Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Jak propagandyści Putina ocieplają wizerunek Rosji na świecie

Władimir Putin nagradza Margaritę Simonian orderem Aleksandra Newskiego. Maj 2019 r. Władimir Putin nagradza Margaritę Simonian orderem Aleksandra Newskiego. Maj 2019 r. Mikhail Metzel / TASS / Forum
Putin ma niejedną armię. Ta konwencjonalna okopuje się w Donbasie, flota straciła właśnie swój flagowy okręt, a w służbach trwa szukanie winnych porażki w Ukrainie. Ale pozostają jeszcze oddziały propagandystów.

Rosyjska propaganda korzysta ze sprawdzonych wzorców. Rwandyjskie Radio Tysiąca Wzgórz Wolności rozpętało kampanię nienawiści, doprowadzając do ludobójstwa Tutsich w 1994 r. Zadziałały dwa mechanizmy: syndrom oblężonej twierdzy i demonizowanie wrogów. A nie da się ukryć, że według propagandy Kremla Rosja jest oblężoną twierdzą, wrogowie zaś stoją u bram. Wróg, czyli Zachód, jest podstępny, osacza ze wszystkich stron, zdołał już nawet wtargnąć na jej podwórko, zmienić Ukraińców w bezwolne marionetki, a samą Ukrainę – w „anty-Rosję”.

Czytaj też: Maria Zacharowa, „naczelna trolica” Rosji

Propagandyści Putina

Tutsich odzierano z ludzkich cech, przedstawiano jako podstępnie złych, nazywano wręcz „karaluchami”. W ustach kremlowskich propagandystów i znacznej części Rosjan Ukraińcy to „chachły” i Małorosy. Nie są narodem, a młodszymi braćmi w trójjedynym rosyjskim etnosie. Nie mają historycznego prawa o sobie decydować. „Omamionych” przez Zachód należy karać jak zdrajców „russkowo mira” (rosyjskiego świata).

Taki przekaz emituje większość rządowych mediów. Papkę propagandową serwują programy informacyjne, jak „Wriemia” na Kanale Pierwszym (tu na wizji zaprotestowała Marina Owsjannikowa), ale i te o zasięgu krajowym, jak „60 minut” i „Wieczór z Władimirem Sołowiowem” na kanale Rossija-1, „Wriemia pokażet” (Czas pokaże) na Kanale Pierwszym czy „Miesto wstrieczi” (Miejsce spotkania) na NTV. To popularne formaty, w których dyskusje o sprawach międzynarodowych zmieniają się w spektakle, a goście odgrywający rolę „ekspertów” podbijają tylko propagandowy bębenek.

Międzynarodowy Trybunał Karny dla Rwandy uznał dziennikarzy Radia Tysiąca Wzgórz Wolności za winnych podżegania do ludobójstwa. Nie tylko świadomie używali mowy nienawiści, lecz w pełni ją popierali. Nie ma wątpliwości, że podobnie widzą swoją rolę „żołnierze na froncie propagandy” Kremla – w tym szefowa Russia Today Margarita Simonian, gospodarz talk show „Wiesti Niedieli” (Wiadomości tygodnia) Dmitrij Kisieliow, prowadzący „60 minut” Olga Skabajewa i Jewgienij Popow, a także Artiom Szejnin z „Wriemia pokażet”.

Wszyscy są za to hojnie wynagradzani. Jak wyliczyli rosyjscy dziennikarze śledczy z „The Insider”, Kisieliow otrzymuje 4,6 mln rubli za pojawienie się raz w tygodniu na antenie (prawie milion złotych według kursu sprzed inwazji), Olga Skabajewa (prowadziła m.in. galę z udziałem Putina na Łużnikach) 12,8 ­­­mln (2,7 mln zł), Sołowiow – 52,6 mln (11 mln zł), a Margarita Simonian w rok zarabia co najmniej 120 mln rubli (ok. 26 mln zł). Kreml nie oszczędza na swoich pretorianach; jeszcze rok temu zwiększył wsparcie finansowe dla mediów o 40 proc. Dodatkowe 103 mld podzieliły między siebie m.in. Kanał Pierwszy, RT i NTV.

Czytaj też: Putin wysyła na wojnę żołnierzy z Azji

Simonian wspiera Kreml z podziemia

Propaganda nie jest jednokierunkowa. Przekaz na zewnątrz emitują przede wszystkim Russia Today (RT) i portal informacyjny Sputnik. O rosyjskiej racji przekonują dziennikarze nienagannie mówiący po angielsku, francusku, niemiecku, hiszpańsku czy arabsku. Serwis Sputnika działa w ponad 30 językach, a 80 proc. budżetu RT wydaje poza Rosją. Po aneksji Krymu (2014) oraz interwencji w Syrii (2015) Kreml podwoił budżet stacji Simonian – wynosi 300 mln dol., niemal tyle samo co cała sieć BBC World Service.

Po rosyjskiej napaści na Ukrainę RT i Sputnik zostały w Europie objęte sankcjami i nie działają. Jak wyjaśniała Komisja Europejska, „są instrumentem agresji na Ukrainę i destabilizacji sąsiednich krajów”. Simonian przeszła więc do podziemia. „Teraz działamy po partyzancku – przyznała Sołowiowa. – Tworzymy programy za granicą, ale tak, żeby nie było wiadomo, że to my. Na przykład na YouTubie. Zbieramy miliony subskrybentów, trzy dni później zachodni wywiad odkrywa, że to my, i nas blokuje. Tworzymy nowy kanał i zabawa zaczyna się od nowa. Tak teraz pracujemy”.

Margarita Simonian jest symbolem rosyjskiej propagandy, odwrotnością dziennikarki „Nowej Gaziety” Anny Politkowskiej, która za dociekanie prawdy o zbrodniach wojennych w Czeczenii została w 2006 r. zastrzelona pod mieszkaniem w Moskwie. Margarita, wówczas młoda adeptka dziennikarstwa w Kubaniu, też relacjonowała ten konflikt. W 2000 r. za serię reportaży z Czeczenii otrzymała nagrodę lokalnego związku dziennikarzy. Rok po zamachu w Biesłanie 25-letnia Simonian została szefową Russia Today, w 2012 r. weszła do sztabu wyborczego Putina, a sześć lat później on sam wyznaczył ją na obserwatorkę wyborów prezydenckich.

Paweł Reszka: Bucza, Irpień, Borodzianka. Jak tu zacząć nowe życie

Pozner i Mearsheimer od rozmiękczania Zachodu

Talent propagandowy Simonian szlifowała w Szkole Doskonałości Telewizyjnej Władimira Poznera, legendarnego radzieckiego i amerykańskiego „dziennikarza”, w istocie propagandysty Kremla. Urodził się w Paryżu, dorastał w Nowym Jorku, a w 1952 r. wrócił z rodzicami do Moskwy. W latach 70. rozmiękczał wizerunek ZSRR na Zachodzie. Na kanale ABC usprawiedliwiał interwencję w Afganistanie czy zestrzelenie południowokoreańskiego samolotu nad Sachalinem w 1983 r. W okresie pieriestrojki to on prowadził tzw. mosty telewizyjne z USA, a pod koniec lat 80. miał swój „Niedzielny wieczór z Władimirem Poznerem” (jak dziś Sołowiow).

Pozner nadal jest jednym z „rozmiękczaczy”. Na pozór zdystansowany od Kremla, w inteligentny sposób przekonuje zachodnich odbiorców do rosyjskich racji. Po ataku na Ukrainę znikł z Kanału Pierwszego – ani on, ani stacja nie komentuje tej decyzji. Za każdym razem, gdy udziela komentarzy, na wstępie zaznacza, że „był radzieckim propagandystą”. To ma go uwiarygodnić w oczach czytelników „New York Timesa”, słuchaczy wykładów (dwa lata temu wystąpił na Yale) czy spotkań w zachodnich think tankach, takich jak The Wilson Center.

Niekwestionowanym liderem wśród „rozmiękczaczy” jest jednak John Mearsheimer, guru realizmu politycznego, apologeta koncertu mocarstw. Na łamach opiniotwórczego magazynu „The Foreign Affairs” w 2014 r. postawił kontrowersyjną też i ją podtrzymuje – jego zdaniem „kryzys ukraiński to wina Zachodu”. Twierdzi, że jedynym wyjściem z impasu jest finlandyzacja Ukrainy i przekształcenie jej w państwo buforowe. Powiela więc w pełni kremlowską propagandę, legitymizując ją swoim autorytetem profesora Chicago University, autora fundamentalnych książek o teorii stosunków międzynarodowych. Anna Applebaum komentowała 1 marca na Twitterze: „Moskwa winą za inwazję na Czeczenię, Syrię i Ukrainę obciąża Zachód, a nie własny imperializm. Amerykański naukowiec ją w tym utwierdza”.

Paweł Kowal: Imperium do rozbiórki. Putina trzeba osłabić już teraz

Rosja jest, jaka jest

Mearsheimer jest jednym z ulubionych autorytetów, na które powołują się rosyjskie media. Z wykładami o „winie Zachodu w kryzysie ukraińskim” oraz równie kontrowersyjnym „lobby żydowskim” objeżdżał światowe ośrodki akademickie. W Polsce też gościł – na Uniwersytecie Warszawskim i Jagiellońskim. Pytany o Polskę przekonywał, że „nie może liczyć na sojuszniczą pomoc USA w przypadku kłopotów z Rosją”. I dodał, że wspierając prozachodnie dążenia Kijowa, Polska także się naraża. Po rosyjskiej napaści w lutym w wywiadzie dla „New Yorkera” mówił: „To my to [prozachodnie ambicje Kijowa] wymyśliliśmy. Zachód, głównie Stany Zjednoczone, odpowiada za tę katastrofę. Nikt się do tego jednak nie przyzna, w USA będą twierdzić, że odpowiedzialni są Rosjanie”.

Na Poznera, Mearsheimera, zwolenników realizmu politycznego i apologetów geopolityki wierzących, że wyłącznie mocarstwa mają na świecie moc sprawczą, będzie mógł w przyszłości liczyć Kreml. To oni będą przekonywać, że należy rozmawiać z Rosją „taką, jaka jest”, „trzeba uznać jej interesy”. A przede wszystkim przyjąć do wiadomości „stan faktyczny”, czyli imperialną naturę Kremla i jego roszczenia do sąsiednich terenów. Nie tylko o Ukrainę tu chodzi, ale także o Europę Środkową – a więc o Bałtów i Polskę.

Thomas Piketty: To jest wojna imperialna z poprzedniej epoki

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną