Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Magazyny broni otworzyły się szeroko. Unia wreszcie się budzi

Ćwiczenia ukraińskiej armii w okolicach Doniecka. 15 lutego 2022 r. Ćwiczenia ukraińskiej armii w okolicach Doniecka. 15 lutego 2022 r. Ukrainian Armed Forces / Reuters / Forum
Wojna Putina przeciw Ukrainie sprawiła, że niekończące się dyskusje o unijnej polityce obronnej musiały przybrać postać decyzji tu i teraz. Widać oznaki przebudzenia, ale entuzjazm Brukseli i Berlina musi być podtrzymany przez strategię.

Dzieją się rzeczy historyczne i przełomowe. Niemcy przyznają się do katastrofalnych błędów w polityce wobec Rosji, odwołują zakaz dostaw broni do Ukrainy i przechodzą na jasną stronę mocy w wydatkach obronnych. Unia Europejska po raz pierwszy w dziejach decyduje się na wsparcie wojskowe udzielone krajowi niebędącemu jej członkiem. Niezaangażowana militarnie Szwecja przekazuje uzbrojenie innemu krajowi po raz pierwszy od II wojny światowej. Pomoc wysyła nawet Portugalia, z samych krańców Europy, i Australia z drugiego krańca świata.

Licznik sztuk i rodzajów zachodniego uzbrojenia dla walczącej Ukrainy stale bije i w tej chwili pokazuje już kilkadziesiąt tysięcy pocisków przeciwpancernych, granatników, wyrzutni przeciwlotniczych i całą masę drobniejszego sprzętu. Wydaje się, że w tej chwili większym problemem jest zdolność dostarczenia tego uzbrojenia do Ukrainy i potem jego dystrybucji do walczących żołnierzy niż dostępność samej broni na świecie. Magazyny otworzyły się szeroko w USA, w Europie, a nawet na południowym Pacyfiku.

Wielkie wsparcie Unii dla Ukrainy

Decyzje indywidualne, nawet jeśli podejmowane w ramach solidarności w NATO czy zbiorowego wsparcia krajów demokratycznych dla ofiar napaści, są kwestią polityki i odpowiedzialności poszczególnych rządów. Ale najważniejszym faktem z ostatnich 24 godzin jest to, że we wsparcie zaangażowała się Unia jako organizacja międzyrządowa. Fakt ten nie powinien umknąć w nawale wiadomości z frontu, w emocjach związanych z losem mieszkańców Ukrainy i uchodźców, w nerwach towarzyszących strategicznej rozgrywce „Putin kontra reszta cywilizowanego świata zachodnich demokracji”. Jest to moment przełomowy, który może świadczyć o odnalezieniu przez Unię swojej roli w tej globalnej rozgrywce, we wspieraniu demokracji wobec agresywnych autorytaryzmów i przede wszystkim w stabilizowaniu swojego sąsiedztwa. UE nie jest potęgą wojskową w ścisłym sensie, nie ma własnej armii ani magazynów broni. Ale ma to, co na wojnie jest potrzebne najbardziej: pieniądze, pieniądze i pieniądze. Potrafi się nimi dzielić, ma wypróbowane mechanizmy ich zbierania i wydawania, tworzenia celowych funduszy. Jak widać, nawet na cele, od których do tej pory trzymała się z daleka.

Fundusz obronny na rzecz Ukrainy, wartości 500 mln euro, to coś więcej i coś zupełnie innego niż wewnętrzne inicjatywy finansujące wspólne programy zbrojeniowe czy prace badawczo-rozwojowe. Fundusz Obronny powołany w 2017 r. dysponuje znacznie większym budżetem wielkości 8 mld euro, ale nie ma możliwości wspierania krajów spoza Unii. I w ogóle nie służy do interwencyjnych zakupów uzbrojenia na czas kryzysu i wojny, jest formą wsparcia współpracy obronnej krajów członkowskich, głównie w zakresie rozwoju technologii i prac badawczo-rozwojowych.

Część tych projektów ma ścisłe znaczenie wojskowe, jak np. europejskie bezzałogowce czy systemy uzbrojenia precyzyjnego, ale większość dofinansowania dotyczy „miękkiej” współpracy technologicznej i naukowej. Fundusz finansuje też konkretniejsze projekty wielonarodowe w ramach tzw. pogłębionej współpracy PESCO, ale one również dotyczą tylko członków Unii, a ich celem rzadko jest wytworzenie konkretnego uzbrojenia. Dlatego decyzja o wsparciu zakupów broni dla Ukrainy w ramach instrumentu zwanego European Peace Facility jest przełomowa. A pół miliarda euro przeznaczone na ten cel wcale nie oznacza przysłowiowych „orzeszków”.

Czytaj też: NATO pierwszy raz sięga po swoją wojskową „szpicę”

Wszyscy jednomyślnie przeciw Rosji

Jeszcze bardziej znacząca jest zawartość tego pakietu, a ściślej zapowiedzi, jakie mu towarzyszyły. O ile w komunikacie Komisji Europejskiej znalazło się sformułowanie dotyczące śmiercionośnej broni, po raz pierwszy w historii dostarczanej przez Unię do kraju trzeciego, o tyle najwięcej zainteresowania i emocji wzbudziły nieoficjalne doniesienia, jakoby w ramach przełomowej decyzji UE miała sfinansować dostawę do Ukrainy samolotów bojowych z krajów członkowskich. Przewodnicząca KE Ursula von der Leyen i jej wysoki przedstawiciel do spraw zagranicznych i bezpieczeństwa Josep Borrell o myśliwcach nie wspomnieli we wspólnym oświadczeniu. Mówił o nich później Borrell na własnej konferencji, maglowany przez dziennikarzy. Dość ogólnie – że zapytanie o samoloty przyszło od ministra spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeby, który szukać miał takich typów maszyn, jakich używa ukraińskie lotnictwo. Z wypowiedzi Borrella wynikało, że jest zgoda na ich dostarczenie przez kraje członkowskie, choć szczegółowego mechanizmu nie przedstawił.

O takich dostawach poinformowały jednak amerykańskie gazety „Washington Post” i „Wall Street Journal”, powołując się na źródła dyplomatyczne w Europie i samego Borrella. Agencja Bloomberg twierdziła nawet, że KE sfinansuje zakup samolotów dla Ukrainy, co jednak nigdy nie zostało ogłoszone. Na razie nie ma pełnej jasności, czy rzeczywiście to Unia zapłaci za samoloty, skąd je weźmie (mogłyby to być myśliwce MiG-29 z Polski, Słowacji i Bułgarii) i jak dostarczy na ogarniętą wojną Ukrainę, ale sam fakt pojawienia się w dyskusji takiego rozwiązania pokazuje, jak głęboka zmiana nastąpiła w Brukseli. Borrell, którego przez większą część ubiegłego roku oskarżano o uległość wobec Rosji, gotowy jest wesprzeć walczący z Rosją kraj uzbrojeniem, które jest w stanie jej rzeczywiście zaszkodzić. „Europa zrywa z tabu niedostarczania broni w czasie wojny. Tak, będziemy to robić, bo ta wojna wymaga naszego wsparcia dla ukraińskiej armii” – mówił Borrell. Trudno o dobitniejsze wyrażenie stanowiska bez wchodzenia w bezpośrednie starcie zbrojne z Putinem.

Trzeba mieć przy tym świadomość, że unijne decyzje w polityce zagranicznej i bezpieczeństwa muszą wciąż zapadać jednomyślnie. Oznacza to, że wszyscy członkowie Unii niezależnie od historycznych zaszłości i obecnego statusu relacji z Rosją wsparli, a przynajmniej nie zablokowali tak istotnej zmiany podejścia. W świetle nadchodzących kluczowych strategicznych ustaleń o tzw. unijnym kompasie, marcowym szczycie dotyczącym bezpieczeństwa i dyskusji o rzeczywistej budowie obronnego filaru UE można śmiało przewidywać, że nigdy wcześniej idea wojskowej integracji nie miała w Europie tylu zwolenników, a postrzeganie wspólnego zagrożenia nie było tak jednolite. A zatem decyzje podejmowane w najbliższych tygodniach mogą być przełomowe.

Czytaj też: Czy Ukraina ma się jak bronić?

Niemcy potrzebni też na polu walki

Najważniejszy sygnał tego przełomu nadszedł z Berlina. Największy, najbogatszy, najbardziej znaczący gospodarczo i politycznie, jeden z najważniejszych krajów UE dokonał dramatycznego zwrotu w swojej polityce wschodniej i obronnej. Kanclerz Olaf Scholz w niedzielnej mowie w Bundestagu zerwał z dziedzictwem Angeli Merkel, a także wieloletnim podejściem własnej partii SPD i nakreślił ostry kurs na konfrontację z Rosją Putina oraz radykalne wzmocnienie obronne Niemiec. Najważniejszym dowodem zmiany ma być przyjęcie i przekroczenie sojuszniczego minimum wydatków obronnych. Słynne 2 proc. PKB, o które boje z Berlinem toczyli trzej kolejni prezydenci USA i które były powodem niekończących się żali mniej zasobnych, a więcej wydających na wojsko sąsiadów, mają być wprowadzone od zaraz i z naddatkiem.

Scholz ogłosił, że Niemcy zgodnie z deklaracją szczytu w Walii będą przeznaczać na obronę 2 proc. PKB w budżecie od 2024, ale już na ten rok zapowiedział dla Bundeswehry dodatkowe 100 mld euro. Niemieckie PKB to ponad 4,5 tys. mld dol., a 2 proc. z tego daje ponad 90 mld – a zatem dodatkowy fundusz 100 mld to tak, jakby dołożyć znacznie więcej, niż trzeba, natychmiast. Obecnie Niemcy wydają na wojsko 1,4 proc. PKB i to już daje im drugie miejsce w europejskim NATO po Wielkiej Brytanii. Gdy podniosą wydatki do 2 proc. i więcej, staną się bezapelacyjnym liderem w Europie.

Na co je przeznaczą? Za wcześnie mówić, że Niemcy staną się od razu potęgą militarną. Wielka Bundeswehra z czasów zimnej wojny była wielką w liczbach żołnierzy, czołgów i samolotów, ale miała wąsko postawione zadanie i była niemal całkowicie podporządkowana amerykańskiej doktrynie wojny ze Związkiem Radzieckim. Dzisiejsza Bundeswehra jest armią tylko nieco większą od polskiej, o innych ambicjach, ale z podobnymi co nasze problemami, jeśli chodzi o niedoinwestowanie. Dodatkowy fundusz Scholza musi więc w pierwszej kolejności zagwarantować postawienie niemieckiej armii na nogi: poprawę sprawności sprzętu, ukompletowanie jednostek i podniesienie gotowości bojowej. Dopiero potem można myśleć o nowych inwestycjach. Niemcy mają zresztą w linii wystarczająco dużo sprzętu, problem jest z jego stanem i przydatnością – a także z obsługami i załogami.

Można się domyślać, że główny wysiłek skupi się na lotnictwie i wojskach lądowych, czyli tym, co w realiach konwencjonalnej wojny z Rosją w ramach NATO jest najbardziej przydatne i potrzebne w dużej ilości. Oczywiście będą to siły lądowe i lotnictwo nowej generacji, wyposażone w inteligentne bezzałogowce, nowe systemy uzbrojenia, osłonę walki radioelektronicznej i obronę powietrzną. I 100 mld nie wystarczy, żeby zmodernizować tak całą Bundeswehrę – będzie to proces, który potrwa minimum dekadę. Szkoda, że zaczął się tak późno, dobrze, że się zacznie. NATO i Europa potrzebują Niemiec też na polu walki.

Czytaj też: Niemiecka wolta. Scholz rewiduje politykę wobec Rosji

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną