W wojnie Rosji z Ukrainą prawdopodobnie kończy się kilkudniowa operacyjna pauza. Rosjanie dokonali przegrupowania, wycofali z frontu żołnierzy poborowych, nasilili naloty i wzmocnili obronę powietrzną wojsk manewrowych. Naprawy kompromitujących błędów z pierwszych dwóch tygodni jeszcze za bardzo nie widać, bo postęp ofensywy zwolnił, a gdzieniegdzie się zatrzymał. Ukraińcy interpretują to na swój sposób: powstrzymują i odpierają natarcie Rosjan na wszystkich frontach. Miejscami osiągają spektakularne sukcesy taktyczne, jak zniszczenie rosyjskiej kolumny pancernej w Browarach czy dywizjonu rakiet Iskander pod Czernichowem.
Czytaj też: Szesnasty dzień wojny. W Rosji dzieje się coś dziwnego
Rosja tej wojny nie wygrywa
W istocie te porażki Rosjan pokazują, że nie za bardzo uczą się na własnych błędach, nawet mając bolesną świadomość ukraińskich zdolności. Ostrzelanie ich oddziału na przedmieściach Kijowa zostało powszechnie uznane za kolejną, może nawet największą w tej wojnie kompromitację rosyjskiej armii. Jednak to wciąż po jej stronie jest przewaga liczb i techniki, w dodatku Putin ma „odwód operacyjny” w postaci wojsk białoruskich. W piątek wezwał wasala z Mińska na wychowawczą rozmowę na Kreml, sprzedał mu wersję, że to Ukraina przygotowuje uderzenie na Białoruś, i zapewne dostał od Aleksandra Łukaszenki jakąś odpowiedź – nawet jeśli na razie zachował ją dla siebie.
Białoruś i tak od początku pomaga Rosji pasywnie, udostępniając terytorium i zasoby logistyczne do ataków. Mimo że Łukaszenka wyraźnie się do tej pory wzbraniał, aktywny udział w wojnie może być kwestią najbliższych dni, a nawet godzin. Trudno jednak powiedzieć, czy przesądzi o sytuacji na froncie. Ukraińcy pokazali, że są do obrony świetnie przygotowani i też się uczą.
Według prezydenta Wołodymyra Zełenskiego po dwóch tygodniach walki obrońcy osiągnęli strategiczny punkt zwrotny w wojnie z Rosją. Takie słowa mają zapewne głównie pokrzepiać, jednak opierają się na podstawowym fakcie: Ukraina wciąż nie dała się Rosji pokonać, broni się, i to coraz skuteczniej. Kontrataki są coraz śmielsze, zadawane straty coraz większe. Statystyki podawane przez Ukraińców są porażające: ponad 12 tys. zabitych, rannych lub wziętych do niewoli żołnierzy rosyjskich, ponad 350 zniszczonych czołgów i tysiąc innych pojazdów, 83 śmigłowce i prawie 60 samolotów. Dane ukraińskie traktowane są jednak z rezerwą i weryfikowane przez niezależne grupy w internecie, próbujące potwierdzać straty w sprzęcie z publikowanymi zdjęciami. Jedna taka społeczność, Oryx, prowadzi aktualizowaną na bieżąco listę; widać na niej 186 zniszczonych czołgów rosyjskich.
Ale nawet jeśli przyjąć zawyżenie danych o połowę, to dla Rosji niezwykle ciężka wojna, powodująca szkody trudne do odbudowania. Jak ciężki to bój, świadczy fakt, iż zginęło w nim już trzech rosyjskich generałów i około dziesięciu oficerów wyższego stopnia, a to jedynie osoby, których tożsamość potwierdzili Ukraińcy. Rosja tej wojny na razie nie wygrywa. Z wolna posuwa się w głąb terytorium Ukrainy. Zabija coraz więcej cywilów, powodując jeszcze większą determinację do obrony i powszechną żądzę odwetu. W połączeniu z dobrze przygotowaną taktyką może to dać zaskakujące dla Rosjan i świata efekty.
Czytaj też: Imperium znów atakuje. Co jest ostatecznym celem Putina?
Ukraińcy są u siebie
Ukraińska armia maksymalnie wykorzysta posiadane jeszcze zasoby uderzeniowe, które – jak widać – przetrwały pierwsze dwa tygodnie walk w ukryciu i rozproszeniu, by służyć za młot na Rosjan, gdy podejdą bliżej. Ukraińcy mają świadomość dysproporcji środków rażenia. Nie mają tak wielu wyrzutni rakietowych dużego zasięgu, tak mocnej artylerii ani tak licznego lotnictwa. Ale są u siebie, umiejętnie skanalizowali ruch przeciwnika i naprowadzili go na własne siły pancerne, artyleryjskie, wystawili na uderzenia lotnicze – głównie z wykorzystaniem bezzałogowców. Niejednokrotnie zresztą przeciwnik sam im się podłożył. Im bliżej Rosjanie podchodzą i im więcej ich jest w pobliżu Kijowa czy Charkowa, tym częstsze i bardziej udane wydają się ukraińskie kontrataki. Świadczy to o dobrym rozeznaniu rosyjskich intencji.
Oczywiście zasoby z czasem się wyczerpią. Nie wiemy, jak długo Ukraińcom wystarczy amunicji, paliwa, części zamiennych do sprzętu i pojazdów. Po wyczerpaniu regularnych środków wojskowych Ukraińcy mogą jednak na szeroką skalę zastosować metody walki partyzanckiej: zasadzki, blokady, barykady, miny, zamachy na dowódców. Okupacja może się okazać dla Rosjan jeszcze bardziej niebezpieczna i krwawa niż wojna – każdy przechodzień będzie potencjalnym przeciwnikiem, każda ulica drogą bez wyjścia, a dom pułapką.
Główne miasta mogą zmienić się w twierdze. Drogi wjazdowe i kluczowe węzły komunikacyjne będą zaminowane, a wokół nich przygotowane umocnione stanowiska ogniowe, uzbrojone w karabiny maszynowe i granatniki. Potem w ruch pójdą butelki z benzyną, pozostałości armii będą wspierać cywilne punkty oporu. Ukraina na taki wariant obrony wydaje się przygotowana. Władze masowo rekrutowały ludność do oddziałów terytorialnych, szeroko udostępniały broń i uczyły, jak robić koktajle Mołotowa. Opanowanie i pacyfikacja miast będą wymagać od Rosji zaangażowania dodatkowych, znacznych sił narażonych na stałe zagrożenie. Biorąc pod uwagę wielkość ukraińskich metropolii, takich jak Kijów, Charków czy Odessa, walki w zabudowie miejskiej dla niewyszkolonych do takich zadań żołnierzy rosyjskich byłyby bardzo trudne. Czas trwania takiego oporu zależy w największym stopniu od stanu zapasów i przygotowania obronnego ludności. Rosjanie mogliby w tej sytuacji zdecydować się na zmasowane naloty i bombardowania rakietowe miast, co stawiałoby przed ukraińskimi przywódcami tragiczny dylemat: bronić się do upadłego czy poddać w celu ochrony narodu. Każdy dzień takiej męczeńskiej walki zwiększałby jednak prawdopodobieństwo bardziej zdecydowanej interwencji z zewnątrz.
Zanim Ukraińcy staną przed tym dramatycznym pytaniem, mają dużo czasu na wyczerpywanie Rosjan. Armia ukraińska może stosować bardziej bezwzględną taktykę. Udokumentowane straty w ludziach stanowią broń propagandową, nawet jeśli dostęp do informacji rosyjskie władze próbują blokować. Im głębiej Rosjanie wchodzą na terytorium Ukrainy, tym bardziej narażają też swoje linie zaopatrzenia, polowe magazyny paliwa, materiałów, amunicji i sprzętu, miejsca pobytu i odpoczynku żołnierzy. Ostatnie dni spowolnienia pokazały, że już po dwóch tygodniach kampanii prowadzonej w znacznej odległości od własnego terytorium walczące oddziały muszą dłużej wypocząć. Taka pauza będzie musiała nastąpić ponownie, a w tym czasie wojska rosyjskie będą narażone na nękanie przez regularne siły ukraińskie lub formacje partyzanckie.
Biorąc pod uwagę liczbę mieszkańców Ukrainy, w wojnę asymetryczną mogą być zaangażowane miliony bojowników. Rozległość terytorium sprawi, że Rosjanie nie będą w stanie ściśle kontrolować swoich linii zaopatrzenia, baz, obozów, miejsc stacjonowania żołnierzy. Nawet jeśli uda im się obalić rząd w Kijowie, zapanowanie nad powszechnym ruchem oporu będzie niemożliwe. A zapowiadane dostawy zachodniej broni mogą oznaczać dla Rosji ryzyko dotkliwych strat przez długie miesiące i lata.
Gen. Cieniuch dla „Polityki”: Putin źle ocenił sytuację
Putin już przegrał wojnę o serca i umysły
Ukraina będzie też walczyć na innym froncie: dokumentować rosyjskie zbrodnie wojenne, informować o nich resztę świata. To podejście już się sprawdziło. Ta wojna, jak żadna poprzednia, jest uwieczniana na zdjęciach i filmikach publikowanych na platformach społecznościowych. Ukraińcy będą dążyć do ukazania działań Rosji jako zbrodniczych i dostarczenia jak największej liczby dowodów na potrzeby postępowań przed międzynarodowymi trybunałami oraz dla światowych mediów. Rosyjscy dowódcy, żołnierze i funkcjonariusze sił okupacyjnych będą narażeni na identyfikację i upublicznienie danych, a ostatecznie na sankcje i odpowiedzialność, jeśli tylko pojawią się w zasięgu międzynarodowej sprawiedliwości.
Działania te będą służyć utrzymaniu wsparcia opinii światowej i zachowaniu przewagi w wojnie informacyjnej z teoretycznie silniejszym i do tej pory sprawniejszym pod tym względem przeciwnikiem. Rosja na tym polu już przegrała, ukraiński przekaz zdominował media i sieć nawet tam, gdzie tradycyjnie Rosja była traktowana z przychylnością. Im dłużej ta wojna trwa i im więcej ginie ukraińskich cywilów, tym trudniej będzie jej odbudować jakąkolwiek wiarygodność. Putin pogrzebał wszelkie szanse na przekonanie kogokolwiek, przynajmniej w świecie szanującym wartości europejskiego humanizmu. Wojnę o serca i umysły Ukraina już wygrała.
Prowadzenie tzw. wojny na wyczerpanie może doprowadzić do stanu, w którym rosyjska armia nie będzie mogła osiągnąć politycznego celu operacji Putina – przejęcia władzy w Ukrainie. Powstanie przekonanie o rosyjskiej klęsce, które będzie ukraińskim sukcesem. Upływ czasu i skala ofiar po obu stronach mogą wtedy skłonić społeczność międzynarodową do interwencji, a nawet spowodować bunt społeczny lub zmianę władzy w Rosji.
Czytaj też: Pucz albo rewolucja. Czy da się położyć kres rządom Putina?