Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Putin grozi, straszy, obiecuje. „Znowu jadą na nas czołgi z krzyżami na pancerzu”

Władimir Putin w 80. rocznicę bitwy pod Stalingradem Władimir Putin w 80. rocznicę bitwy pod Stalingradem Associated Press / EAST NEWS
80. rocznica bitwy pod Stalingradem to okazja, której Putin nie mógł zmarnować. Rosjanom obiecał zwycięstwo, a Zachód postraszył. Ma też w pamięci zbliżające się wybory w Polsce.

Władimir Putin odwiedził w czwartek Wołgograd, żeby upamiętnić 80. rocznicę zwycięskiej bitwy pod Stalingradem. Skorzystał z okazji, by oświadczyć, że Wielka Wojna Ojczyźniana wcale się nie skończyła, a naziści są u bram. „Niewiarygodne, ale prawdziwe – mówił. – Znowu nam zagrażają niemieckie czołgi Leopard z krzyżami na pancerzu. Znowu chcą walczyć na ukraińskiej ziemi [ziemi, nie w wolnym państwie] rękoma potomków Hitlera i banderowców”.

W obrazie malowanym przez Putina Rosja nie jest zwykłą ofiarą. Jest ofiarą miłosierną: „my nie wysyłamy swoich [czołgów] na granice tych państw [to o Polsce], które wciągają Europę w nową wojnę z Rosją”. Sprytnie sufluje argumenty tym, którzy przestrzegają przed „trzecią wojną światową”, a zagrożenie widzą nie w agresji Kremla, lecz w sojusznikach Ukrainy.

Nowa wojna ojczyźniana

To do nich Putin kieruje pogróżki. „Wiemy, jak odpowiadać – zasugerował rosyjski przywódca. – Wojna nie zakończy się użyciem broni pancernej”. Nie wiadomo, co dokładnie miał na myśli. Czy skoro nie padły słowa o „broni jądrowej”, to znaczy, że ma świadomość, że straszak nuklearny przestał działać? A może nie padły dlatego, że chiński „senior” nie życzy sobie kryzysu jądrowego? Moskwa zdążyła się zwasalizować w relacjach z Pekinem, rosyjski „junior” zdaje sobie sprawę, że tej czerwonej linii nie może przekroczyć.

Putin sięga więc po mit niezwyciężonej Rosji, zbudowany na kulcie bitwy pod Stalingradem. 1943 r. to był wszak zwrot w II wojnie światowej. Nie bez powodu Putin zapewniał w Wołgogradzie: „zwycięstwo wyssaliśmy z mlekiem matki”. Zachód znów ma się spodziewać porażki, a Rosjanie – zwycięstwa.

To tyleż ryzykowne, co konieczne zapewnienia. Im dłużej bowiem trwa „specoperacja” w Ukrainie i im bliżej jej pierwszej rocznicy, tym bardziej desperacka jest potrzeba sukcesu. Jeśli wciąż będzie się wymykał, wzrośnie presja na jeszcze silniejszą legitymizację wojny. Putin już się musi gimnastykować, uzasadniając mobilizację, tłumacząc liczne ofiary na froncie i brak spektakularnych osiągnięć. Sięga więc po wyraziste figury, czyli potężny, znany i czytelny dla wszystkich Rosjan obraz wroga. Dziś „naziści” to „Anglosasi” (NATO) oraz „banderowcy” (rząd Ukrainy), którzy „znów zagrażają Rosji”.

Niewiele argumentów przemawia do rosyjskiej wrażliwości bardziej niż historyczne analogie. Putin zatem wspomniał, że przed laty „stawką było nie tylko miasto ani Wielka Wojna Ojczyźniana, lecz przetrwanie niepodbitego kraju”. Wojskowi na widowni w Wołgogradzie mają przez to rozumieć, że „Z-operacja to nowa wojna ojczyźniana”. I zamarzyć o zwycięstwie. Prezydent przypomniał: „Jak to często bywało w naszej historii, w decydującej bitwie stawaliśmy razem i wygrywaliśmy”.

Czytaj też: Putin chce zamrozić tę wojnę. Ale czołgi są zbyt gorące

„Zdarza się, Władimirze Władimirowiczu”

Sukces na miarę „Stalingradu” nigdy jednak nie przychodzi bez wysiłku. Wprawdzie armia odbudowuje swoje zdolności bojowe, a wyszkoleni rezerwiści trafią niedługo na front, ale ukraińskie siły też ścigają się z czasem. Opanowują nowoczesną technikę zachodnią i czekają na pociski o zasięgu 150 km, jak informowała kilka dni temu agencja Reutera. To pozwoli zwiększyć skalę operacji, precyzyjnie razić kluczowe cele wroga, w tym te położone głęboko na rosyjskim zapleczu.

Ale Rosja, jak zapewniał Putin, wbrew twierdzeniom „sprzedajnych zachodnich elit” też nie jest osamotniona, ma przyjaciół na świecie: „nawet w Ameryce, także Północnej, i w Europie”. Nikogo konkretnie nie wskazał, ale kremlowscy propagandyści od dawna dyskutują o zbliżających się wyborach prezydenckich w USA i szansach Donalda Trumpa na powrót do władzy; chwalą też rozwagę węgierskiego stanowiska („to nie nasza wojna”) i „dobrych Polaków” spod sztandarów Konfederacji i kampanii „Stop Ukrainizacji”.

80. rocznica bitwy pod Stalingradem to okazja, której Putin nie mógł zmarnować. Do ostatniej chwili jego podróż trzymano w tajemnicy, ale tydzień przed uroczystościami zniknął z życia publicznego gubernator obwodu wołgogradzkiego Andriej Bocharow. Dziś wiadomo, że udał się na kwarantannę, bo Putin wciąż „trzyma dystans” z powodu covid-19. Dwa dni przed rocznicą ograniczono tranzyt samochodów ciężarowych w mieście (korki były gigantyczne), a na ulicach ustawiono ogrodzenia z wykrywaczami metalu. O północy przed przybyciem prezydenta wszyscy operatorzy komórkowi odcięli internet w centralnych dzielnicach, o czym 2 lutego informował na Telegramie kanał „Faridaily”.

Jeszcze bardziej raziły „potiomkinowskie” praktyki lokalnych władz. Tuż przed wizytą Putina włodarze na ostatnią chwilę naprawiali most astrachański, a fasady zrujnowanych, zaniedbanych domów w centrum zasłonili gigantycznymi markizami. Z ulic – jak podał lokalny portal V1.ru – zniknęły nawet bezpańskie psy. Złośliwi komentowali, że zdarzył się cud, bo dziennikarze już dawno alarmowali, że w ubiegłym roku prawie 10 tys. osób, w tym 2,5 tys. dzieci, wymagało pomocy medycznej z powodu zagryzienia w Wołgogradzie i całym obwodzie. Urzędnicy zalecali „unikać obszarów zamieszkanych przez bezpańskie zwierzęta”, a w szkołach rozdawano ulotki z instrukcjami, jak się chronić przed agresywnymi psami.

Wołgograd okazał się tymczasem prawdziwym stachanowcem. Gubernator zapewnił Putina, że projekty federalne są tu w blisko stu procentach realizowane (dokładnie 99,94). Jak podała agencja informacyjna Vysota.102, a za nią kanał agencji RIA Kremlinpool na Telegramie, Putin dociekał, czy to dokładne dane. Bocharow odparł z brawurą: „Zdarza się, Władimirze Władimirowiczu, zdarza się!”.

Czytaj też: Po roku wojny rosyjski Goliat ma podbite oko

Skłócić Kijów z Warszawą

W przeddzień uroczystości odsłonięto też popiersie Józefa Stalina i jego marszałków: Aleksandra Wasilewskiego i Georgija Żukowa, i to 120 m od miejsca pamięci ofiar politycznych represji, co podkreśliła w swych doniesieniach jedynie opozycyjna Meduza. Większość mediów zauważyła głównie, że na tablicach przy wjeździe do miasta „Wołgograd” zmienił się w „Stalingrad”.

Poparcie dla tego pomysłu zbadał powiązany z Kremlem ośrodek sondażowy VCIOM. Okazało się, że większość wołgogradczyków (67 proc.) go nie popiera, twierdząc, że to przedsięwzięcie zbyt kosztowne i pozbawione sensu (po 21 proc.), poza tym nie warto żyć przeszłością (11 proc.). Tylko 7 proc. mieszkańców było na „nie” z powodu niechęci żywionej do samego Stalina. Co ciekawe, pojawiły się, wprawdzie nieliczne, głosy (4 proc.) sugerujące raczej powrót do historycznej nazwy miasta „Carycyn”.

Sprawa nazwy „Stalingrad” wydaje się zamknięta, ale pojawiły się okienka z innymi możliwościami. Putin podczas spotkania z przedstawicielami organizacji młodzieżowych obiecał, że władze będą kontynuować odtajnianie akt dotyczących II wojny światowej. Należy się więc spodziewać nowego frontu wojny, tym razem historycznej. Można się założyć, że przed zbliżającą się, trudną dla Polski i Ukrainy okrągłą rocznicą rzezi wołyńskiej Kreml opublikuje jakieś sensacyjne „dokumenty”, żeby sprowokować konflikt, skłócić Kijów z Warszawą, podzielić sojuszników i rozbić zaufanie między nimi. Kryzys w sam raz przed jesiennymi wyborami nad Wisłą.

Czytaj też: Plan B, czyli jak w czterech krokach pomóc Ukrainie

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną