Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

192. dzień wojny. Większa przeżywalność na polu walki, czyli czy abrams jest lepszy od T-72?

Czołg Leopard 2 armii hiszpańskiej podczas ćwiczenia wojskowego grupy bojowej NATO enhanced Forward Presence Silver Arrow w Adazi na Łotwie, 5 października 2019 r. Czołg Leopard 2 armii hiszpańskiej podczas ćwiczenia wojskowego grupy bojowej NATO enhanced Forward Presence Silver Arrow w Adazi na Łotwie, 5 października 2019 r. Ints Kalnins / Forum
Ukraińskie wojska nie odstępują, choć walki pod Chersoniem toczą się ze zmiennym szczęściem. Wściekłe rosyjskie kontrataki najczęściej nie są skuteczne, ale zdarza się, że ukraińskie wojska muszą się kawałek cofnąć. Za to w innych miejscach powoli posuwają się naprzód. Czy abramsy mogłyby coś zmienić?

Zgodnie z oficjalnymi komunikatami sztabu generalnego Ukrainy na froncie chersońskim trwają walki pozycyjne w miejscach, gdzie wojska dokonały włamań w rosyjskie linie obronne. Najeźdźcy prowadzą kontrataki, ale są odpierani. Jednocześnie redukcji ich potencjału na całym południowym odcinku pomagają dokonać precyzyjna artyleria, rakiety kierowane GLMRS odpalane z wyrzutni HIMARS i lotnictwo. O czym źródła oficjalne nie piszą, to działalność grup specjalnych na tyłach. Nie tylko dokonują ataków, wprowadzając zamieszanie, ale też wskazują cele dla pocisków, wyszukując składy amunicji i stanowiska dowodzenia.

Czytaj też: Potężna Rosja w Ukrainie jest bezsilna. Co krzyżuje plany Putina?

Według oficjalnych doniesień Rosjanie silnie kontratakują w okolicy wsi Prawdyne, położonej na południowy zachód od Posad-Pokrowskie na drodze Mikołajów–Chersoń, co świadczy o tym, że Prawdyne nadal jest w ukraińskich rękach. Rejon został zdobyty w pierwszym dniu ofensywy. Jeśli wojska zajęły jakiś teren i przez trzy dni nie dają się z niego wyrzucić, to prawdopodobieństwo, że go stracą, maleje: natychmiast zaczynają się umacniać, kopać okopy, łączyć je w transzeje, urządzać ukryte stanowiska ogniowe itd.

Włamanie na 10 km to jest coś

Co ciekawe, rosyjskie lotnictwo uderzyło na Chreszczeniwkę, wieś położoną 5 km od Dniepra, niedaleko drogi Nikopol–Kachowka–Nowa Kachowka. W dodatku wrogi front jeszcze w drugiej połowie sierpnia przebiegał ok. 10 km na północ dalej, co oznacza, że ukraińskie wojska zdobyły teren w toku ofensywy. To kolejna oś natarcia od miasteczka Wysokopilla – na zachód Ukraińcy uderzyli w kierunku Archanhelśke i początkowo nie szło im dobrze. Coś się jednak pozytywnego wydarzyło w kilku ostatnich dniach, bo włamanie na mniej więcej 10 km to jest coś. Nie wiadomo co prawda, czy uda się je utrzymać. Rosyjscy milblogerzy, pisząc o okrążeniu ukraińskich wojsk w miejscowości Petriwka, nieco na północ od Chreszczeniwki, potwierdzają siłą rzeczy, że faktycznie dokonały tu włamania. Ataki lotnicze i ostrzał świadczą jednak o tym, że Ukraińcy w Petriwce nie są okrążeni – utrzymują wiele sąsiednich wsi, w tym Chreszczeniwkę na południu i Weliką Kostromkę na północy.

Czytaj też: Czy to zmierzch czołgu? Skąd! Jest jak młot i taran

Kolejne rosyjskie uderzenia lotnicze na Suchy Stawok nad Ingulcem świadczą zaś o tym, że i ta wieś pozostaje w ukraińskich rękach – trzymają poszerzony 29–30 sierpnia przyczółek pod Dawidiw Brodem. Pojawiają się doniesienia z rosyjskiej strony, że przeciwnicy posunęli się na tym kierunku na południe od Kostromki, ale nie mogąc zdobyć wsi Schasliwe, obeszli ją od zachodu i zajęli maleńką wieś Bezimienne.

Według rosyjskich milblogerów ciężkie walki toczą się też w miasteczku Snihuriwka na zachodnim brzegu Ingulca.

.Karolina Żelazińska/Polityka.

Dalsze precyzyjne uderzenia na Rosjan

Rakiety HIMARS zniszczyły kolejne dwie przeprawy promowe przez Dniepr, jedną w okolicy miasteczka Lwowe, drugą koło Mostu Antonowskiego w Chersoniu. Zdecydowanie utrudnia to dowóz zaopatrzenia na północny brzeg rzeki – chodzi o to, by Rosjanie zużywali więcej amunicji, niż otrzymują. Kolejne uderzenie spadło na duże zgrupowanie sprzętu w miasteczku Tawrijśk, kilka kilometrów na wschód od Nowej Kachowki. Udało się też zniszczyć stanowisko operatorów bezpilotowych aparatów latających pod Prawdyne, co świadczy o tym, że front przebiega niemal przez samą wieś. Toczą się tu dość zacięte walki.

Precyzyjne uderzenia zniszczyły też rosyjskie systemy artyleryjskie i skład amunicji pod Enerhodarem. Niewykluczone, że chodzi o artylerię, która dokonywała prowokacyjnych ostrzałów rejonu elektrowni, by oskarżyć ukraińską stronę o stwarzanie zagrożenia jądrowego i skażenia terenu. Ukraińcy nie mają żadnego interesu, by sprowadzać ciężkie skażenia na samych siebie i narażać się na reakcje Zachodu. Interes mają w tym raczej Rosjanie, dlatego chętnie straszą.

Padło prócz tego pięć rosyjskich składów amunicji, m.in. w rejonie Berysławia, na wschód od Kachowki i w pobliżu Chersonia. Palił się magazyn amunicji urządzony w Kozackim Terminalu Zbożowym w Nowej Kachowce. Ponownie trafiono zgrupowanie wojsk z dużą ilością sprzętu w miasteczku Oleszki (wojska czekały tu na przeprawę promową przez Dniepr). Przeprawę przez Ingulec zniszczono też w miejscowości Darjiwka.

Ponownie pojawiły się bayraktary, zapewne po uzupełnieniach, zakupach i dzięki darowiznom z Litwy i Polski. Aparaty prowadzą rozpoznanie, m.in. w rejonie Chersonia, wskazując cele dla rakiet HIMARS. Domyślamy się, że zaangażowano je głównie do wyszukiwania przepraw promowych.

Rosjanie również dokonywali uderzeń lotniczych, używając zwykłych, czyli niekierowanych bomb, w tym FAB-500 o masie po 500 kg. Zaatakowali ukraińskie zgrupowanie w Liubomyriwce, nieco na północ od jego włamania nad Ingulcem, oraz wysunięte pozycje we wsi Bezimienne.

Rosyjski resort obrony cały czas opowiada o klęsce ukraińskiej kontrofensywy, co – jak widać – nie ma odbicia w faktach, o których wiemy. Bawi natomiast wyjaśnienie rosyjskiego eksperta wojskowego w państwowej telewizji, że jest to rozpaczliwa reakcja na wprowadzenie do walki 3. Korpusu Armijnego.

W Donbasie

Tutaj Rosjanie kontynuują ataki w kierunku Bachmutu, spod Gorłówki i pod Donieckiem. Grupa Wagnera była aktywna pod wsią Wesela Dolina ok. 5 km od Bachmutu, zaś Czeczeńcy (nie wiadomo, czy kadyrowcy, czy też żołnierze z jednego z osławionych ochotniczych batalionów) atakowali w kierunku na Zajcewe (Zajcewe pod Gorłówką, bliżej Bachmutu, jest drugie) i stację kolejową Majorskie. Z kolei separatyści działania w Sołedarze, gdzie usiłowali wejść do centrum, oraz w rejonie Doniecka, gdzie kontynuowali nieudane ataki.

Czytaj także: Latające ryby i młot na rosyjski sprzęt. Ukraina potrzebuje samolotów

Co ciekawe, pod Iziumem, Charkowem i na Zaporożu panował względny spokój. Strony ograniczały się do nękających ostrzałów, tradycyjnie już intensywniejszych po stronie rosyjskiej, ale na lądzie nie atakował nikt.

Okazało się, że po raz pierwszy użyto pocisków HIMARS w obwodzie charkowskim. Zaatakowano nimi bazę remontową wroga i skład uzbrojenia w Novoosynowem, kilkanaście kilometrów na południe od Kupiańska.

Rosjanie formują tymczasem kolejne ochotnicze bataliony w poszczególnych regionach. W ostatnich dniach do Ukrainy skierowano z Niżnego Nowogrodu batalion czołgów Kuźma Minin, jeden z nielicznych specjalistycznych, jaki tu wyjechał, bo najczęściej to zwykła piechota, czyli mięso armatnie bez przygotowania.

Czytaj także: Złe wieści: Rosjanie ściągają odwody. Wraca 2. Armia Gwardii

Czy abramsy mogą coś zmienić?

Wracając do oświadczenia premiera Ukrainy, że wojska oczekują na dostawy nowoczesnych zachodnich czołgów typu M1 Abrams i Leopard 2, należy się zastanowić, czy to naprawdę byłaby wielka zmiana na froncie.

Zacznijmy od tego, że Ukraina otrzymała już kilkaset czołgów typu T-72M, a także kilkadziesiąt zmodernizowanych w Polsce wozów PT-91 Twardy, powstałych na bazie T-72. To sprzęt w miarę znany Ukraińcom, bo choć używali głównie produkowanych równolegle T-64, które różnią się przede wszystkim silnikiem, transmisją i układem jezdnym, to sam system celowniczy i obsługa uzbrojenia są niemal identyczne. Co ciekawe, nie wygląda na to, by cała ta masa czołgów została wprowadzona do walki. Być może pojawią się niespodziewanie w ofensywie na innym kierunku.

Bo ta chersońska ofensywa wygląda na wielką demonstrację. Niewykluczone, że chodzi m.in. o podniesienie na duchu ukraińskich obywateli. Co jeszcze bardziej prawdopodobne, jest to demonstracja odwracająca uwagę od ataku szykowanego w całkiem innym miejscu. Nasza wiedza jest bardzo ograniczona, bazuje na skrawkach informacji i składaniu ich jak puzzle, co wciąż przypomina oglądanie wielkiego pokoju przez dziurkę od klucza.

Czytaj także: Pół roku wojny. Ukraina ma szansę zwyciężyć. W jaki sposób?

Czy Ukraina potrzebuje zachodnich czołgów do bieżących działań ofensywnych? Raczej nie, z prostej przyczyny – szkolenie obsługi całkowicie nieznanego sprzętu musi potrwać. Nie chodzi tylko o załogi, ale o cały serwis techniczny – przygotowanie może zająć nawet pół roku. Jeśli zatem czołgiści się na nich jeszcze szkolą, to te czołgi będą potrzebne na wiosnę. Dopiero wtedy będą gotowe załogi i zabezpieczający je personel techniczny z jednostek remontowych i liniowych.

Pod Chersoniem Ukraińcy przekonali się, że dla powodzenia ofensywy potrzebują jeszcze dwóch rzeczy, których nie mają. Pierwsza i chyba najważniejsza to efektywne wsparcie lotnicze. Nie może być tak, że lotnictwo w czasie wielkiej kontrofensywy wykonuje kilkanaście wylotów, to musi być kilkaset albo chociaż setka. Gdyby Ukraina miała tu 24 czy 36 F-16, a sprawne maszyny (20–30) mogły wykonać chociaż po trzy–cztery wyloty dziennie, aktywność lotnictwa wzrosłaby z kilkunastu do blisko setki, a to w przypadku precyzyjnego uzbrojenia używanego na F-16 zrobiłoby wielką różnicę.

Czołgi na wagę złota

Druga rzecz, którą unaoczniła obecna ofensywa, to potrzeba czołgów. W użyciu musi być ich więcej, a z jednostek zgromadzonych do ataków należy sformować dwa rzuty i odwód. Czołgi mogą wspierać działania pierwszego rzutu w przełamaniu pierwszej linii obrony, ale muszą też obficie zasilić drugi rzut, który przejmuje pałeczkę w przełamywaniu kolejnych linii obrony.

Czytaj także: Rozjechać rosyjską żabę. Ukraina chce zachodnie czołgi

Posiadane T-72 i własne T-64 do wiosny całkowicie się wykruszą. Zużyją się lub zostaną zniszczone, będą wymagały długotrwałych remontów. Dlatego Ukraina czeka na drugi rzut sprzętu pancernego.

Dlaczego akurat zachodniego? Przyczyny są dwie: jakość (możliwości bojowe) oraz dostępność amunicji i części zamiennych. O te ostatnie jest coraz trudniej. Polska, Słowacja, Czechy i inne państwa, które przekazały Ukrainie T-72, kończą produkcję amunicji czołgowej kalibru 125 mm. Po co ją produkować, skoro same niemal pozbyły się tych wozów? Produkują jeszcze zapewne na ukraińskie potrzeby, ale trzeba się liczyć z tym, że za kilka miesięcy to źródełko wyschnie.

Abramsy i leopardy lepsze?

Z tego wynika, że wiosną, o ile nic się oczywiście nie zmieni, możemy się spodziewać wymiany parku pancernego Ukrainy na czołgi produkcji zachodniej dwóch wymienionych typów. Na polu walki mogą się okazać skuteczniejsze.

Główne przewagi czołgów Abrams i Leopard 2 są dwie. Oba wozy mają znacznie większą przeżywalność. Jest kilka cech konstrukcyjnych, które czynią je odporniejszymi. Po pierwsze, mają rewelacyjny pancerz typu Chobham, opracowany w Wielkiej Brytanii, złożony z kompozytu w postaci płyty pancernej i metalowej ramy z wciśniętymi do niej spiekami ceramicznymi, które są osłonięte kolejną warstwą osłonową. Spieki ceramiczne przy trafieniu pociskiem podkalibrowym powodują jego skruszenie, a przy trafieniu pociskiem kumulacyjnym – rozproszenie strumienia kumulacyjnego. Podsumowując, to odporniejszy pancerz od typowego rosyjskiego. Rosjanie poszli bowiem w kierunku rozwoju pancerzy reaktywnych, obkładając swoje wozy metalowymi pudełkami zawierającymi materiał wybuchowy. Trafienie w takie pudełko pocisku przeciwpancernego powoduje jego wybuch i rozproszenie strumienia kumulacyjnego. O wiele gorzej taki pancerz spisuje się przy trafieniu pociskiem podkalibrowym, który jest rozpędzoną metalową strzałką. Wykonana ze stopów wolframu lub zubożonego uranu (czyli z ciężkich, twardych metali), potrafi wbić się w grubą jak ściana płytę pancerną i wlać do środka w postaci strumienia płynnego metalu, niszcząc wszystko, co tam jest.

Czytaj także: Co z tymi czołgami? Niemiecka prasa o kolejnym sporze Warszawy i Berlina

Druga ważna przewaga czołgów zachodnich to system celowniczy z pasywnymi kamerami termowizyjnymi, dalmierzami laserowymi i komputerami odbierającymi dane z różnych czujników, np. z wiatromierza. Oczywiście rosyjskie czołgi też mają dalmierze laserowe i pokładowe komputery celownicze, ale jakoś jest tak, że zachodnie działają sprawniej, zapewniając celny strzał z dużej odległości w krótkim czasie i trafienie pierwszym pociskiem. Zdecydowanie lepsze są też nocne przyrządy obserwacyjne w postaci kamer termowizyjnych.

Na dawnych sowieckich czołgach możecie zobaczyć wielki jak rondel reflektor z boku działa, na wieży. Nie świeci zwykłym światłem. To reflektor podczerwieni, który musi podświetlać pole walki niewidocznym dla oka światłem podczerwonym, by mogły działać noktowizyjne przyrządy celownicze i obserwacyjne. Noktowizor to wzmacniacz światła, a stosowane na zachodnich czołgach termowizory to cyfrowe kamery pracujące w podczerwieni z wieloelementową matrycą. Są pasywne, nie wymagają podświetlenia, a ponadto dają obraz znacznie wyraźniejszy i z dużo większej odległości. Abrams może w nocy zdjąć czołg produkcji sowieckiej z takiej odległości, że sam pozostaje kompletnie niewidoczny – jak kot, który widzi w ciemności i może atakować z kompletnego zaskoczenia.

Czytaj także: „Tank heavy” à la Rosja. Ciężki grzech na polu bitwy

Jeśli Ukraina do wiosny przejdzie na zachodnie czołgi w wystarczającej liczbie, zabezpieczone przez dobrze wyszkoloną piechotę i precyzyjnie strzelającą artylerię, którą już ma, choć może wciąż niewystarczająco wiele, będzie miała solidną przewagę nad Rosjanami, którzy wysyłają wywleczone z magazynu T-72 czy T-80 starszych odmian (T-64, T-72 i T-80 były przez 11 lat produkowane jednocześnie, w tym czasie wdrożono na nich kolejne modyfikacje, przez co najnowsze T-64BW mogą być skuteczniejsze od najstarszych T-80A) obsadzone przez pospiesznie przeszkolonych ochotników. Nie pomogą szumne nazwy batalionów, takie jak Kuźma Minin, który notabene wraz z Kniaziem Pożarskim był rosyjskim bohaterem walk z Polakami w latach 1609–18.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyński się pozbierał, złapał cugle, zagrożenie nie minęło. Czy PiS jeszcze wróci do władzy?

Mamy już niezagrożoną demokrację, ze zwyczajowymi sporami i krytyką władzy, czy nadal obowiązuje stan nadzwyczajny? Trwa właśnie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, debata na ten temat, a wynik wyborów samorządowych stał się ważnym argumentem.

Mariusz Janicki
09.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną