Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Putin chce ograć świat. Przed nami dni, które wstrząsną NATO?

Władimir Putin Władimir Putin Pool/ Reuters / Forum
Dyplomaci z Ameryki, Rosji i Europy rozpoczynają serię rozmów, jakich nie było od ćwierć wieku. Mogą przynieść rzeczywistość, w której poczujemy się mniej komfortowo.

Właśnie zaczyna się być może najważniejszy tydzień od ponad 25 lat. Niepewność w pierwszym zdaniu wynika z przekonania, że rezultaty tych wydarzeń dyplomatycznych nie będą znane od razu, przypuszczalnie nie wszystko, co jest do ustalenia, zostanie ustalone, a w dodatku pełne znaczenie podjętych decyzji może być widoczne dopiero po latach.

Nie ma jednak wątpliwości, że jeśli na poważnie traktować zasygnalizowane tematy rozmów między Rosją, Stanami Zjednoczonymi i NATO, które mają się odbyć w tym tygodniu, to może on zdecydować o losach naszej części Europy. A w każdym razie będzie dla niej niezwykle istotny. Po raz pierwszy od 1997 r. Zachód siada do rozmów z Rosją na temat bezpieczeństwa w Europie, kwestii poszerzania NATO i aktywności wojskowej sojuszu u rosyjskich granic.

Czytaj też: Oferta Putina z Polską w tle. W co tu gra Kreml?

Rosja, NATO, Ameryka. Tak źle nie było od lat

Poprzednio, gdy Zachód tak zrobił, NATO szykowało się do przyjęcia pierwszych krajów z orbity wpływów dawnego ZSRR. Był to moment historyczny, dowód zaistnienia jednobiegunowego porządku świata, w którym dominacja Ameryki była bezdyskusyjna i bezwzględna. 25 lat temu Rosja Jelcyna była słaba, rozkradana i pogrążona w chaosie – nie mogła stawiać twardych warunków. Z ostrożności, naiwności albo przekonania, że zechce dotrzymać swojej części zobowiązań i Europa stanie się „zjednoczona, bogata, wolna i żyjąca w pokoju”, Zachód chciał upewnić Kreml, że przesunięcie granic NATO na mapie nie oznacza przybliżenia do Rosji groźnego potencjału wojskowego. Nawet rosyjskie akty agresji z 2008 i 2014 r. nie całkiem skłoniły Zachód do porzucenia tej nadziei, a NATO do odejścia od powściągliwości.

Ograniczonemu wzmocnieniu wojskowemu towarzyszyło otwarcie na dialog, z którego stopniowo rezygnowała sama Rosja, na poważnie stawiająca na siłę. Doszło do sytuacji, gdy relacje Rosja–NATO i Moskwa–Waszyngton uznawano za gorsze niż w czasie zimnej wojny. Atmosfera jest dziś zupełnie inna niż przy porozumieniu sprzed ćwierć wieku.

Czytaj też: Ukraińska wrzutka Putina. Czy NATO da się skusić?

Rosja wróciła do gry

Rosja Putina została już w dużej mierze rozkradziona, ale przez grupę trzymającą władzę na Kremlu i bezwzględnie wprowadzającą swój porządek również poza granicami federacji. Nie waha się stawiać warunków i grozić przemocą, używać jej, gdy nadarzy się okazja. Rosyjscy żołnierze są na Ukrainie, Białorusi, Zakaukaziu, w Syrii, Afryce, Mjanmie, a od kilku dni w Kazachstanie. Doinwestowana przez ostatnie 20 lat armia pokazuje, że w 12 godzin jest w stanie wysłać spadochroniarzy w dowolny punkt byłego imperium, a gdy trzeba, to i na drugą półkulę globu.

Rosja wróciła do gry, więc żąda przywrócenia strefy wpływów, jaką miał ZSRR, i ograniczenia swobody manewru NATO tak pod względem politycznym, przez zakaz przyjmowania nowych członków, jak wojskowym – przez zakaz określonych zbrojeń (których sama pozbywać się rzecz jasna nie zamierza). Żądaniom tym towarzyszą groźby: nowej napaści na Ukrainę, ponownego przerzutu migrantów na granice Europy, szantażu energetycznego i ataków na sieci przesyłowe, testów broni orbitalnej zagrażających satelitom i statkom załogowym, a także – co chyba najbardziej niepokoi Amerykanów – zacieśnienia i rozszerzenia wojskowego sojuszu Moskwy z Pekinem.

Czytaj też: Atomowy straszak Putina. Czy Rosja użyje swojej broni?

Dla USA liczą się Chiny, Chiny i Chiny

Tymczasem Ameryka przeżywa okres chińskiej obsesji. Dla establishmentu tworzącego i realizującego politykę bezpieczeństwa USA liczą się dziś Chiny, Chiny i Chiny. Reszta świata jest na drugim planie, nawet jeśli – tak jak Rosja – pozostaje problemem, a nawet zagrożeniem. Konfrontacja nie jest jednak preferowaną opcją, zwłaszcza jeśli nie dotyczy bezpośrednio interesów USA. W Waszyngtonie dominuje obawa, że obaj najważniejsi rywale trzymają Amerykę w szachu i tylko czekają na okazję. Wejście w konflikt z jednym natychmiast wywoła reakcję drugiego, a USA już nie są w stanie walczyć na dwa fronty. Paradoksalnie to Chiny uznawane są dziś za rywala bardziej przewidywalnego, a im większe ryzyko tworzy Rosja, tym większa pokusa jego obniżenia.

Reset z Rosją jest ideą skompromitowaną i dziś mało kto otwarcie o nim mówi, ale mnożą się głosy stawiające na dogadanie się, załagodzenie najostrzejszych sporów, „zaparkowanie” problemu Rosji, aż nadejdą lepsze czasy. Ukraina nie jest traktatowym sojusznikiem, Ameryka nie ma wobec niej formalnych zobowiązań. Czuje moralny obowiązek wspierania Kijowa i realnie mu pomaga, ale walczyć nie będzie.

Rozmawiać za to – jak najbardziej. Po wiosennej koncentracji wojsk wypracowała sobie spotkanie w Genewie i odnowienie strategicznego dialogu dwustronnego. Po jesiennej – dwie kolejne rozmowy Biden–Putin i zapowiedź rozmów już nie tylko o relacjach USA–Rosja, ale Rosji z NATO. Lepiej toczyć rozmowy, niż gdyby na Ukrainę wtoczyły się czołgi. To mniejsze zło, a może nawet jakieś dobro.

Ostrowski: USA kontra Rosja i Chiny. Nowa zimna wojna

Putin rozbiera europejski ład

Widząc wyciągniętą dłoń, Rosja chce urwać Zachodowi całe ramię, i to zbrojne. Dlatego kwestia Ukrainy w jej propozycjach nowego układu bezpieczeństwa jest na marginesie, Rosji chodzi głównie o NATO i obecność wojskową Stanów Zjednoczonych w Europie. Kreml proponuje „zawieszenie broni” na swoich warunkach i za słoną cenę, tworząc iluzję spokoju mającego dać Ameryce czas na opracowanie strategii wobec Chin i dostosowanie militarne.

Rosja kusi „spokojem” w Europie, który pozwoliłby Ameryce wycofać swoje wojska i zmniejszyć koszty militarnej „obsługi” NATO. Równanie to ma oczywiście koszty polityczne – zawężenie swobody wyboru suwerennych społeczeństw. Z wizji europejskiego ideału musiałyby wypaść słowa „wolna i zjednoczona”, za to byłaby „bezpieczna”, przynajmniej dla Rosji, bo bez USA. Byłoby to spełnienie snów Putina o odrodzeniu imperium bez podbojów, przez negocjacyjną rozbiórkę europejskiego ładu. O to zaczął grę i już wie, że ma z kim grać.

Amerykanie, zanim siądą do stołu, przypominają, jak sami widzą reguły tej gry. A więc najpierw Ukraina, później ewentualnie szersze kwestie bezpieczeństwa. „Chcą nas wciągnąć w dyskusję o NATO, zamiast skupić się na pilniejszej kwestii – agresji przeciwko Ukrainie. Nie damy się zwieść” – mówił sekretarz stanu Antony Blinken po spotkaniu ministrów spraw zagranicznych NATO, które poprzedzało dyplomatyczny maraton. Nic o Europie bez Europy. Nie ma mowy o rezygnacji z polityki otwartych drzwi.

Czytaj też: Ukraina stawia na NATO w grze z Rosją

Sztuka dyplomacji i przywództwa

Rozmowom z Rosją będą towarzyszyć konsultacje z członkami NATO, OBWE, Unią Europejską, Ukrainą i innymi krajami zainteresowanymi wejściem do sojuszu, jak Gruzja, Mołdawia, Szwecja i Finlandia. Dla podkreślenia tego wielostronnego podejścia, gdy w poniedziałek w Genewie spotkają się delegacje USA i Rosji, w Brukseli odbędzie się spotkanie Komisji NATO–Ukraina. To sygnał, że jest tak samo ważna jak Rada NATO–Rosja, która zbierze się w środę.

W tym samym czasie przez dwa dni obradować będą najważniejsi oficerowie państw sojuszu na sesji Komitetu Wojskowego NATO. Dzień po spotkaniu Rosja–NATO problemy bezpieczeństwa Europy omówi grono jeszcze większe, na forum OBWE. Wszystko po to, by nie było podejrzeń, iż wielkie mocarstwa dogadują się ponad głowami mniejszych i słabszych, że ustalają nowy ład ich kosztem. O miejsce przy stole próbowała też walczyć Unia – szef unijnej dyplomacji udał się na Ukrainę, a na forum rady zaczęto mówić nawet o europejskiej misji wojskowej jako wyrazie solidarności z Kijowem. Pomimo kilku deklaracji o pogłębianiu współpracy UE nie ma stałego przedstawiciela przy NATO i w obecnej sytuacji jest poza główną osią dialogu Wschód–Zachód.

Dlatego też przed dyplomatyczną kumulacją w najważniejszych europejskich stolicach znowu słychać było telefony z Waszyngtonu. Dlatego dwu- i wielostronnych spotkań, wideokonferencji, rozmów i oświadczeń było i będzie w tych dniach kilkadziesiąt. Doświadczeni dyplomaci wiedzą jednak, że publiczne spotkania i narady to w dużym stopniu spektakl, który trzeba odegrać, ale w którym aktorzy nie wybiegają poza wyuczony skrypt. Prawdziwa sztuka – w tym przypadku dyplomacji i przywództwa – rozgrywa się za kulisami.

Czytaj też: Czego od sojuszników w NATO chce Biden

Trzeba się zorientować, czego chce Rosja

Co się za nimi dzieje? Wiedzą to tylko najlepiej poinformowani uczestnicy rozmów, kilkanaście osób w Waszyngtonie i Moskwie, może kilka w Brukseli. Sam harmonogram tego tygodnia dowodzi, że – wbrew zapewnieniom o szerokich konsultacjach – pierwszeństwo dwustronnych uzgodnień będą miały Rosja i USA, które potem podzielą się z sojusznikami w NATO, z którym to dalej będzie negocjować Rosja. Na końcu, w obecności delegacji USA, nastąpi ogłoszenie postępu rozmów wobec dalszych partnerów, czemu będzie się też przysłuchiwać Unia jako formalny delegat na obrady OBWE (na poziomie politycznym przepływ informacji będzie szybszy, bo 21 państw Unii należy też do NATO).

Waszyngton studzi oczekiwania na szybki finał rozmów, według dyplomatów chodzi najpierw o dokładne zorientowanie się, czego Rosja chce, bo jej złożone publicznie propozycje idą tak daleko, że w zasadzie nie nadają się do dyskusji. Departament stanu i Biały Dom zapewniają, że nie ma mowy o wycofaniu ze wschodniej Europy wojsk USA czy ograniczaniu suwerenności państw NATO w decyzjach zbrojeniowych. Waszyngton dopuszcza jednak negocjacje na temat systemów rakietowych i skali ćwiczeń po obu stronach.

Rewelacje podane w piątek przez NBC, jakoby Amerykanie przygotowywali pakiet ustępstw wobec Rosji – w zamian za gwarancje podobnych ustępstw po rosyjskiej stronie – zostały zdementowane kilka godzin po ich publikacji. Ale jeśli klimat zimnej wojny rzeczywiście wraca, to dlaczego mielibyśmy nie wierzyć w informacje oficjalnie zdementowane?

Polscy urzędnicy, którzy mają wiedzę o rozmowach doradców do spraw bezpieczeństwa z Warszawy i Waszyngtonu, zapewniają, że tematy z artykułu NBC w ogóle nie były z Polską omawiane. Część insajderów podejrzewa, że wątek redukcji wojsk USA w Europie to rosyjska wrzutka, jakimś cudem przemycona do Ameryki. Ale może nie trzeba doszukiwać się wrzutek i cudów. Po obu stronach politycznej sceny w Ameryce można usłyszeć, że NATO nie powinno dzisiaj zajmować Bidena. „NATO istnieje dziś głównie po to, by radzić sobie z problemami wywołanymi przez siebie” – pisze w „Washington Post” lewicowa komentatorka Katrina vanden Heuvel, bliska progresywnemu skrzydłu demokratów. Uważa ona, że Biden ma dziś ważniejsze sprawy na głowie i powinien się zająć problemami krajowymi. A tak w ogóle: „nawet gdyby Ukraina była w NATO, żaden amerykański prezydent nie poszedłby na wojnę z Rosją, by jej bronić”, bo „Stany Zjednoczone nie mają istotnych interesów bezpieczeństwa na Ukrainie”.

Czytaj też: Polska na pierwszej linii starcia. Czy wciąż jesteśmy bezpieczni?

Przyszłość Europy i NATO

Raczej prawicowy „National Interest” publikuje artykuł Davida Pyne’a. Historyk wojskowości zachwala jałtańskie strefy wpływów, które „zagwarantowały pokój między mocarstwami na ponad pół wieku”. Apeluje więc, by „potraktować propozycje Putina jako okazję do wynegocjowania trwalszego porozumienia pokojowego z Rosją”, uznając jednocześnie strefę interesów Rosji, wycofując wojska amerykańskie ze wschodniej Europy i tworząc tam „strefę buforową”. To tylko tzw. głosy w dyskusji, choć nie odosobnione.

Z drugiej strony na pewno nie oddają podejścia ludzi z otoczenia Bidena: Jake’a Sullivana, Wendy Sherman (szefowej delegacji na rozmowy z Rosją), Tony’ego Blinkena czy Karen Donfried. Z trzeciej strony, gdy się już siądzie do stołu rozmów, jakiś kompromis trzeba zakładać. Obie strony muszą wstać zadowolone, ogłosić sukces. A zatem każda musi ustąpić.

Od skali i rodzaju tego kompromisu zależy przyszłość Europy i NATO po zaczynającym się dziś tygodniu. Możliwe, że nic się nie zmieni, ale wtedy konfrontacja będzie trwać, a ryzyko konfliktu z Rosją wzrośnie. W najczarniejszym scenariuszu w Europie wybuchnie wojna, której eskalacja jest realnym zagrożeniem. Drugi skrajny scenariusz to „zgniły kompromis”, oddający Rosji za dużo i za tanio. To jednak groziłoby zakwestionowaniem pozycji USA, rozłamem wśród sojuszników, może nawet rozpadem NATO. Sensowne rozwiązania muszą się mieścić pośrodku i uzyskać akceptację nawet najbardziej wyczulonych na jakiekolwiek ustępstwa. Czeka nas więc nie tylko tydzień intensywnych uzgodnień. Jeszcze nie wiemy, czy to na pewno czas przełomu. Na pewno to czas dyplomatów.

Czytaj też: Wojenne gry graniczne wokół Ukrainy. Czego chce Putin?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną