Ryzykant czy pragmatyk? Autonomiczny przywódca czy ledwie namiestnik prowincji Rosyjski Bliski Zachód? Co go motywuje? Jakie ma pole manewru? Którego kija się boi, jakich marchewek chce? Kto zdoła odpowiedzieć na te pytania, złoży tak dziś poszukiwaną instrukcję obsługi Aleksandra Łukaszenki. Na własną rękę próbuje ustępująca kanclerz Angela Merkel. Zna białoruskiego uzurpatora m.in. z rozmów toczących się w Mińsku o statusie Donbasu i Krymu, terytoriów zajętych kilka lat temu przez Rosję.
Czytaj też: Koniec ery. Ostatnie spotkanie Merkel i Putina
Łukaszenka szantażuje Europę
Merkel już rozpoczęła negocjacje ws. rozwiązania kryzysu granicznego. Rzeczniczka Łukaszenki jego pozycję opisuje tak: w kraju znajduje się 7 tys. uchodźców (takiego sformułowania używa Natalia Ejsmont) i w związku z tym Europa powinna otworzyć korytarz humanitarny dla blisko 2 tys. osób znajdujących się na pograniczu, a Białoruś przypilnuje, by reszta, czyli 5 tys., wróciła do domu, choć nie każdy chce wyjechać. Pierwszy samolot z kilkuset osobami na pokładzie w ramach ewakuacyjnej akcji rządu irackiego faktycznie do Bagdadu z Mińska poleciał. Z kolei szefowa estońskiego MSZ ujawniła, że Łukaszenka chce jeszcze uznania za prawowitego prezydenta i zniesienia sankcji nakładanych ostatnio przez Zachód.
W Polsce, zwłaszcza w obozie rządzącym, inicjatywę kanclerz uznano może nie tyle za zdradę, ile za bardzo poważny błąd. Jako pierwsza zachodnia przywódczyni, która weszła w tak bliski kontakt z Łukaszenką, Merkel dała znać, że Europa zaczyna szantażowi Łukaszenki ulegać.