Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Niebezpieczne związki sportu i polityki

Medal zimowych igrzysk paraolimpijskich w Chanty-Mansyjsku. Marzec 2022 r. Medal zimowych igrzysk paraolimpijskich w Chanty-Mansyjsku. Marzec 2022 r. Sergei Fadeichev / TASS / Forum
Trudno generalizować, ale dostępne informacje skłaniają do opinii, że większość rosyjskich sportowców popiera politykę Putina, a wielu nie rozumie, czego świat od nich chce.

Nawiązuję w niniejszym felietonie do wcześniejszego, opublikowanego w 2018 r. (niektóre przykłady tu powtarzam). Motywem dla powtórnego zajęcia się tytułową kwestią jest niepotwierdzona oficjalnie informacja, że Rosja opóźniła agresję na Ukrainę z powodu prośby rządu chińskiego, aby nie zakłócać przebiegu XXIV Igrzysk Olimpijskich.

W zdrowym ciele zdrowy duch

Wiąże się z tradycją, jeszcze antyczną, że na czas olimpiad (pierwsza odbyła się w 776 r. p.n.e.) zawiesza się wszelkie konflikty zbrojne. Ciekawe, że w 572 r. p.n.e. miała miejsce wojna pomiędzy Pisą a Elidą, dwoma miastami-państwami pretendującymi do pierwszeństwa w organizacji olimpiady z 776 r., w wyniku której pierwsze z nich zostało zniszczone. Baron de Coubertin, odnowiciel idei igrzysk olimpijskich (pierwsza nowożytna olimpiada miała miejsce w Atenach w 1896 r. – dokładniej letnia, bo zimowa odbyła się w Chamonix w 1924 r.), traktował sport wedle zasady „w zdrowym ciele zdrowy duch” (to nawiązanie do greckiej koncepcji kalokagatii, tj. doskonałości człowieka będącego jednością duszy i ciała).

Coubertin, z wykształcenia pedagog, przypisywał sportowi bardzo duże znaczenie wychowawcze i społeczne. Uważał, że rywalizacja wyraża wolność człowieka jako jednostki i przyczynia się do braterstwa narodów, a więc i pokoju między nimi. Mimo że uznawał sport, a w szczególności olimpizm (tak zwykło się określać ruch olimpijski), za coś niezgodnego z dyskryminacją, sprzeciwiał się uczestnictwu kobiet w zawodach. Ten postulat został jednak szybko poniechany, także przez jego głosiciela, i panie wzięły udział już w II Letniej Olimpiadzie (Paryż 1900).

Coubertin był także zwolennikiem sportu amatorskiego, tj. uprawianego nie dla materialnych korzyści, ale dla siebie. I w tym względzie tradycja antyczna była inna, np. słynny prawodawca Solon wydał ustawę, w myśl której sportowiec, zwycięzca w igrzyskach, otrzymywał 500 drachm nagrody. Pierwsze ślubowanie olimpijskie zostało złożone w Antwerpii w 1920 r. i brzmiało: „Ślubujemy wziąć udział w igrzyskach olimpijskich w duchu walki, dla zaszczytu naszego kraju i chwały sportu”.

Obecnie zawodnicy przyrzekają „respektować zasady obowiązujące w sporcie, przestrzegać zasad szlachetnej rywalizacji i zawsze postępować zgodnie z duchem fair play; wszystkie dążenia, umiejętności, talent i siły woli poświęcić osiągnięciu najlepszego wyniku sportowego bez żadnego dopingu”, a sędziowie „całkowitą bezstronność i respektowanie obowiązujących reguł dla dobrego imienia sportu”.

Czytaj też: Mocny gest na start igrzysk. Putin i Xi trzymają sztamę

Złoci hokeiści śpiewają rosyjski hymn

Tekst z Antwerpii wprawdzie zaznacza, że olimpijczyk walczy „dla zaszczytu kraju”, ale do dzisiaj twierdzi się, z coraz większą hipokryzją, że celem startu olimpijskiego jest udział w igrzyskach, a nie zwycięstwo. W miarę upływu czasu to, że sukces (nie tylko na olimpiadach) jest osiągnięciem i państwa, które reprezentuje (tak było już w przypadku Spiridona Luisa, zwycięzcy maratonu w Atenach w 1896 r.), zaczęło dominować. Tak samo zaczęto traktować samą organizację olimpiad.

Ta w Berlinie w 1936 r. była traktowana jako promocja III Rzeszy i ideologii nazistowskiej – swoistym wyrazem tego było niepodanie ręki przez Hitlera Jessie Owensowi, czarnoskóremu lekkoatlecie amerykańskiemu, zwycięzcy w czterech konkurencjach (100 m, 200 m, skok w dal i sztafeta 4x100 m). O ile początkowo flagi narodowe były symbolem uczestnictwa zawodników danego kraju, o tyle dzisiaj są wykorzystywane w charakterze sukcesu narodowego, a po dekoracji zwycięzcy gra się hymn danego państwa (nie znalazłem daty wprowadzenia tego elementu ceremonii).

To chyba medaliści amerykańscy rozpoczęli (w Atlancie w 1996 r.) zwyczaj nakładania na siebie flag zaraz po odniesieniu sukcesu. Bywają sytuacje konfliktowe, np. oficjalna reprezentacja Rosji została wykluczona z igrzysk z powodu stosowania dopingu i może startować pod egidą Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego, ale np. „złoci” hokeiści z Pjongczangu (2018) odśpiewali hymn rosyjski (oficjalnie dekoracji miał towarzyszyć fragment koncertu fortepianowego b-moll Czajkowskiego). Była to niewątpliwa manifestacja polityczna, podobnie jak miniaturowe symbole państwowe na strojach olimpijczyków z Rosji.

Czytaj też: Xi Jinping jest najlepszym kolegą Putina

NRD, RFN czy Berlin Zachodni

Mniej lub bardziej bezpośrednie okazywanie tożsamości narodowej sportowców przez wykorzystywanie symboli stanowi tylko drobną cząstkę powiązań sportu z polityką. Na ogół ta relacja jest oceniana ujemnie z uwagi na to, że kłóci się z ideą olimpizmu. Trzeba jednak też dostrzegać pozytywy, np. w związku ze wspomnianą już emancypacją kobiet (że to nie jest tylko przeszłość, świadczą problemy sportsmenek z krajów muzułmańskich, przynajmniej niektórych), rolą czarnoskórych sportowców w przezwyciężaniu rasistowskich stereotypów w USA czy Republice Południowej Afryki. Do tego katalogu można dołączyć igrzyska paraolimpijskie, które poza wymiarem czysto sportowym są okazją do zwrócenia uwagi na sytuację osób z niepełnosprawnościami.

Sport jest związany z polityką również w jej węższym rozumieniu. Niemcy miały wspólną reprezentację w latach 1952–64, aczkolwiek nie było wtedy jednolitego państwa. Nie jestem historykiem sportu, aby wiedzieć, jak sportowcy z tego kraju byli kwalifikowani w latach 1952–60. Przebywałem w NRD w czasie olimpiady w Tokio w 1964 r. i zauważyłem, że w tamtejszej prasie zawsze zaznaczano, czy dany sportowiec był z NDR, RFN, czy Berlina Zachodniego (była to oddzielna jednostka w ramach terytorium Niemiec).

Motyw takiego przedstawiania olimpijczyków był w NRD (nie wiem, jak to było w Niemczech Zachodnich) niewątpliwie polityczny, bo podkreślał odrębność Niemiec Wschodnich. W latach 1968–88 były dwie osobne reprezentacje – domagały się tego władze NRD niewątpliwie dla własnej promocji. Rzecz zresztą wykraczała poza ruch olimpijski, ponieważ republika wschodnio-niemiecka była prawdziwą potęgą sportową, zwłaszcza w lekkoatletyce.

Podobną rolę sport odgrywał w ZSRR – miał budować prestiż tego państwa. I miało to nawet zabawne aspekty. W latach 1950–70 (daty w przybliżeniu) modne były międzypaństwowe drużynowe spotkania lekkoatletyczne. Dochodziło do takowych także pomiędzy USA i ZSRR, ale przynajmniej początkowo (nie znam dokładnej historii) oddzielnie punktowanych dla kobiet (tu przewagę miała reprezentacja radziecka), a oddzielnie dla mężczyzn (tu zdecydowanie lepsi byli Amerykanie). Racją dla takiego urządzenia sprawy było to, że prestiż ZSRR wymagał przynajmniej jednego sukcesu drużynowego. Notabene przez jakiś czas odbywały się spotkania Polski z Federacyjną Republiką Rosyjską, a wedle krążących pogłosek było to spowodowane obawą ZSRR przed przegraną z Polską.

Czytaj też: Jak traktaty paryskie wpłynęły na historię NRD i RFN

Wyczynowcy, amatorzy, zawodowcy

Upolitycznienie sportu było równoległe do jego profesjonalizacji, zwłaszcza w ostatnich 50 latach. To nie znaczy, że ten związek da się jednoznacznie opisać jako przyczynowo-skutkowy. Zarabianie pieniędzy za uprawianie sportu ma długą tradycję (por. wspomniana ustawa Solona). W XIX w. zawodowstwo było sporadyczne, głównie w brytyjskiej piłce nożnej, ale w XX w. stało się popularne w tej dyscyplinie na całym świecie, a w Ameryce Północnej opanowało boks, koszykówkę, hokej na lodzie i futbol amerykański.

Przykłady te wskazują, że sport zawodowy (poza boksem) obejmował gry zespołowe (pomijam golfa, krykieta i baseball). Stopniowo uprawianie sportu wyczynowego w każdej dyscyplinie zaczęło wymagać intensywnego treningu i coraz większych nakładów finansowych, także przeznaczonych na wynagrodzenia dla zawodników, początkowo w formie rekompensat za utracone zarobki w „normalnym” zawodzie, a potem w postaci regularnych pensji.

W końcu uznano, że różnica pomiędzy wyczynowcem amatorem a wyczynowcem zawodowcem jest fikcyjna i dopuszczono tych drugich do olimpiad (ostatnim bastionem był boks, ale to się zmieniło w 2016 r. w Rio de Janeiro). Związek profesjonalizacji sportu z jego rolą polityczną polegał na tym, że tam, gdzie sport był traktowany jako środek promocji danego państwa i jego polityki, co miało miejsce przede wszystkim w tzw. obozie socjalistycznym, sportowcy mogli liczyć na specjalne traktowanie materialne ze strony władz. Dobrze znanym przykładem z Polski było zatrudnianie piłkarzy klubów „górniczych” (czyli działających przy kopalniach węgla kamiennego) na etatach pracowniczych, oczywiście dobrze płatnych. Formalnie byli amatorami, ale faktycznie zarabiali graniem w piłkę nożną.

Status takich sportowców powodował napięcia w ruchu olimpijskim, bo np. piłkarska reprezentacja Polski, która zdobyła złoty medal w 1972 r. (olimpiada w Monachium), faktycznie składała się z zawodowców, aczkolwiek w eliminacjach grała z amatorami z Hiszpanii. Rywalizacja zawsze miała na uwadze zwycięstwo i motywowała stosowanie nieuczciwych środków. Zacytowane ślubowania wzywają do fair play, ale profesjonalizacja sportu i jego upolitycznienie wpłynęły także, co oczywiste, na przestrzeganie zasad obiektywizmu w sędziowaniu i korzystania z niedozwolonych środków dopingujących. W szczególności „danie z siebie wszystkiego” dla osiągnięcia sukcesu „dla zaszczytu swego kraju” jest uważane za przejaw patriotyzmu.

Czytaj też: Czy Bidenowi uda się skłócić Xi z Putinem?

Konflikty ze sportem w tle

Wspominałem o wojnie Pisy z Elidą w starożytności. Nie był to jedyny otwarty taki przypadek – w 1969 r. miała miejsce tzw. wojna futbolowa pomiędzy Salwadorem a Hondurasem po przegraniu mecz piłkarskiego przez reprezentację drugiego. Zginęło ok. 2 tys. osób, a kontekstem było osadnictwo na terenach przygranicznych.

Konfliktów ze sportem w tle było wiele. Oto niektóre przykłady. Niemcy były wykluczone jako agresor w I i II wojnie światowej z igrzysk w latach 1920 i 1948. RPA była wykluczona w latach 1964–92 z powodu apartheidu. Państwa zachodnie zbojkotowały igrzyska w Moskwie w 1980 r. (zawodnicy z tych krajów mogli wystąpić indywidualnie, a nie w ramach reprezentacji narodowych) – był to protest przeciwko radzieckiej interwencji w Afganistanie. W rewanżu (oficjalnie tłumaczono to obawą przed smogiem, troską o bezpieczeństwo sportowców i brakiem należytego zaplecza treningowego) tzw. obóz socjalistyczny (z wyjątkiem Rumunii) nie uczestniczył w olimpiadzie w Los Angeles w 1984 r.

W 1972 r. terroryści palestyńscy przeprowadzili atak na ekipę izraelską w trakcie igrzysk w Monachium – zginęło 11 Izraelczyków. Skoro już jestem przy tym temacie, przypomnę, że kontakty ekip z Izraela z krajami muzułmańskimi, zarówno drużyn, jak i reprezentacji, są bardzo ograniczone, np. piłkarze i koszykarze biorą udział w rozgrywkach strefy europejskiej, a nie azjatyckiej. Wydaje się, że kiedy te sprawy zostaną ostatecznie rozwiązane, będzie można mówić o rzeczywistym pokoju na Bliskim Wschodzie. I jeszcze Serbia zainicjowała konflikt z Australią z powodu wykluczenia tenisisty Djokovica z turnieju Australia Open (odmówił zaszczepienia się przeciw covid-19).

Zawody sportowe bywają okazją do wyrażania postaw politycznych w skali masowej. Sławny mecz Polska–ZSRR na Stadionie Śląskim w Chorzowie w 1957 r. jest uważany za jedną z największych manifestacji antykomunistycznych w kraju, a zwycięstwo reprezentacji było wtedy uważane za triumf polityczny. Po inwazji Układu Warszawskiego na Czechosłowację w 1968 r. hokejowe mecze pomiędzy reprezentacją tego kraju a ZSRR miały sens daleko wykraczający poza sport – ponoć hokeistom czechosłowackim zależało nie tyle na zdobyciu mistrzostwa świata (zawsze byli jednym z faworytów do tego tytułu), ile na pokonaniu radzieckich rywali (też należących do grona potentatów w hokeju na lodzie). Takie fakty nie powinny dziwić, zwłaszcza w warunkach ustrojów totalitarnych, ponieważ sport stwarza okazję do demonstrowania postaw trudnych do uzewnętrznienia w warunkach ograniczenia wolności.

Czytaj też: Pekin i Katar – wstydliwe igrzyska

Wojna w Ukrainie? Ale o co chodzi?

Wracam do kwestii zaznaczonej na początku tego felietonu. Jeśli opóźnienie rosyjskiej agresji przeciwko Ukrainie rzeczywiście nastąpiło na prośbę Chin i po to, aby nie przeszkadzać zimowej olimpiadzie w Pekinie, jest to wyraz nie tyle powagi sportu, ile jego nadużywania dla doraźnych celów politycznych, w tym spodziewanej przez chińskie władze promocji w związku z organizacją zawodów.

Faktyczny stosunek Chin do zasady świętego pokoju (tak to było określane w Grecji) w czasie olimpiad ujawnił się w oświadczeniu władz tego kraju, że zastrzegają sobie prawo do niezależnego osądu wojny rosyjsko-ukraińskiej, oraz oświadczenia, że została ona sprokurowana przez NATO i USA.

Sport został dotknięty tym konfliktem od innej strony. Kluby rosyjskie i reprezentację Rosji wykluczono z rozmaitych rozgrywek, np. z barażów do mundialu w Katarze. Powstał jednak problem, co zrobić z zawodnikami startującymi indywidualnie, np. z tenisistami. Jedni twierdzą, że ich wykluczenie byłoby dyskryminacją, bo czym innym jest stosunek do reprezentacji Rosji, a czym innym narodowość sportowca, często mieszkającego poza tym krajem. Inni dodają, że skoro przy nazwisku np. tenisisty jest jego afiliacja państwowa, to musi on ponieść konsekwencje tego, że jego kraj został uznany za agresora w świetle prawa międzynarodowego, a MKOL i poszczególne międzynarodowe federacje zdecydowały (czy też zaleciły) o wykluczeniu uczestników z Federacji Rosyjskiej (dotyczy to także Białorusi, czynnie wspierającej wojnę przeciwko Ukrainie).

Racje są podzielone, a sami sportowcy z Rosji też mają różny stosunek do tego konfliktu. Niektórzy wręcz demonstrują swoje poparcie, jak pewien gimnastyk, który wszedł na podium i stanął na nim (paradoksalnie obok Ukraińca) z przypiętym na koszulce znakiem pojazdów bojowych armii wysłanej na Ukrainę i z bardzo dumną miną. Trudno generalizować, ale dostępne informacje skłaniają do opinii, że większość rosyjskich sportowców popiera politykę Putina, a wielu nie rozumie, czego świat od nich chce. Przypomina to postawy naukowców, o czym już pisałem.

Mimo wszystko sądzę, że trzeba odróżniać obecne państwo rosyjskie, wracające do mrocznych czasów ZSRR i caratu, od jego obywateli, skołowanych bezwzględną propagandą kremlowską o wszystko obwiniającą tzw. Zachód. I sądzę, że sport jest lepszy od polityki.

Czytaj też: Sportowa rywalizacja w czasach zimnej wojny

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną