Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Katar próbował kupić unijnych urzędników? Bruksela ma problem, pytanie jak duży

Była wiceprzewodnicząca Parlamentu Europejskiego, grecka europosłanka Eva Kaili Była wiceprzewodnicząca Parlamentu Europejskiego, grecka europosłanka Eva Kaili Buissin/EUC / Zuma Press / Forum
Mijają dni od ujawnienia największej w ostatnich latach unijnej afery korupcyjnej, a szczegółów wciąż brak. Jeśli doniesienia o katarskiej próbie wpłynięcia na europosłów się potwierdzą, Bruksela będzie w bardzo trudnej sytuacji.

Główną podejrzaną jest Greczynka Eva Kaili, do niedawna wiceprzewodnicząca Parlamentu Europejskiego, zasiadająca w ławach centrolewicowej frakcji socjalistów i demokratów. Oficjalnie jej roli w procederze nie ujawniono, choć w niedzielę została aresztowana, a dzień później jednogłośnie usunięta z grona wiceprzewodniczących PE – wniosek poparło 625 deputowanych przy tylko jednym głosie sprzeciwu. Śledczy nadal też nie podali pełnej listy zarzutów, informacje są szczątkowe. Znamy kilka liczb: czworo zatrzymanych, 19 prywatnych domów i apartamentów przeszukanych przez belgijską policję i 1,5 mln euro w gotówce, które w nich znaleziono.

Według jednej z krążących wersji miała to być zapłata za bliżej nieokreślone działania lobbingowe na rzecz państwa pozaeuropejskiego. Policja doprecyzowała, że chodzi o „monarchię z Zatoki Perskiej”, później w prasowych przeciekach pojawił się Katar. O sprawie wiele mówią reakcje zaangażowanych osób.

Czytaj też: Gierki Kataru. FIFA już ma kilka pożarów do zgaszenia

Walizka pieniędzy z Kataru

Zacznijmy od tych, na które padły pierwsze podejrzenia. Kaili, choć wywołana do tablicy, przez pierwsze dni milczała. W ostatni wtorek wypowiedział się jej prawnik Michalis Dimitrakopulos – w wywiadzie dla greckiej telewizji oświadczył, że jego klientka „jest niewinna i nie ma nic wspólnego z katarskimi łapówkami”. Nie wiemy, czy Dimitrakopulos ma dostęp do akt śledztwa, ale wskazanie Kataru jako źródła pochodzenia tajemniczych pieniędzy trudno uznać za przypadkowe.

Ciekawa jest też reakcja przewodniczącej PE Roberty Metsoli. Maltanka wygłosiła płomienne przemówienie, podkreślając, że sprawy nie należy bagatelizować, bo z jej powodu „Parlament Europejski znalazł się pod ostrzałem”. Jak dodała, „zawsze znajdzie się ktoś, dla kogo walizka z pieniędzmi będzie warta ryzyka”, a sprawcami procederu są „niecni przedstawiciele autokratycznych krajów, którzy wykorzystali rzekomo instytucje i pracowników PE i organizacji pozarządowych”, by forsować swoje interesy.

1,5 mln euro to nie są grosze, nawet jak na nieźle zarabiających europarlamentarzystów żyjących w jednym z najdroższych miast na kontynencie. Czy jednak skandal korupcyjny związany z zaledwie czwórką osób (innym podejrzanym jest asystent jednego z włoskich europosłów) uzasadnia tezę, że ktoś przypuszcza atak na ważną europejską instytucję? Jeśli Metsola nie przesadza, jej słowa mogłyby wskazywać, że wie o śledztwie więcej, niż podają media. W samej Grecji zamrożone zostały wszystkie aktywa należące do Evy Kaili, niegdyś prezenterki telewizyjnej.

Czytaj też: Mundial w Arabii Saudyjskiej? Po Katarze to już żadna różnica

Byle nie drażnić Kataru

Zarzuty odpierają też katarscy dyplomaci. Jeśli jednak 1,5 mln rzeczywiście pochodzi z bliskowschodnich łapówek, dla całej Unii byłby to ogromny problem – z dwóch powodów. Po pierwsze, Katar jest bardzo potrzebnym dostawcą energii. Wielu europejskich polityków, zwłaszcza we Francji, powstrzymywało się z tej przyczyny od krytyki naruszeń praw człowieka przy okazji mundialu. Warto też przypomnieć, że Katar jest jednym z największych importerów francuskiej technologii zbrojeniowej, z kontraktami opiewającymi na kilkanaście miliardów euro. Jak podaje European Council for Foreign Relations, od rozpoczęcia inwazji na Ukrainę aż pięć krajów Unii: Austria, Francja, Włochy, Grecja i Niemcy, zawarło umowy na zakup katarskiego gazu.

Nikt nie chce teraz drażnić Katarczyków. Czeski minister spraw zagranicznych Jan Lipavský stwierdził, że skandal wokół Kaili to jakieś „jednostkowe przestępstwo”, które nie ma nic wspólnego z żadnymi działaniami na arenie międzynarodowej. W podobnym tonie wypowiedział się szef estońskiej dyplomacji Urmas Reinsalu. Szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen dla odmiany uznała podejrzenia za „bardzo poważne i niepokojące”, a szefowa niemieckiego MSZ Annalena Baerbock zaapelowała, by do wyjaśnienia sprawy użyto „całej mocy prawnej”.

Bruksela ma problem

Drugi powód, dlaczego Unia już ma spore kłopoty, to kwestia jej spójności. Instytucje UE muszą jak najszybciej oczyścić się z ewentualnych skorumpowanych pracowników i polityków, by nie stracić legitymizacji dla własnych działań. Jeszcze niedawno brak przejrzystości w finansach był powodem, dla którego Komisja Europejska chciała wstrzymać wypłaty środków z Funduszu Odbudowy dla Węgier. Viktorowi Orbánowi zarzucano, że pieniądze na pewno sprzeniewierzy, rozdając je skoligaconym z nim biznesmenom w ramach struktury „państwa mafijnego”, jak dzisiejsze Węgry określają niektórzy politolodzy.

Unia nie może mieć podobnych problemów we własnych szeregach. Zwłaszcza w kontekście związków z monarchiami z Zatoki Perskiej, które, choć Europie teraz niezbędne, stanowią normatywne antypody dla tego, co Unia reprezentuje w kwestii wartości. Nie wiadomo, jak zakończy się śledztwo w sprawie Kaili, ale bez wątpienia jest dla Brukseli dużym problemem. Z potencjałem na to, by jeszcze urosnąć.

Czytaj też: Saudyjczycy zdejmą blokadę z Kataru. Efekt Bidena?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną