Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Duda otwiera arsenał z leopardami. Czy pancerna presja Polski odniesie skutek?

Prezydenci Wołodymyr Zełenski i Andrzej Duda we Lwowie, 11 stycznia 2023 r. Prezydenci Wołodymyr Zełenski i Andrzej Duda we Lwowie, 11 stycznia 2023 r. Yuriy Dyachyshyn / AFP / EAST NEWS
Polski prezydent jako pierwszy zadeklarował gotowość przekazania Ukrainie nowoczesnych zachodnich czołgów. Aby gest ten miał znaczenie wojskowe, a nie tylko symboliczne, wielu sojuszników musi zrobić podobnie.

10 do 14 czołgów, czyli po wojskowemu kompanię, różniącą się jednak rozmiarem w Polsce i NATO (większa) oraz w Ukrainie (mniejsza). Tyle leopardów z polskich zasobów sprzętowych dla wsparcia ukraińskiej armii zaoferował prezydent Andrzej Duda w czasie wizyty we Lwowie. O tym, że Polska nosi się z zamiarem oddania nawet najlepszych czołgów do walki z Rosją, było publicznie wiadomo od kilku tygodni – teraz szef państwa potwierdził nie tylko zamiar, ale i sposób: przekazanie czołgów ma nastąpić w wielonarodowej koalicji donatorów, a nie jako gest jednostronny.

Kompania czołgów z Polski byłaby może cenna na jakimś lokalnym wycinku frontu, ale w żadnym razie nie poprawiałaby sytuacji ukraińskiej obrony, a zwłaszcza kontrataku. Kilka kompanii tworzących batalion leopardów to już większa i bardziej znacząca wojskowo siła. Kilka batalionów tworzących brygadę umożliwiałoby jeszcze lepsze wykorzystanie tych pojazdów w natarciu i defensywie. Tylko że tu już mowa o przynajmniej 200 czołgach, a Polska ma leopardów niecałe 250 i nie jest w stanie oddać wszystkich. Zwłaszcza że podarowała już Ukrainie trzycyfrową liczbę czołgów poradzieckiej konstrukcji. By nowy polski gest miał jakieś znaczenie, Zachód musi dołożyć do pakietu swoje kompanie czołgów, zresztą nie tylko leopardów, choć z uwagi na organizację wsparcia i obsługi najlepiej, by tworzone były przynajmniej jednolite bataliony pancerne (58 sztuk według norm NATO).

Czołgi dla Ukrainy. Duda wiele poświęca

Na poziomie politycznym deklaracja Dudy ponownie stawia Polskę jako lidera pomocy zbrojnej dla Ukrainy i potwierdza strategiczny, najwyższej rangi poziom zaangażowania. Jest też ogromną i kolejną inwestycją w relacje z Ukrainą, ważna jest także dla prezydenta osobiście, bo kieruje na niego uwagę przynajmniej tej części świata, której na wsparciu Ukrainy zależy. Duda, w uzgodnieniu z szefem sztabu generalnego i ministrem obrony, poświęca wiele. Choć 10–14 czołgów to niby niedużo, trzeba pamiętać, że wcześniejsze donacje T-72 i PT-91 przetrzebiły liniowe jednostki (w jakim stopniu, to nie zostało podane, MON tę informację skrywa). Polska posiada „na papierze” 247 leopardów – 232 są w czterech batalionach w jednostkach bojowych, a 15 w ośrodku szkolenia lub rezerwie. Tyle że część z tych wozów – nie wiadomo dokładnie, jak duża – przechodzi proces modernizacji do nowszej wersji i jest wyłączona. Modernizacja ta jest o kilka lat spóźniona, bo wedle początkowych planów powinna już się skończyć, a nałożona na ubytek wskutek darowizn oznacza, że Polska ma do dyspozycji dużo mniej czołgów niż formalnie posiadane 13 batalionów, czyli imponujące 754 sztuki w linii, teoretycznie.

Prezydent nie zasygnalizował we Lwowie, o które konkretnie leopardy chodzi. Do wyboru są nawet trzy wersje: najstarsze Leo 2A4, z charakterystycznym prostopadłościennym przodem wieży, nowsze Leo 2A5, które wyróżnia nałożony na ten przód wieży dodatkowy pancerz o trójkątnym kształcie, a można też sobie wyobrazić, że Polska pójdzie na całość i przekaże Ukrainie swoje do niedawna najnowsze czołgi (zanim dostała z Korei pierwsze K2), czyli zmodernizowane Leo 2PL, obłożone nowym pancerzem i doposażone w urządzenia optoelektroniczne. Tych wersji mamy niewiele właśnie ze względu na ślimaczącą się przebudowę, ale oczywiście to one byłyby najsilniejszą manifestacją politycznej woli i potencjalnie dałyby Ukrainie najwięcej w bojowym zastosowaniu.

Warszawa mobilizuje Berlin

Konstruktorami, właścicielami praw technologicznych, sprzedawcami i posiadaczami znacznej liczby leopardów są oczywiście Niemcy. Bez udziału tego kraju trudno sobie wyobrazić zbiorową donację i w polskim geście chodzi głównie o zmobilizowanie Berlina. Warszawa ma przy tym poczucie, że to jej zabiegi doprowadziły ostatecznie do decyzji o przekazaniu Ukrainie patriotów z USA i Niemiec, więc idzie za ciosem (niezależnie od tego, czy rzeczywiście jej głos był decydujący w obronie powietrznej). Polska zainwestowała w zbrojenie Ukrainy tyle, że jest to na arenie międzynarodowej swego rodzaju kapitał – szacunku, podziwu, uznania i zaufania, że kraj, który od początku ostrzegał przed groźbą rosyjskiej agresji, dziś najlepiej wie, co robić.

Pomysł wielonarodowej donacji leopardów też nie jest oryginalnie polski, a w każdym razie nie tylko. Jesienią pisał o nim m.in. ośrodek ekspercki Europejska Rada Stosunków Zewnętrznych (ECFR) w raporcie z udziałem polskich współautorów. Zresztą praktycznie każdy sprzęt wojskowy dociera do Ukrainy z wielu krajów naraz, nawet jeśli nie chodzi o taki sam typ, to przynajmniej podobny rodzaj. Zachodnie czołgi nie będą tu wyjątkiem, bo również T-72 dostarczane były wcześniej przez kilka krajów.

Polska „zbiórka”. Kto się dołoży?

Kto może się dołożyć? Poza kluczowymi Niemcami użytkownikami leopardów jest w Europie kilka krajów NATO: Norwegia, Holandia (bardzo niewiele, ledwie 18 sztuk), Dania, Grecja, Portugalia, Hiszpania i Turcja. Najnowszymi użytkownikami czołgów podarowanych przez Niemcy w zamian za T-72 oddane Ukrainie są Czechy i Słowacja, dlatego te kraje raczej się nowych nabytków nie pozbędą. Poza NATO dochodzą Austria, Szwecja, Finlandia i Szwajcaria. To z pewnością najbardziej rozpowszechniony typ zachodniego współczesnego czołgu, bo ma też takich użytkowników jak Kanada, Katar, Indonezja, Singapur, a nawet Chile. Najwięcej w linii mają Turcja (ponad 300), Niemcy i Polska (ponad 200), niemal tyle ma Szwajcaria, choć głównie w magazynach. Mowa tu o czołgach typu Leopard 2 różnych wersji – od 2A4 do najnowszej 2A7, na razie produkowanej na niewielką skalę dla Niemiec, Danii i Węgier. Niemcy mają jednak w głębokich zapasach również leopardy starszego typu 1 i o nich od czasu do czasu mówi się w kontekście dostaw dla Ukrainy. Ale po polskiej deklaracji i rozpoczęciu „zbiórki” leopardów 2 trudno byłoby teraz zaproponować starsze i mniej zaawansowane technicznie pojazdy.

Trend w zaopatrywaniu Ukrainy jest odwrotny – sięga się po coraz nowszy i coraz lepszy sprzęt. Presja z Polski nie jest też jedyna – według artykułów ukazujących się od tygodnia w europejskiej prasie możliwość wysłania czołgów Challenger ma rozważać Londyn, sygnały wsparcia ma wysyłać Paryż, a kraje skandynawskie nieoficjalnie deklarują, że się dołożą. Berlin też już nie mówi „nein” – kanclerz Scholz w poniedziałek stwierdził, że będzie współdziałać z sojusznikami. Wyraźnego „ja” wciąż jednak nie słychać. Pierwszym sygnałem, że kanclerz zmienia zdanie, było ogłoszenie wysłania 40 wozów bojowych Marder w ubiegłym tygodniu.

Niemcy nadal boją się jednak eskalacji. Po pierwsze, z powodów historycznych. Niemieckie czołgi walczące w Ukrainie z rosyjską armią to wspomnienie bitew II wojny światowej, w tym najsłynniejszej, na tzw. łuku kurskim. Powojenna i antywojenna społeczna reedukacja Niemców wymazała w ogóle ewentualność powtórki takiego doświadczenia. Wojna z Rosją była dla Niemiec niewyobrażalna i tego wyobrażenia nie zmieniła agresywna postawa Rosji z ostatnich lat. Wysłanie czołgów nie oznacza wejścia do wojny w sposób bezpośredni – to NATO wciąż wyklucza – ale będzie oznaczać głębsze wejście w techniczne i amunicyjne wsparcie kraju wojującego z Rosją. Z trzeciej linii wojennego wsparcia Niemcy przesuną się do drugiej. A to, co z niemieckimi czołgami zrobi rosyjska propaganda – i jaki będzie to miało efekt – można sobie tylko wyobrazić.

To jest ta druga obawa, że dla Rosji zachodnie czołgi będą najsilniejszym do tej pory dowodem bezpośredniego zaangażowania NATO w wojnę. Rosjanie słyszą o tym z Kremla i swoich telewizorów codziennie od wielu miesięcy. Jednak zachodnie systemy uzbrojenia dostarczane Ukrainie, mimo że arcyskuteczne jak HIMARS-y, nie działały tak na wyobraźnię, jak mogą zadziałać czołgi. Z drugiej strony, jeśli Ukraina ma na serio dostać wsparcie, jakiego potrzebuje, by wypchnąć Rosję ze swojej ziemi, w przekazaniu jej czołgów nie ma niczego nadzwyczajnego ani niedopuszczalnego. To po prostu kolejny system uzbrojenia, o wysokiej skuteczności.

Czytaj też: Tak się robi pioruna, słynny pocisk sprawdzony w Ukrainie

Czas na ruch NATO

Ile czołgów trzeba Ukrainie? W grudniowym wywiadzie dla „Economista” głównodowodzący ukraińskiej armii gen. Walery Załużny mówił o 300. To dużo, być może więcej, niż uda się zebrać – na pewno dużo więcej, niż teraz są w stanie zadeklarować poszczególne kraje. Załużny o tym wie, w tej samej wypowiedzi przyznał, że liczy na tyle, na ile liczy, ale dostanie tyle, ile dostanie. Zastrzegał jednak, że zachodnia pomoc musi być na tyle duża, by mieć wojskowy sens. „Nie zrobię niczego dwiema brygadami” – mówił o odbiciu zajętych przez Rosję ziem. Dwie brygady pancerne to aż 232 czołgi według kompletacji przyjętej w NATO. Nawet jeśli bohaterski generał nie liczy na wszystko, to liczy na bardzo dużo.

Dlatego polska inicjatywa ma uruchomić samonakręcający się mechanizm nacisku na Berlin i inne kraje, od którego już nie będzie odwrotu. Deklaracja prezydenta następuje w szczególnym momencie – na tydzień przed zebraniem najważniejszych dowódców państw NATO (tzw. Komitetu Wojskowego) i zarządzoną przez Amerykanów kolejną sesją „konferencji Ramstein”, czyli grupy 50 krajów świata, liczniejszej zatem niż NATO, które wspierają Ukrainę zbrojnie, finansowo i humanitarnie. Można podejrzewać, że nie padła bez uzgodnienia, a nawet porozumienia, choć na razie – kilka godzin po jej złożeniu – jeszcze nie ma odzewu. Nie była jednak zaskoczeniem, bo o budowie przez Dudę wielonarodowej koalicji na rzecz przekazania Ukrainie czołgów wspominał kilka dni temu szef polskiego rządu. Jeśli więc ta partia została rozegrana z należytym przygotowaniem, w najbliższych dniach należy oczekiwać kolejnych deklaracji, które powinny uzbierać pulę pancernego batalionu czy dwóch.

Sekretarz generalny NATO już dzwonił do ukraińskiego ministra spraw zagranicznych i po rozmowie przekazał, że czas jest krytyczny, a państwa Sojuszu powinny dostarczać więcej lepszego sprzętu. Jeśli to odzew lub oświadczenie skoordynowane ze słowami Dudy, to dobry znak. Milczenie zachodnich partnerów byłoby niepokojące nie tylko z punktu widzenia pomocy Ukrainie, ale dyplomatycznej skuteczności Polski – świadczyłoby o tym, że prezydent przestrzelił, wyszedł przed szereg, zaczął pancerną szarżę samotnie. Również dlatego trzeba teraz pilnie wypatrywać, co zrobią inni.

Czytaj też: Dlaczego niespodziewanie to wygląda jak I wojna światowa

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną