Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Rosja nie jest tak odporna na sankcje, jak twierdzi Putin

Zachodnie sankcje w odpowiedzi na rosyjską agresję zdaniem niektórych są wprowadzane zbyt późno, według innych są za słabe. Zachodnie sankcje w odpowiedzi na rosyjską agresję zdaniem niektórych są wprowadzane zbyt późno, według innych są za słabe. Peter Kovalev / TASS / Forum
Rosja nie jest ani tak odporna na sankcje, jak zapewnia Władimir Putin, ani nie zbankrutuje z dnia na dzień. Zaduszanie chwilę potrwa.

Zachodnie sankcje w odpowiedzi na rosyjską agresję zdaniem jednych są wprowadzane zbyt późno, według innych są za słabe. W rzeczywistości biją silniej, niż chciałby przyznać Kreml, choć na efekty trzeba będzie poczekać. Ze swej natury mają karać i zwiększać koszty wojny, ale nie są w stanie zatrzymać inwazji wojsk, zwłaszcza gdy agresor stawia wszystko na jedną kartę.

Jakby Czechy dokonały inwazji na Niemcy

„Mają nas zadusić” – tak o sankcjach wielokrotnie mówił sam Putin. Jako judoka amator widzi w nich stosowaną w tym sporcie walki technikę obezwładniania, polegającą na tamowaniu dopływu tlenu z krwi do mózgu. Sankcje działają podobnie: przyduszają gospodarczo, pozbawiając kraj zdolności rozwoju i wzrostu. Innymi słowy: nie zabijają, ale paraliżują.

Jeśli chodzi o „masę” – korzystając wciąż z języka judo – gospodarka Rosji nie będzie w stanie unieść ciężaru walki, na którą się zdecydowała. Jej produkt krajowy brutto jest 14 razy mniejszy niż Stanów Zjednoczonych. To tak jakby Czechy dokonały inwazji na Niemcy. Putin zdecydował się na wojnę, choć trendy gospodarcze są dla Rosji niekorzystne. Jej udział w światowym PKB stale maleje – z 3,05 proc. w 2021 spadnie do 2,92 proc. w 2024 r. Świat ucieka Rosji do przodu, a zmarnowana szansa na modernizację utrudni jej wyjście z kryzysu. Będzie więc jeszcze bardziej zmuszona polegać na produkcji własnej, a przecież w zglobalizowanej gospodarce żadne państwo nie jest samowystarczalne.

Nie należy przykładać do Rosji miary, którą oceniamy gospodarki nastawione na rozwój – mówi „Polityce” prof. Dorota Niedziółka z SGH. – Putin myśli o gospodarce przez pryzmat węglowodorów, co oznacza, że nie ma ambicji, by jego kraj wzrastał, jego celem jest wyłącznie utrzymanie reżimu. W przypadku wojny nie będzie się więc liczył z kosztami.

Nie są to też sankcje nowe. Zanim Rosja zdecydowała się wkroczyć zbrojnie na Ukrainę, już ciążył na niej cały pakiet represji po aneksji Krymu w 2014 r., jednostronnie nałożonych przez USA, Wielką Brytanię, Kanadę, Francję, Szwajcarię, Australię, a nawet Indonezję. I wielostronnych w ramach Unii Europejskiej i ONZ. „Ich wpływ na ekonomię Rosji jest większy, niż zakładaliśmy” – przekonują analitycy The Atlantic Council, Anders Åslund oraz Maria Snegovaya w raporcie z maja ubiegłego roku.

Czytaj też: Jakie sankcje? Putina trzeba pokonać jego metodami

Rosja liczy na efekt nieszczelności i odbicia

Uderzenie sankcjami złagodziły wysokie ceny surowców energetycznych, pozwalając Rosji zgromadzić ponad 640 mld rezerw walutowych, a także stworzyć Fundusz Dobrobytu Narodowego (wart 185 mld dol.). Od dłuższego czasu Kreml stara się też dywersyfikować koszyk rezerw, które dziś w jednej trzeciej lokowane są w euro, w 21 proc. w złocie, a jedynie w 16 proc. w dolarze amerykańskim. Ponadto po aneksji Krymu – spodziewając się reakcji – Rosja stworzyła własny system obsługi kart Visa/Master. Jej odpowiednik systemu SWIFT jest jednak ograniczony do transakcji krajowych, miał pomóc w pierwszej kolejności bankom objętym sankcjami amerykańskimi.

Rosja przyglądała się i adaptowała do metod obchodzenia sankcji przez inne państwa, jak Iran czy Korea Północna, które mierzą się z nimi od lat. Liczą na efekt nieszczelności – że zawsze znajdzie się ktoś gotowy ominąć zasady i na tym zarobić. Zwykle są to Chiny, w grę wchodzi dziś także sankcjonowana przez Zachód Białoruś.

Problem w tym, że koszt obchodzenia sankcji jest za duży, a chętnych do pomocy ubywa. „Co najmniej dwa z największych chińskich banków państwowych, ICBC oraz Bank of China, ograniczają finansowanie zakupów rosyjskich towarów” – informował w piątek „Bloomberg”. Chiny mogą pomagać Rosji obchodzić zachodnie sankcje, lecz nie będą ryzykować własnych aktywów na rynku amerykańskim ani interesów swoich firm. Już wcześniej największe banki Państwa Środka stosowały się do sankcji USA nakładanych na Iran i Koreę Północną.

Putin liczy też ewidentnie na efekt odbicia – stary mechanizm, zgodnie z którym po etapie dużego wzmożenia antyrosyjskiego do głosu dochodzą bardziej racjonalne grupy nawołujące do powrotu do „business as usual”. Po wojnie z Gruzją w 2008 r. administracja Baracka Obamy zaproponowała w 2010 „reset” w relacjach, a rok później oddano do użytku pierwszą nitkę gazociągu Nord Stream. Sytuacja dość szybko wróciła do normy także po aneksji Krymu. Mimo sankcji wielki biznes europejski nie był gotowy pozbawić się zysków ze współpracy z Rosją.

Czytaj też: Wojnę na Ukrainie wygrają Chiny

Nie tylko SWIFT. Czy Putin uderzy w matę?

Ale tym razem sytuacja jest inna. Widać pełne przekonanie co do tego, że Rosja musi zapłacić za swoją agresję – nawet jeśli z trudem wykuwa się decyzja w sprawie uruchomienia tzw. opcji atomowej, czyli odcięcia jej od systemu SWIFT, a pierwsze podejście zakończyło się fiaskiem. Presja przynosi efekty. Węgry, Włochy, Cypr i Niemcy najpierw nie zgodziły się na ten ruch. Berlin zmienił zdanie i w piątek minister finansów Christian Lindner oświadczył, że jest gotów odciąć Rosję od SWIFT. Nawet minister spraw zagranicznych Węgier Peter Szijjártó zaprzeczał w sobotę, jakoby „Węgry blokowały sankcje przeciw Rosji”.

Wszystko wskazuje na to, że po blokadzie Nord Stream 2 zapadnie wspólna decyzja w sprawie wyłączenia Kremla z systemu bankowego. „Odcięcie od SWIFT byłoby dodatkową uciążliwością, ponadto miałoby wymiar symboliczny” – komentował na Twitterze Marcin Klucznik z Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Nie można zapominać o formule SDN (Specially Designated Nationals), która bije równie mocno, uderza bowiem we wszystkich, którzy będą chcieli pomóc Rosji obchodzić sankcje, czyli w spółki córki lub innych pośredników.

Jeszcze więc bez opcji atomowych, ale sankcje uderzają we wrażliwe punkty rosyjskiej gospodarki. A przecież Zachód eskaluje swoją odpowiedź. Przyjęte przez Unię sankcje już obejmują 70 proc. rosyjskiego sektora bankowego, finanse elit rządzących, oligarchów, aktywa Putina i jego współpracowników. Rosja od początku marca będzie też pozbawiona dostępu do obrotu towarami podwójnego przeznaczenia, co uderzy w ważny dla niej sektor zbrojeniowy, surowcowy, a nawet w zwykłych Rosjan. Premier Michaił Miszustin w piątek zapowiadał konieczność wprowadzenia „monitoringu cen produktów spożywczych”, obawiając się efektu psychologicznego wśród obywateli.

Niebagatelne są też te decyzje, które biją w Rosję pośrednio, jak zamykanie przestrzeni powietrznej. Podniesie to koszty transportu towarów, sankcje bankowe i finansowe zmuszą zaś rząd do działania za wszelką cenę i sięgania do rezerw.

Tak czy inaczej, Rosja zapłaci za zwarcie z „resztą świata”. Nie zbankrutuje jutro, lecz dzień po dniu sankcje będą zduszać jej gospodarkę. Dadzą czas, aby judoka zrozumiał, że nie wygra, i uderzył dłonią w matę.

Czytaj też: Co teraz? To może być długa wojna na wyczerpanie

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną