Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

„Przegramy, jeśli nic się nie zmieni”. Kto w Rosji ośmiela się krytykować wojnę Putina?

Władimir Putin. Dzień Żałoby i Pamięci Ofiar Wojny, 22 czerwca 2022 r. Władimir Putin. Dzień Żałoby i Pamięci Ofiar Wojny, 22 czerwca 2022 r. Komsomolskaya Pravda / Russian Look / Forum
Wojnę w Ukrainie krytykują nie tylko jej przeciwnicy. W ocenie prokremlowskich jastrzębi Rosja jest za miękka, generałowie są nieporadni, armia zmierza zaś wprost do porażki na froncie.

Coraz głośniej wybrzmiewa w Rosji krytyczny głos analityków wojskowych, weteranów i dziennikarzy relacjonujących wydarzenia w Ukrainie. Na Telegramie mnożą się konta podważające decyzje dowódców i stawiające niewygodne pytania: kto odpowiada za błędy i dlaczego nie został pociągnięty do odpowiedzialności?

Czytaj też: W rosyjskich służbach trzeszczy. Kogo tak naprawdę boi się Putin?

Byli oficerowie zabierają głos

Najbardziej radykalnie wypowiadają się weterani, a prym wiedzie tandem Girkin–Kwaczkow. Obaj byli oficerami, Girkin – Federalnej Służby Bezpieczeństwa, Kwaczkow – wywiadu wojskowego GRU. Wierzą w imperialną Rosję, otarli się o wielką politykę i boleśnie się na niej sparzyli.

Igor „Striełkow” Girkin po odejściu ze służb w 2013 r. zaangażował się w działania w Donbasie, gdzie został jednym z separatystycznych watażków. Rok później Putin odstawił go na boczny tor i uczynił „kuratorem” republik swojego człowieka Władysława Surkowa. Miał on za zadanie uczynić je jak najbardziej samodzielnymi i mniej kosztownymi dla Rosji. Striełkow w ocenie współpracowników nie radził sobie z własną popularnością, na pewnym etapie porównywalną z uznaniem dla Putina – tłumaczył „Meduzie” Jewgienij Szabajew, do niedawna przedstawiciel republiki donieckiej w Rosji.

Władimir Kwaczkow to z kolei weteran wojen w Afganistanie i Czeczenii, znany z imperialnych poglądów bohater nieudanego zamachu na Anatolija Czubajsa w 2005 r. Jego ludzie zdetonowali ładunek wybuchowy w pobliżu drogi i ostrzelali z karabinu maszynowego samochód z politykiem w środku. Próba się nie powiodła, Kwaczkow trafił do więzienia.

Czytaj też: Dzieje rosyjskich zabójstw politycznych

Z Rosjanami można wygrać

Złośliwi zarzucają im brak wiarygodności: Girkin obraził się na Putina, który odsunął go na margines, a Kwaczkow nie ma prawa krytykować armii, skoro sam okazał się nieskuteczny. „Dlaczego mamy go popierać, jeśli nie udała mu się zasadzka w Afganistanie, którą powinien był zaplanować w każdym szczególe?” – komentował 12 kwietnia na łamach portalu Focus jeden z oficerów sił specjalnych. Nie zmienia to faktu, że wystąpienia obu byłych oficerów na YouTubie ogląda od 200 tys. do ponad miliona widzów, a kanał Striełkowa na Telegramie śledzi ponad 390 tys. osób i stale ich przybywa.

Girkin i Kwaczkow nie są rebeliantami, lecz reprezentantami takiej samej „opozycji”, jaką swego czasu tworzył w Dumie tandem Żyrinowski–Zjuganow. Najpewniej służą za wentyl bezpieczeństwa dla krytyki działań wojennych. Żadna kara ich dotąd nie dosięgła. W przeciwieństwie do trafiających do aresztu dziennikarzy czy aktywistów, których gazety i portale są zamykane albo blokowane przez Roskomnadzor.

Obaj zawsze też podkreślają, że ich uwagi służą poprawie stanu armii i zwycięstwu. To ostatnie nie jest bowiem tak pewne. Rosyjskie siły zachowują wprawdzie przewagę artyleryjską, ale tylko ilościową. Ukraińcy mają za to lepsze rozpoznanie i dane wywiadowcze, górują więc w wymiarze jakościowym. Są też dozbrajani przez Zachód, niezwykle zmobilizowani i mają spory potencjał rezerwistów. Do tego ich wojskowi uwierzyli – i to zdaniem rosyjskich krytyków jest najgroźniejsze – że „Russkich można bit” (Rosjan można pobić).

Czytaj też: Rosja nie taka potężna. Nawalny kompromituje FSB

Rzeź w Buczy ich nie interesuje

W ocenie Girkina i Kwaczkowa źródłem problemu po stronie Rosji są niekompetentne kadry, generałowie, którzy kupili swoje gwiazdki za łapówki, a także naczelna zasada, że przełożonym melduje się tylko to, co chcą usłyszeć. Poza tym to błąd, że Kreml nie zdecydował się na oficjalną i pełną mobilizację. Pogląd ten podziela wielu rosyjskich analityków. „Albo mobilizacja, albo przegramy tę wojnę” – pisał Vladlen Tatarski, członek separatystycznych milicji w Donbasie, obserwowany na Telegramie przez ok. 375 tys. osób. Żeby wygrać, trzeba tymczasem powołać przynajmniej 600–800 tys. żołnierzy pod broń.

Krytykami strategii Putina znacznie bardziej wstrząsnęła utrata batalionowej grupy taktycznej w połowie maja niż choćby rzeź w Buczy. Gdy przeszło pół tysiąca rosyjskich żołnierzy poniosło śmierć w czasie przeprawy przez Doniec, wylała się ogromna fala krytyki. „Dopóki nie poznamy nazwiska »militarnego geniusza«, który zmarnował BTG [batalionową grupę taktyczną] i publicznie za to nie odpowie, nie będzie żadnej poprawy” – pisał Tatarski. W CNN dodał, że nie krytykuje „specjalnej operacji” w Ukrainie, ale jej „poszczególne elementy”. Nadal też wierzy, że Rosja osiągnie w tej wojnie swoje cele.

Z kolei Vysokogovorit, kanał subskrybowany przez ponad 430 tys. osób, zastanawia się, dlaczego jeden z rosyjskich dowódców w trzecim miesiącu wojny nadal nie wiedział, że nie wolno poruszać się w dużych konwojach, a co dopiero gromadzić je w wąskim i ogarniętym ogniem obszarze w okolicy rzeki. „Widziałem przeprawę przez wodę w pobliżu Iziumu, więc wiem, o czym mówię” – pisał.

Czytaj też: Wywózki aż pod chińską granicę. To stara metoda Rosji

Rosjanie zrzucają się na papier

Znacznie groźniejsza jest jednak krytyka „szeptana”. Wzmaga ją usilne milczenie władz, które nie chcą przyznać, ilu żołnierzy kontraktowych odmawia wyjazdu na front. Są za to zwalniani, poddawani naciskom i straszeni sprawami karnymi, dlatego zwracają się o pomoc do obrońców praw człowieka, takich jak szef grupy Agora Paweł Chikow. Denis Kamalyagin, dziennikarz z Pskowa, gdzie odnotowano najgłośniejsze takie przypadki, podkreślał w rozmowie z portalem Nastoyashaya Vremya, że kiedy opisywał sprawę w kwietniu, takich żołnierzy było codziennie 60, 100, a nawet 150.

O fatalnym stanie wyposażenia armii nikt już nie szepcze. Oficjalnie organizowane są zrzutki na przysłowiowy papier toaletowy do wysłania na front. „The Barents Observer” kilka dni temu przytaczał historię głodujących żołnierzy i zbiórek dla poborowych z obwodu murmańskiego. Mnóstwo jest takich akcji w całym kraju. Jak pisał 28 maja Anton Troianovski z „New York Timesa”, świadczy to o poparciu dla działań wojennych, a przy tym rosnącej świadomości, że armia, zachwalana przed inwazją jako światowej klasy siła bojowa, okazała się żałośnie nieprzygotowana do wojny.

Czytaj też: Po szczycie NATO Rosja pręży muskuły i straszy. Czyli standard

Sprzeciw regionów i żon

Od prawie trzech miesięcy głośne są też protesty w Buriacji. I nic dziwnego, to druga po Dagestanie republika, z której pochodzi najwięcej zmarłych rosyjskich żołnierzy. Kiedy irkucki portal Ludzie Bajkału zaczął publikować reportaże o zaginionych i wziętych do niewoli wojskowych czy o pochówkach bez ciał, trafił od razu na celownik Roskomnadzoru. 28 czerwca serwis Nastoyashaya Vremya donosił z kolei o żonach buriackich żołnierzy, które zaapelowały do władz republiki o zabranie ich mężów z frontu do domu. „Wyjechali w styczniu na »ćwiczenia« na Białoruś, a teraz są na froncie w Ukrainie” – opowiadała portalowi Sibir.Realii Vera Partilkhaeva, jedna z protestujących kobiet.

Apele kobiet z Buriacji mogą wydawać się nieistotne i niegroźne dla Kremla. Paradoksalnie oddolny sprzeciw doprowadza czasem do protestów, z którymi Kreml sobie nie radzi, jak w Chabarowsku na Dalekim Wschodzie. W Buriacji sprawnie działają dziennikarze, a żony żołnierzy dowodzą, że także umieją się same zorganizować.

Jeśli w przeciętnych Rosjan mocniej uderzy również kryzys gospodarczy, Putin musi się liczyć z wybuchem niezadowolenia w kraju. A jak twierdzi znawca rosyjskich służb, dziennikarz śledczy Andriej Sołdatow, stąd już prosta droga do wyłonienia nowego charyzmatycznego lidera, człowieka z regionu, a nie centrum politycznych władz. Na fali sprzeciwu wobec wojny i nieporadności elit ktoś taki mógłby realnie zagrozić pozycji rosyjskiego prezydenta.

Czytaj też: Czy przecenialiśmy armię Rosji? Mówi znany zachodni analityk

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Andrew Scott: kolejny wielki aktor z Irlandii. Specjalista od portretowania samotników

Poruszający film „Dobrzy nieznajomi”, brawurowy monodram „Vanya” i serialowy „Ripley” Netflixa. Andrew Scott to kolejny wielki aktor z Irlandii, który podbija świat.

Aneta Kyzioł
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną