Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

254. dzień wojny. Rosjanie nie potrafią latać? Cztery kuriozalne przykłady

Rosyjski pilot w Su-25 w Ukrainie, lipiec 2022 r. Rosyjski pilot w Su-25 w Ukrainie, lipiec 2022 r. Russian Defense Ministry Press Service / Associated Press / EAST NEWS
Dlaczego rosyjscy piloci nie potrafią latać? No, może nie tyle latać, ile latać i walczyć jednocześnie. To jedna z tych dziedzin, których w żaden sposób nie wolno zaniedbać. I jedna z głównych przyczyn bardzo niskiej efektywności rosyjskiego lotnictwa w tej wojnie.

Obecnie na frontach Ukrainy najgorętszym odcinkiem jest ten między Donieckiem a Wuhłedarem. Kiedy w kwietniu 2014 r. powstawała samozwańcza Doniecka Republika Ludowa, separatystom i wspierającym ich Rosjanom udało się zająć tereny aż po Izium, ze Słowiańskiem i Kramatorskiem włącznie. A już na początku lipca tamtego roku ukraińskie wojska, wówczas bardzo słabe i podzielone (wciąż było w ich szeregach wielu zwolenników Rosji), zdołały dokończyć rozpoczętą w maju pierwszą udaną kontrofensywę i odepchnąć wroga pod sam Donieck. Opanowały nawet kompletnie zniszczony port lotniczy po północnej stronie miasta. W lutym 2015 r., po bardzo ciężkich walkach, separatyści i Rosjanie odzyskali go, wypychając Ukraińców za płot lotniska po jego północnej stronie, ale nie dalej.

Podpisano wtedy porozumienie znane jako Mińsk 2, a linia frontu na dość długo zamarła. Separatyści i Rosjanie trzymali budynki portu lotniczego, hangary i magazyny po południowej stronie lotniska, a Ukraińcy zbudowali pas umocnień na polach, wśród krzewów i niewielkich zagajników za jego północnym skrajem. Całe pole robocze lotniska i biegnący ze wschodu na zachód pas startowy pozostał ziemią niczyją.

Dlatego Donieck i przylegające do niego od wschodu duże miasto Makiejewka znalazły się tuż obok linii frontu. Ale mieszkańcy się tym nie przejmowali, bo Ukraińcy nie ostrzeliwują miast. Gdyby było odwrotnie – Donieck i Makiejewka leżałyby obok linii frontu, ale po przeciwnej stronie – oba zamieniłyby się w morze gruzów.

Reklama