Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Wrze na granicy Serbii i Kosowa. A Putin już zaciera ręce

Żołnierze NATO przy barykadzie w okolicy miasta Zubin Potok, 1 sierpnia 2022 r. Żołnierze NATO przy barykadzie w okolicy miasta Zubin Potok, 1 sierpnia 2022 r. Armend Nimani / AFP / EAST NEWS
Konflikt o tablice rejestracyjne i dokumenty tożsamości eskaluje, a Rosja patrzy i zaciera ręce. Ci, którzy obawiają się, że spór rozleje się na region, nie są dalecy od prawdy. O co tu tak naprawdę chodzi?

Gdy w miejscach takich jak Mitrowica na północy Kosowa nocą rozlegają się strzały, w ludziach budzi się strach. Daje o sobie znać niezaleczona trauma wojen, etnicznych mordów i spór o to, czy dawna serbska prowincja może sama o sobie stanowić. W Kosowie jest ok. 120 tys. Serbów, stanowią 7,8 proc. mieszkańców. Ale gdy ogłosiło secesję w 2008 r., utknęło w szarej strefie. Wprawdzie niepodległość Prisztiny uznaje 114 krajów, w tym większość państw Unii Europejskiej (również Polska), ale konsekwentnie odmawiają tego m.in. Chiny, Indie, Argentyna, Brazylia. A przede wszystkim sąsiedzi z Serbii i Rosja, jej ideologiczno-finansowy patron. Kosowo jest odcięte od sporej części zagranicznych rynków, a członkostwo w organizacjach międzynarodowych pozostaje fantasmagorią. Gesty ważne symbolicznie, jak dopuszczenie sportowców do udziału pod własną flagą w olimpiadzie w Rio de Janeiro 2016, nieznacznie pomagają. To nadal polityczna czarna dziura na mapie Europy.

Kosowo, Serbia i wojna w Ukrainie

Przez ostatnie lata w Kosowie było przynajmniej relatywnie spokojnie. Aż do ubiegłej niedzieli. Na północy Serbowie zaczęli wznosić uliczne barykady, na których stawali mężczyźni uzbrojeni w pistolety i stare karabiny, pamiętające pewnie wojnę na Bałkanach. Strzelali w powietrze, nikt nie zginął ani nie został ranny. Niepokój jednak wrócił, bo wszystko wskazuje na to, że konflikt dopiero się zaognia.

Dlaczego? Władze w Prisztinie zakazały serbskich tablic rejestracyjnych. Jak podaje BBC, wciąż używa ich ok. 50 tys. osób. Zdaniem rządu są nielegalne i zawsze takie były, ale dopiero teraz postanowiono ten chaos prawny uporządkować. Dyrektywa o nakazie wymiany tablic na kosowskie w ciągu najbliższych dwóch miesięcy wywołała falę niezadowolenia. Miała wejść w życie 1 sierpnia, ale już wiadomo, że to się nie stanie. Na północy, gdzie żyje większość kosowskich Serbów, w niedzielę zrobiło się gorąco. Setki osób wyszły na ulice w proteście, blokując m.in. drogi dojazdowe do dwóch przejść granicznych. W miastach pojawiły się uzbrojone oddziały policji, ale do groźnych starć nie doszło. Przedstawiciele KFOR, prowadzonej przez NATO misji stabilizacyjnej, informowali, że byli gotowi w razie potrzeby interweniować.

Napięcia rozładowała chwilowo decyzja o przełożeniu implementacji prawa o 30 dni. To nie pierwszy raz, kiedy próba ujednolicenia tablic kończy się w ten sposób, przed rokiem było podobnie. Ale zdaniem rządu w Prisztinie tym razem ryzyko eskalacji jest większe z powodu wojny w Ukrainie. Obie strony nawiązują do tego konfliktu. Aleksandar Vuczić, populistyczno-nacjonalistyczny prezydent Serbii, który nie odżegnuje się od niemal klientelistycznych relacji z Putinem, sarkastycznie skomentował wydarzenia z Kosowa w czasie niedzielnej konferencji prasowej. Naśmiewał się, że społeczność międzynarodowa postawi teraz znak równości między nim a przywódcą Rosji, a z premiera Kosowa Albina Kurtiego uczyni „małego Zełenskiego”, który będzie walczył z „potężną rosyjską hegemonią”.

Znacznie groźniej brzmiały słowa Władimira Djukanovicia, deputowanego do serbskiego parlamentu, jednego z najbardziej znanych prawicowych radykałów. Napisał na Twitterze, że „może Serbia będzie musiała rozpocząć denazyfikację Bałkanów”, w oczywisty sposób nawiązując do rosyjskiego uzasadnienia napaści na Ukrainę.

Czytaj też: Handel organami i inne zbrodnie w Kosowie. Czy ktoś za to odpowie?

Rosja skorzysta z okazji?

Serbów denerwuje nie tylko wymiana tablic rejestracyjnych – od poniedziałku Prisztina nakazuje wszystkim posiadaczom serbskich dowodów osobistych i paszportów wyrobienie dodatkowego dokumentu, jeśli chcą wjechać do Kosowa. Uderzy to w mały ruch graniczny, utrudni podróże dla członków rodzin mieszkających i pracujących po obu stronach granicy. Ma też osłabić nacjonalistów, w Kosowie bardzo aktywnych, a u siebie torpedujących inicjatywy jakkolwiek normujące wzajemne stosunki.

Ci, którzy boją się rozlania konfliktu na region, nie są dalecy od prawdy. Rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa wezwała „Prisztinę, Unię Europejską i Stany Zjednoczone do zaprzestania prowokacji i poszanowania praw Serbów mieszkających w Kosowie”. W depeszy państwowej agencji TASS czytamy, że próba wymiany tablic rejestracyjnych „to kolejny krok w celu wypchnięcia serbskiej populacji z Kosowa”. Rosja dolewa oliwy do ognia, budując propagandowe pomosty między wydarzeniami w Ukrainie i na Bałkanach. Już daje do zrozumienia, że wina leży po stronie ekspansywnego NATO, amerykańskiego imperializmu i kłamców z Brukseli.

Serbia, która oficjalnie chce do UE, próbuje balansować na krawędzi obu światów. Ze wspólnoty chętnie bierze pieniądze, afirmuje unijne wartości. Zgadza się na mediacje Brukseli, dzięki której władze Kosowa stopniowo przejmowały w ostatnich latach kontrolę nad kluczowymi organami państwowymi, jak sądy i służby mundurowe. Z drugiej strony Vuczić nie partycypuje w zachodniej krucjacie przeciw Rosji, Serbia nie zamknęła przestrzeni powietrznej dla rosyjskich samolotów, a Rosjanie nadal robią w Serbii interesy. W dodatku, jak alarmuje ambasada USA w Kosowie, w internecie szaleje epidemia dezinformacji i fake newsów związanych z nowym kosowskim prawem.

Bardzo możliwe, że to kolejna odsłona rosyjskiej wojny propagandowej, toczonej cały czas na wielu frontach. Na to, co dzieje się w Kosowie, trzeba będzie patrzeć bardzo uważnie. Niewykluczone bowiem, że Zachód i tutaj zostanie w jakiś sposób zaatakowany. Bezpośrednio – pewnie przez kilku lokalnych nacjonalistów. Pośrednio – znów przez Putina.

Czytaj też: Skąd się biorą parapaństwa?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyński się pozbierał, złapał cugle, zagrożenie nie minęło. Czy PiS jeszcze wróci do władzy?

Mamy już niezagrożoną demokrację, ze zwyczajowymi sporami i krytyką władzy, czy nadal obowiązuje stan nadzwyczajny? Trwa właśnie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, debata na ten temat, a wynik wyborów samorządowych stał się ważnym argumentem.

Mariusz Janicki
09.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną