Świat

Może jednak wejdą…

Zachodnia presja oraz lekka zima i błoto miały opóźnić spodziewany rosyjski atak na Ukrainę. W Rosji trwa jednak cicha mobilizacja. Oficjalne źródła milczą na ten temat, ale w mediach społecznościowych zaroiło się od zdjęć, na których – tak jak przed inwazją na Krym w 2014 r. – rodziny żegnają się z wsiadającymi do wojskowych pociągów rezerwistami. Według niepotwierdzonych źródeł Rosja ściąga też w pobliże granicy z Ukrainą helikoptery szturmowe i broń rakietową, ostatnie – obok czołgów i piechoty zmechanizowanej – elementy potencjalnej, ponad 100-tys. siły uderzeniowej, która czeka na rozkaz od grudnia.

Wymuszone taką siłą ubiegłotygodniowe rozmowy – w ramach Rady NATO–Rosja, OBWE i bezpośrednie na linii Waszyngton–Moskwa – obfitowały we wzajemne oskarżenia oraz groźby i zakończyły się bez porozumienia. Jeszcze w grudniu Rosja przedstawiła swoje oczekiwania, m.in. formalne zablokowanie drogi do NATO dla Ukrainy i innych państw dawnego ZSRR, zakończenie wsparcia sojuszu dla tych krajów i ograniczenie sił NATO w Europie Wschodniej, w tym w Polsce. Jak można się było spodziewać, wszystkie zostały stanowczo odrzucone. Najwyraźniej spodziewał się tego również Kreml i teraz w swojej propagandzie próbuje przerzucić na Zachód winę za kryzys wokół Ukrainy.

Administracja Joe Bidena jakby już przygotowywała opinię publiczną do kolejnej rosyjskiej inwazji na Ukrainę. W weekend Pentagon zaskakująco konkretnie ostrzegał przed „operacjami fałszywej flagi” we wschodniej Ukrainie, czyli możliwymi atakami na rosyjskojęzyczną ludność przez rosyjskie oddziały udające Ukraińców, aby dać Moskwie pretekst do interwencji. Jednocześnie amerykański doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan przedstawił całe spektrum sankcji ekonomicznych, na jakie narazi się Rosja już nie tylko w przypadku ataku.

Polityka 4.2022 (3347) z dnia 18.01.2022; Komentarze; s. 11
Reklama