Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Czy Unia zapłaci za mur i naciśnie na Moskwę?

Kryzys na polskiej granicy. Czy Unia zapłaci za mur i naciśnie na Moskwę?

. . Andrzej Hulimka / Forum
Choć atmosfera wokół Warszawy bywa zatruwana sporami o praworządność, to teraz nie ma to przesadnego znaczenia. Uszczelnianie granicy zewnętrznej UE (i NATO) jest de facto uszczelnianiem granicy Niemiec, Francji czy Beneluksu. Bruksela zastanawia się, czy i jak nacisnąć na Moskwę.

Polska niemal od początku kryzysu na granicy promowała w Unii nowe sankcje na Aleksandra Łukaszenkę i taktykę przymykania oka na wymogi humanitarne. Ze sporym powodzeniem.

Kryzys na granicy. UE musi zadbać o własny interes

Unia Europejska szykuje się do rychłego zatwierdzenia piątego pakietu restrykcji wobec Białorusi za migracyjny „atak hybrydowy” (poprzednie sankcje wiązały się z prześladowaniami politycznymi), nad którym unijni dyplomaci i eksperci pracują od września pod mocną presją Polski i Litwy.

Sprawę przesilenia na granicy Polacy i Litwini wręcz do znudzenia podnosili na stosownych forach eksperckich i politycznych od końca sierpnia, ale jeszcze we wrześniu narzekali na zbytnią opieszałość Brukseli w pracach nad nowymi sankcjami. Ale im gorzej działo się na granicy, tym bardziej rosło zaniepokojenie w UE. Swoistym przełomem był październikowy szczyt (z kilkunastodniowymi przygotowaniami dyplomatów do tego zjazdu w Brukseli). Choć polskie relacje zdominowała debata o orzeczeniu Trybunału Julii Przyłębskiej, to bardzo dużo dyskutowano właśnie o Łukaszence.

Choć atmosfera wokół Warszawy bywa mocno zatruwana sporami o praworządność, a w przypadku granicy także oporem wobec Fronteksu (o czym później), to teraz nie ma to przesadnego znaczenia. Uszczelnianie wschodniej granicy zewnętrznej UE (i NATO) jest pod względem migracyjnym de facto uszczelnianiem granicy Niemiec, Francji, Beneluksu, dokąd zmierzają migranci zwożeni przez reżim Łukaszenki. Dlatego stanowczo nie ma apetytu na dawanie Polsce nauczki za sabotowanie w przeszłości „solidarnościowych” elementów polityki migracyjnej. Przeciwnie, skoro wsparcie Polski i Litwy jest zarazem troską o interes własny, to mogą liczyć na taką solidarność bez względu na to, kto u nich rządzi.

Czytaj też: Jak Putin przejął Białoruś

Kryzys na granicy. Czy Unia sfinansuje mur w Polsce?

Na tamtym szczycie ponaglono instytucje UE do opracowania nowych restrykcji, które pozostają głównym narzędziem w sporze z Łukaszenką, burzliwie debatowano też o finansowaniu budowy barier granicznych ze wspólnego budżetu.

Ursula von der Leyen bezpośrednio po szczycie ogłosiła, że w „Komisji Europejskiej i Parlamencie Europejskim od dawna panuje pogląd, że nie będzie finansowania drutów kolczastych i murów” z pieniędzy UE. Odebrano to jako odmowę wobec apelu „sojuszu granicznego” 12 krajów, w tym Polski, krajów bałtyckich, Danii, Austrii, Grecji, Węgier, Bułgarii (pionierem postulatu było Wilno). We wspólnym piśmie domagały się, by Unia łożyła ze wspólnej kasy na umacnianie granic.

Według brukselskich przecieków von der Leyen została za swoje słowa wręcz zbesztana m.in. przez duńską premier Mette Frederiksen. A przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel także podczas środowej wizyty w Warszawie przypomniał, że wbrew tamtym deklaracjom dyskusja o finansowaniu murów wcale nie została zamknięta. Zresztą wedle nieoficjalnych ocen w Brukseli do tego pomysłu zaczyna się przychylać już większość krajów UE.

Czytaj też: „U polskich granic jest od 3 do 4 tysięcy osób”

UE szykuje sankcje. Piąty pakiet, potem szósty

Szefowie resortów spraw zagranicznych z 27 krajów powinni w najbliższy poniedziałek dać zielone światło dla wydłużenia unijnej „czarnej listy” o ok. 30 osób i instytucji z Białorusi (możliwe, że nazwiska zostaną opublikowane ze sporym opóźnieniem) zaangażowanych w „atak hybrydowy” Łukaszenki. W tym tygodniu UE zatwierdziła także wstępną decyzję z września o zakończeniu ułatwień wizowych dla białoruskich oficjeli podróżujących do Europy.

Bruksela pracuje poza tym nad wzmocnieniem sankcji wobec białoruskich linii lotniczych – już od paru miesięcy nie mogą latać do UE, a teraz chodzi o odcięcie ich m.in. od leasingowego wypożyczania samolotów przez firmy prawnie zakotwiczone w Irlandii. Dublin już ponoć zgodził się na zapisy sankcyjne respektujące dotychczasowe kontrakty, lecz zabraniające zawierania nowych umów z Białorusinami.

Głównymi węzłami przerzutu migrantów do Mińska są Stambuł, Dubaj i Moskwa, więc w Brukseli trwają dyskusje, jak zagrozić sankcjami najaktywniejszym w tej kwestii liniom tureckim, za to na razie mało mówi się o Aerofłocie.

Sfinalizowanie piątego pakietu sankcji ma dać początek pracom nad pakietem szóstym. Pojawiają się już spekulacje w sprawie możliwości zaostrzenia restrykcji gospodarczych, choć te przyjęte latem – po uprowadzeniu Ramana Pratasiewicza – i wymierzone w białoruski eksport soli potasowej (używanej w nawozach sztucznych), w przemysł tytoniowy oraz petrochemiczny zaczną najboleśniej uderzać w Białoruś dopiero na początku 2022 r. ze względu na wygasanie starych kontraktów.

Czytaj też: Spotkanie w mroku. Czy polski patrol natknął się na specnaz?

Kryzys na granicy. Jak nacisnąć na Moskwę

Najtrudniejszym teraz politycznie (i gospodarczo) dylematem w sprawie wydarzeń na granicy białoruskiej jest pytanie, czy i jak nacisnąć na Moskwę. Bez rosyjskiego przyzwolenia Łukaszenka nie prowadziłby tak długiego i coraz bardziej eskalującego „ataku migracyjnego”.

Przecięcie lub co najmniej mocne ograniczenie prowadzącego przez Białoruś lądowego (kolejowego i drogowego) tranzytu między Rosją a Unią byłoby – zdaniem rzeczników takiego kroku – skutecznym środkiem nacisku na Kreml, a zatem pośrednio na Łukaszenkę. Jednak Unii na razie bardzo daleko do konsensusu co do ewentualnych nowych działań wobec Moskwy.

Premier Morawiecki zwrócił się do Michela o zwołanie telekonferencyjnego szczytu o Białorusi, który wydaje się teraz bardzo prawdopodobny, choć dopiero po przyszłotygodniowym posiedzeniu szefów dyplomacji w Radzie UE. Margaritis Schinas, jeden z wiceprzewodniczących KE, wybiera się w najbliższych dniach m.in. na Bliski Wschód, by ponaglać kraje pochodzenia i tranzytu migrantów do współpracy w przecinaniu tych szlaków na Białoruś. Bruksela prowadzi takie naciski od lata, ale teraz rośnie presja, by instytucje UE mocniej wykorzystywały pieniądze, czyli groźbę wstrzymania funduszy pomocowych lub obietnice dodatkowych kwot dla tych krajów.

Zwłaszcza Berlin wypytuje teraz Komisję, co i jak robiła dotąd w tej kwestii i jak zamierza prowadzić ofensywę dyplomatyczną. Bruksela od początku przesilenia na granicy prezentowała linię „twierdzy Europy” wzmocnioną politycznymi efektami kryzysu migracyjnego 2015–16. Jednak gdy na polskim pograniczu odnotowano pierwsze zgony, komisarz ds. wewnętrznych Ylva Johansson – to był efekt wewnątrzbrukselskich sporów, jak bardzo odpuścić wymogi humanitarne – zaczęła domagać się obecności Fronteksu. Frontex – zwłaszcza na tym etapie kryzysu i rozbudowy samej agencji – mógłby zaoferować przede wszystkim ludzi do „zarządzania” granicą (rejestrowania migrantów, pomocy w procedurach azylowych), ale nie do „twardej” obrony. Dlatego prawdziwą intencją Komisji było zwiększenie „przejrzystości” w sprawie działań Polaków na pograniczu, choćby dzięki urzędnikom łącznikowym Fronteksu.

Komisja Europejska wciąż ponawia ofertę pomocy ze strony Fronteksu (i innych agend), a Polska nadal odmawia. Ale teraz w Brukseli ta sprawa – choć nadal podnoszona w europarlamencie – spadła z listy priorytetów.

Trzeba pamiętać, że wschodnia granica Polski jest także granicą zewnętrzną NATO, dlatego Polska, Litwa i Łotwa regularnie otrzymują publiczne wyrazy wsparcia ze strony kwatery głównej sojuszu. Na tym etapie NATO zapewne może oferować niejawną pomoc, np. wywiadowczą (Polska nie informowała o ewentualnych prośbach np. o wsparcie sprzętowe), ale głównym wsparciem – jak zawsze – pozostaje odstraszająca siła w obronie terytorialnej.

Czytaj też: „Ostatni dyktatorzy” bez krawatów. W co gra Rosja z Białorusią?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyński się pozbierał, złapał cugle, zagrożenie nie minęło. Czy PiS jeszcze wróci do władzy?

Mamy już niezagrożoną demokrację, ze zwyczajowymi sporami i krytyką władzy, czy nadal obowiązuje stan nadzwyczajny? Trwa właśnie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, debata na ten temat, a wynik wyborów samorządowych stał się ważnym argumentem.

Mariusz Janicki
09.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną