniu potrzeba było ponad 100 tys. rosyjskich wojsk manewrujących wokół granicy z Ukrainą, by administracja Joe Bidena zechciała zaprosić Putina na rozmowy w Genewie. Kryzys gazowy ma skłonić Europę do szybszego uruchomienia Nord Stream 2, z którym Gazprom nie miał oficjalnie nic wspólnego. Ustami szefa dyplomacji Putin podpowiada też, jak rozwiązać problem na wschodniej granicy UE. „Kiedy uchodźcy przedostawali się przez Turcję do Unii, ta zapłaciła, by pozostali na miejscu. Dlaczego nie mogłaby tak samo pomóc Białorusinom?” – zastanawia się Siergiej Ławrow. Tak czy inaczej, włączając się do gry, Rosjanie próbują przekonać Zachód, że wszystkie drogi prowadzą do Moskwy. Nie ma alternatywy, trzeba prowadzić z nią dialog.

Dlatego media w Rosji z zadowoleniem informowały o rozmowie telefonicznej kanclerz Angeli Merkel z Putinem: Niemka poprosiła Moskwę, by „wpłynęła na reżim w Mińsku”. Kreml nie bez powodu podkreśla w swoim komunikacie, że niepokoi się humanitarnymi skutkami kryzysu. Putin proponuje „omówić sytuację bezpośrednio z Mińskiem”, ale w domyśle: jeśli się nie da, to zawsze pozostaje telefon do Kremla. A nie da się, bo Łukaszenka praktycznie wszystkie mosty spalił – uważa kremlowski politolog Siergiej Łukjanow.

Czytaj też: Sekretne misje Maksima Szugaleja

Zła Polska, zły Zachód, dobra Rosja

Tradycyjnie w sytuacjach konfliktowych z Zachodem Rosja występuje po tej „dobrej stronie historii”. Nie inaczej jest teraz. Putin, Ławrow, Pieskow, Zacharowa i rosyjskie media podkreślają, że Polska w sposób oburzający łamie standardy humanitarne. Brutalni są Polacy, nie Białorusini. Co więcej, jeśli padają strzały, to po polskiej stronie. We wtorek gazeta „Wzgliad” doniosła: „Polska oświadczyła, że jest gotowa strzelać do migrantów idących z Białorusi”.

Winowat (winny) jest także Zachód, to podstawa stanowiska Kremla. Dmitrij Pieskow odrzucił zarzuty Warszawy, że to Moskwa wykreowała kryzys migracyjny, a podobne insynuacje premiera Morawieckiego uznał za absolutnie nieodpowiedzialne i gorszące. „Europa mówiła niedawno o wartościach, w tym ochronie uchodźców” – wypominał. Rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa dodała: „Warszawa aktywnie uczestniczyła w niszczeniu Iraku [w czasie interwencji w 2003 r. – przyp.]. Ponad 2 tys. [polskich] żołnierzy najechało na to suwerenne państwo, żeby ustanowić tam demokrację. Dlaczego więc miałaby nie przyjąć tych wdzięcznych Irakijczyków?” – pytała. I zarzuciła Polsce kłamstwo: „Jak tak można prosto w oczy mówić nieprawdę? Zresztą [polski rząd] okłamuje sam siebie”.

Czytaj też: Czy Polska może zatrzymać Łukaszenkę?

Piłeczka po stronie Europy

Na razie sytuacja rozwija się pomyślnie dla Moskwy, a presja jest podwójna. Na Białoruś, która coraz bardziej uzależnia się od Moskwy. I na Zachód, który nawet jeśli nie ma ochoty, to coraz częściej musi z Kremlem rozmawiać. Ryzyko, które próbuje teraz ograniczać Putin, to możliwość „przegrzania” kryzysu. Jeśli Unia i NATO zdecydują się aktywnie działać, czyli przejmą inicjatywę, Rosji zagrożą skutki zamknięcia granicy polsko-białoruskiej, a w czarnym dla niej scenariuszu zostanie wstrzymany obrót handlowy. Przy okazji groźba może paść na Nord Stream 2. Rosja może się też obawiać, że Zachód uzna jej odpowiedzialność i ostudzi zapał do ocieplania obustronnych relacji.

Białoruś została rosyjską proxy, a piłeczka jest teraz po stronie Europy. Wynik tej gry zależy od tego, jak bardzo Europejczycy zechcą wrócić do strefy komfortu: ustąpią Łukaszence czy wyciągną wnioski z poprzednich eskalacji i nie ulegną jego szantażowi.

Czytaj też: W Afganistanie rozpycha się teraz Rosja

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną