Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Biden ma duże kłopoty. Sprawa tajnych dokumentów spadła Republikanom z nieba

Prezydent USA Joe Biden Prezydent USA Joe Biden RS/MPI / Capital pictures / Forum
Pikanterii sprawie Bidena dodaje fakt, że od miesięcy departament sprawiedliwości prowadzi dochodzenie na temat nielegalnego przechowywania tajnych dokumentów przez Donalda Trumpa w Mar-a-Lago.

Prokurator specjalny Robert Hur poprowadzi śledztwo w sprawie znalezienia tajnych dokumentów rządowych w byłym prywatnym biurze Joe Bidena i w jego domu w Wilmington w stanie Delaware. Hura mianował w czwartek departament sprawiedliwości, który już wcześniej prowadził dochodzenie na ten temat, ale prokurator generalny Merrick Garland, szef resortu, uznał, że powołanie specjalnego prokuratora uzasadniają „nadzwyczajne okoliczności” – czyli fakt, że chodzi o urzędującego prezydenta.

Sprawa jest niezwykle kłopotliwa dla Bidena i z pewnością zaszkodzi mu w kampanii wyborczej w 2024 r., jeśli będzie się ubiegał o reelekcję. Republikanom spadła w darze jak z nieba.

Tajne dokumenty u Bidena

Kilka dni temu dowiedzieliśmy się, że dziesięć dokumentów oznaczonych klauzulą najwyższej tajności z czasów, kiedy Biden był wiceprezydentem w gabinecie Baracka Obamy, znajdowało się w jego biurze w istniejącym od 2018 r. think tanku Penn-Biden Center w Waszyngtonie. Jak poinformował Biały Dom, odszukali je tam prawnicy prezydenta 2 listopada ubiegłego roku. Wczoraj ujawniono znalezienie kolejnej serii, tym razem w prywatnej rezydencji Bidena.

Prezydent zapewnił, że nie wie, skąd dokumenty się wzięły – jak twierdzi, najpewniej trafiły tam przez pomyłkę. Nie wie też, co zawierają. Jego prawnicy poinformowali, że dokumenty zalegały w „zamkniętym na klucz” garażu rezydencji w Wilmington w stanie Delaware. Radca Richard Sauber podkreślił zaś, że natychmiast poinformowano o tym departament sprawiedliwości, i dodał, że prawnicy prezydenta współpracują z biurem Archiwów Państwowych – gdzie zgodnie z prawem dokumenty powinny być zdeponowane przez odchodzącą ekipę Obamy na początku 2017 r. Podobnie, według Białego Domu, stało się z dokumentami znalezionymi w think tanku.

Dokumenty mogą zawierać – zauważają eksperci – tajemnice państwowe dotyczące stosunków USA z takimi krajami jak Rosja, Chiny, Iran czy Korea Północna. Zabranie ich do domu i trzymanie tam po wykorzystaniu w pracy rządowej może być uznane za przestępstwo, jeśli przechowujący uczynił to umyślnie. Merrick Garland powołał specjalnego prokuratora, by rozproszyć podejrzenia, że resort chroni prezydenta. Oznajmiając swoją decyzję, podkreślił, że Hur będzie prowadził dochodzenie, kierując się wyłącznie prawem, a jego nominacja potwierdza oddanie resortu zasadzie „niezależności i odpowiedzialności”.

Hur był dotychczas federalnym prokuratorem okręgowym w stanie Maryland, mianowanym w 2017 r. przez Trumpa. Na stanowisko prokuratora specjalnego, badającego sprawy politycznie delikatne, dotyczące podejrzeń wobec prezydenta lub kogoś z jego otoczenia, powołuje się zwykle prawników związanych z partią opozycji. Śledztwo w sprawie afery seksualnej Billa Clintona prowadził konserwatywny prokurator Kenneth Starr.

Tajne dokumenty u Trumpa

Pikanterii sprawie Bidena dodaje fakt, że od miesięcy departament sprawiedliwości prowadzi dochodzenie na temat nielegalnego przechowywania tajnych dokumentów przez Trumpa w Mar-a-Lago, zabranych przez niego po wyprowadzce z Białego Domu. Śledztwo jest częścią całej serii dochodzeń przeciw byłemu prezydentowi. Media sympatyzujące z demokratami, jak telewizje CNN i MSNBC, nadały mu olbrzymi rozgłos. Po rewelacjach z dokumentami Bidena Republikanie i konserwatywne media domagają się „równych standardów” traktowania obu polityków przez organy rządu.

Liberalne media kładą tymczasem nacisk na różnice między sprawami. W rezydencji Trumpa, przypominają, znaleziono ponad 300 tajnych dokumentów, w think tanku Bidena i jego domu – niewiele ponad dziesięć. Prawnicy Białego Domu podkreślają, że o znalezionych materiałach poinformowali Archiwa Państwowe i niezwłocznie je tam przekazali. Trump z kolei przyznał, że wiedział o dokumentach, ale nie chciał ich oddać, twierdząc nawet bezsensownie, że uważa je za swoją własność i je „odtajnił”. Dokumenty trafiły do Archiwów dopiero po długich sporach z jego adwokatami. Departament sprawiedliwości rozważa nawet postawienie mu zarzutu utrudniania pracy śledczej. Dochodzenie w jego sprawie prowadzi prokurator specjalny Jack Smith.

Życzliwi Bidenowi komentatorzy przedstawiają oba przypadki w konwencji kontrastu, ale nie znaczy to bynajmniej, że prezydent ma problem z głowy. Nie wiadomo przede wszystkim, dlaczego dokumenty w think tanku i jego domu zalegały tam tak długo, czy i kto mógł się do nich dostać i je czytać oraz co dokładnie zawierają. Prawicowi politycy i media pytają też, dlaczego sprawa wyszła na jaw dopiero przed tygodniem, chociaż pierwsze dokumenty znaleziono 2 listopada – na kilka dni przed głosowaniem do Kongresu. Republikanie sugerują, że ukryto to wtedy, by nie zaszkodzić Demokratom w wyborach uważanych za plebiscyt na temat Bidena.

Czytaj też: Nie ma czerwonego tsunami. Umiarkowana wygrana Republikanów

Maile Hillary Clinton

Sprawa jest katastrofą wizerunkową dla prezydenta. Wrogowie Bidena przypominają, że w wywiadzie telewizyjnym kilka miesięcy temu, zapytany o dokumenty u Trumpa, odpowiedział, że jest zdumiony i zaszokowany jego „nieodpowiedzialnością”. Fox News i inne prawicowe tytuły porównują rzecz do afery z urzędowymi mailami Hillary Clinton, przechowywanymi na jej prywatnym serwerze, chociaż też zawierały poufne informacje.

Jeśli Biden rzeczywiście będzie się starał o reelekcję – a decyzję o tym ma ogłosić w lutym – sprawa dokumentów będzie z pewnością do znudzenia nagłaśniana przez jego rywali w prawyborach i republikańskiego oponenta w listopadzie 2024 r.

Podkast: Wybory do Kongresu USA. Nikt nie wygrał, Trump przegrał

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną