Rafał Trzaskowski wystąpił w czwartek na posiedzeniu podkomisji ds. europejskich w Komisji Spraw Zagranicznych Izby Reprezentantów Kongresu USA wraz z burmistrzami Pragi, Budapesztu i Bratysławy, z którymi dwa lata temu zawarł „Pakt Wolnych Miast”. To porozumienie stolic z Grupy Wyszehradzkiej rządzonych przez partie liberalno-demokratyczne, starające się powstrzymać ofensywę formacji nacjonalistycznego populizmu sprawujących władzę w Polsce i na Węgrzech, silnych również w Czechach i na Słowacji. Do paktu przystąpiły od tego czasu władze 20 innych miast, głównie w Europie, ale także stolicy Tajwanu Tajpej. „Guardian” nazwał ten układ „wyspą w morskiej burzy nieliberalizmu”.
Trzaskowski: Polacy jeszcze się nie poddali
Z powodu pandemii w Kongresie USA nadal obowiązują obostrzenia i Trzaskowski, podobnie jak jego koledzy z trzech stolic, przemawiał zdalnie z Warszawy. Zaczął od przypomnienia słynnej mowy Lecha Wałęsy w Kongresie w 1989 r. i uwagi, że rząd PiS usiłuje „wymazać z historii” twórcę Solidarności i byłego prezydenta RP, którego nazwisko zna cała Ameryka. Mówił o ograniczaniu przez prawicową koalicję rządzącą praw osób homoseksualnych, drakońskiej ustawie antyaborcyjnej, przekształceniu publicznych mediów w narządzie propagandy, nagonce na niego i innych polityków opozycji i traktowaniu władz Warszawy jako wroga, co przejawia się m.in. w polityce podatkowej.
Przypomniał, że był jednym z pierwszych szefów władz miejskich w Europie, którzy podpisali Kartę Praw LGBT, za co został zaciekle zaatakowany przez rząd i jego media.