Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Ukraina dalej skutecznie się broni. Wojny dzień czwarty

Wieżyczka czołgu na przedmieściach Charkowa Wieżyczka czołgu na przedmieściach Charkowa Vyacheslav Madiyevskyy / Zuma Press / Forum
Rosjanie oficjalnie ogłosili, że wstrzymali działania bojowe, bo czekają na ukraińską odpowiedź w sprawie negocjacji. Ale to oczywiście guzik prawda, żadnych działań nie wstrzymali nawet na minutę.

W nocy kolejny atak na Kijów, ale jakiś taki na pół gwizdka, jakby rosyjskie wojska nie wierzyły już w powodzenie na tym kierunku. Udało im się obejść Kijów od wschodu i zachodu, ale miasta całkiem nie okrążyli. Południowa połowa stolicy wciąż ma połączenie z resztą Ukrainy i to przypuszczalnie po obu stronach Dniepru. Ataki na miasto od strony południowej są prowadzone głównie przez rosyjskie siły specjalne, niesławny specnaz, który przenika przez ugrupowanie obronne i dokonuje ataków na ukraińskie pozycje, by wycofać się zaraz potem. Ale w ten sposób sprawia, że pojawia się wrażenie oblężenia, ataków ze wszystkich stron, bowiem mieszkańcy w mieście słyszą strzały i wybuchy z każdego kierunku.

Ze złych wieści – rosyjskie wojska wtargnęły do Charkowa, choć od zajęcia tego miasta są dalekie. Na razie ostrożnie sondują możliwość przedostania się do centrum miasta ze słabiej bronionych stron – od zachodu i wschodu. Jednak nawet tam dalej trwają walki. Niewykluczone jednak, że obrona Charkowa została nieco osłabiona poprzez ściągnięcie sił na ważniejszy kierunek – Kijów. W ogóle Charków, leżący zaledwie 40 km od granicy z Rosją, miał być zgodnie z przewidywaniami zajęty po południu pierwszego dnia konfliktu, a tymczasem mamy dzień czwarty i nadal większość miasta jest w rękach ukraińskich.

Oczywiście planów rosyjskiego sztabu generalnego nie znam, ale podejrzewam większy optymizm oparty na założeniu, że Władimir Władimirowicz Putin się nie myli – że Ukraińcy większego oporu stawiać nie będą. W końcu 40 km to tylko dwie godziny jazdy dla powoli pełznącej kolumny pancerno-zmechanizowanej.

Czytaj też: Trzeci dzień wojny. Blamaż Rosji, bohaterska obrona Kijowa

Hit and run. Efektywna taktyka i umiejętna obrona

Ukraińcy, co ciekawe, poza klasyczną walką typową dla działań lądowych, czyli poza organizowaniem obrony w oparciu o pozycje wojsk zmechanizowanych z pancernymi odwodami gotowymi do kontrataku i wspierającą je artylerią, w znacznym stopniu polegają też na taktyce podjazdowo-partyzanckiej. Bardzo umiejętnie organizują zasadzki, pozwalając wjechać rosyjskim kolumnom, by następnie użyć przeciwpancernych pocisków kierowanych do zniszczenia pierwszego pojazdu w kolumnie i kolejnego znacznie dalej z tyłu, blokując całość pomiędzy dwoma płonącymi wrakami.

Potem otwierają ogień z broni maszynowej do żołnierzy usiłujących schować się w przydrożnych rowach i metodycznie niszczą przeciwpancernymi rakietami pojazdy, które utknęły w środku. Po krótkotrwałej walce ukraiński pododdział odskakuje przez pola i boczne drogi, wycofując się do swoich, zostawiając palące się czołgi, transportery i ciężarówki oraz liczne trupy rosyjskich żołnierzy. Od czasu do czasu, jeśli Rosjanie wysuną do przodu grupę „szperaczy” na zwiad, udaje się Ukraińcom zaskoczyć taką czujkę i wziąć jeńców.

Zdarza się też, że ukraińskie mobilne grupy trafiają na rosyjskie kolumny zaopatrzeniowe, atakując skutecznie ciężarówki, które wyładowane amunicją wraz z cysternami paliwowymi doskonale się palą – i zapewniają odpowiedni pokaz „fajerwerków”, krzepiących miejscowych pięknym widokiem. Ma to też ten efekt, że zaopatrzenie dla rosyjskich pododdziałów do nich nie dociera, co nakłada się dodatkowo na klasyczny rosyjski bałagan.

Ataki typu „hit and run”, czyli „uderz i odskocz”, są stosowane też i bez organizowania z góry przygotowanych zasadzek, przynosząc Rosjanom znaczne straty. Ma to również swoje oddziaływanie psychologiczne, bowiem daje Rosjanom do myślenia, co ich czeka w razie ewentualnej okupacji. Muszą się bowiem przygotować na ciężkie zmagania partyzanckie, dywersję i wieczne nękanie.

Czytaj też: Rosjanie utknęli. Ukraińcy stawiają opór na wszystkich frontach

Artyleria potrzebuje dronów

Martwi mnie natomiast co innego. Ukraina dysponuje stosunkowo silną artylerią: 75 wieloprowadnicowych zestawów rakietowych BM-30 Smiercz i tyle samo BM-27 Uragan, 350 BM-21 Grad, a ponadto prawie 300 samobieżnych haubic kal. 152 mm (325 starszych 2S3 Akacja i 65 nowszych 2S19 Msta) oraz 24 samobieżne armaty 2S5 Giacynt, ponad 600 samobieżnych haubic kal. 122 mm 2S1 Goździk, ponad 300 holowanych haubicoarmat kal. 152 mm 2A56 i 2A36, blisko 450 holowanych haubic D-30 kal. 122 mm. Ukraina ma też 99 ciężkich haubic samobieżnych 2S7 Pion kal. 203 mm.

To mordercza siła pod warunkiem posiadania odpowiedniej liczby amunicji do niej. Artyleria ta może zadać przeciwnikowi olbrzymie straty – przy właściwym kierowaniu ogniem. A do tego, niestety, potrzebne są liczne bezpilotowe aparaty latające. Może właśnie Polska powinna rozważyć wysłanie na Ukrainę dobrych dronów taktycznych WB Electronics FlyEye doskonale nadających się do kierowania ogniem artylerii? Podejrzewam, że Ukraina oszczędnie używa własnej artylerii ze względu na możliwość porażenia celów cywilnych – wszak walczą na własnym terytorium. Coś takiego byłoby natychmiast wykorzystane propagandowo przez Rosjan.

Co ciekawe, Rosjanie nadal nie dominują w powietrzu, a tu przecież mają dużo większą przewagę niż na lądzie, bo około dwuipółkrotną w rejonie działań bojowych. Ukraińskie myśliwce nadal latają i zestrzeliwują rosyjskie samoloty wraz z rakietami przeciwlotniczymi. Według ukraińskich doniesień Rosjanie stracili już ponad 10 samolotów i 16 śmigłowców, a najdotkliwszą stratą były dwa transportowe Ił-76, przy czym na pokładzie jednego zginęło przypuszczalnie blisko stu rosyjskich spadochroniarzy.

Czytaj też: To może być długa wojna na wyczerpanie

Ukraina wygrywa wojnę informacyjną

Rosyjski blamaż jest powodem wściekłości prezydenta Władimira Putina, który niechętnie pojawia się publicznie. Tymczasem ukraińskie ministerstwo obrony podaje, że Rosjanie stracili już 102 czołgi, 540 bojowych wozów piechoty, ponad 500 transporterów opancerzonych i innych pojazdów pancernych, zniszczono też wiele innych pojazdów, w tym kilka wyrzutni rakiet przeciwlotniczych Tor, Buk i kilka przeciwlotniczych zestawów Tunguska, nie mówiąc już o działach samobieżnych, ciężarówkach i innych. Rosjanie stracili też ponad 3 tys. żołnierzy, a kolejnych 200 wzięto do niewoli.

Co ciekawe, ukraińskie Ministerstwo Obrony podaje straty własne i przeciwnika już od 2014 r. i w przeszłości informacje te były dość rzetelne, znajdując swoje potwierdzenie z czasem w tzw. niezależnych źródłach. Można zatem założyć, że obecnie podawane dane nie są jakoś szczególnie przesadzone. Przesadza natomiast zdecydowanie rosyjska propaganda, która nie używa słowa „wojna” i która podaje, że żadnych strat wojska rosyjskie jak dotąd nie poniosły.

Ukraińskie ministerstwo obrony prowadzi natomiast dość skuteczną wojnę informacyjną i przypuszczam, że nie poprzez głupie zawyżanie strat wroga, co by dość szybko wyszło na jaw, ale przez używanie takich określeń jak „deratyzacja rosyjskich czołgów”, zamiast niszczenie rosyjskich czołgów. Doskonały był też ukraiński apel o pomoc do Czerwonego Krzyża w wywożeniu ciał rosyjskich żołnierzy do Rosji. Takie zagrywki doskonale działają, ośmieszając najeźdźców.

Czytaj też: Wieczór z Rossija24. Wieści z innego, równoległego świata

O czym chce rozmawiać Putin

Najśmieszniejsze jest jednak to, że Putin zaprosił Ukrainę do negocjacji. Teraz chce gadać? Przecież jak napadł, to znaczy, że zdecydował się na inne niż negocjacje rozwiązanie. Co w takim razie stało się, że Rosja chce negocjować? Grunt się Putinowi pali pod nogami? Oczywiście Wołodymyr Zełenski tę propozycję odrzucił – dlatego że jako miejsce rozmów wskazano Mińsk. „Nie, moi drodzy, z Białorusi spadają na nas rosyjskie rakiety, żadnych negocjatorów do Mińska nie wyślę” – odpowiedział ukraiński prezydent. Zamiast tego proponuje inne miejsca, w tym Warszawę.

Przypomina mi to pewnego twardego amerykańskiego pilota, który po zestrzeleniu przebywał w irackiej niewoli w 1991 r. Przez prawie trzy dni nie podawano mu żadnych płynów, by zmusić go do uległości i wystąpienia w irackiej telewizji. Jednak kiedy Saddam Hussein poprosił Amerykanów o przerwanie ognia, wśród irackich strażników zapanowała panika – a jak nas skażą za zbrodnie wojenne, gdyby nam ten amerykański pilot zmarł? I w te pędy przynieśli mu wodę w kubku. Amerykanin spojrzał obojętnie na wodę i odpowiedział, by sobie tę wodę w tyłek wsadzili, bo on z rana pije wyłącznie kawę bezkofeinową. I za chwilę dostał swoją gorącą kawę bezkofeinową...

Boję się o los Ukrainy. Boję się, na ile starczy im sił. Boję się jakiegoś wymęczonego przełomu ze strony Rosjan. Ale miejmy nadzieję, że naprawdę utkną tam na wiele tygodni, co będzie dla Rosji, a zwłaszcza dla Putina – zabójcze.

Czytaj też: Czy Ukraina ma się jak bronić?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną